51. Przez pewien czas będą martwi

563 31 11
                                    

Wszystkiego naj z okazji dnia dziecka skarby.

_______
Freya patrzyła się na mnie z dziwną miną.

- Wstawaj, nie mamy dużo czasu. To umiesz prowadzić czy nie?

Brak potwierdzenia uznałam za potwierdzenie. Zdziwiona Freya wstała i zeskoczyła z tyłu auta na ziemię. Dopiero teraz zauważyła Klausa i Dahlię leżących na ziemi. Przerażona spojrzała na mnie.

- Co się stało? - spojrzała na mnie.

- Przez pewien czas będą martwi. Wolisz jechać z Hope czy z nimi?

- Z Hope.

- Ok.

Podeszłam do brunetki, podniosłam jej martwe ciało i zaniosłam do samochodu. To samo zrobiłam z Nikiem. Freya w tym czasie bawiła się z młodą, która się obudziła. Z bagażnika samochodu, którym przyjechałam wzięłam parę worków z krwią, z których po chwili zaczęłam pić.

- Ile masz lat?

Zdziwiona tym pytaniem, przestałam jeść.

- Pytasz o to ile będę mieć na zawsze lat, czy ile naprawdę mam? - dopiłam resztkę z ostatniego worka. Wrzuciłam je z powrotem do bagażnika. Nie mogę zostawiać śladów.

- O jedno i drugie.

- Mam dwadzieścia dwa, a na zawsze zostanę w ciele siedemnastolatki.

- Dlaczego tak wcześnie zostałaś wampirem?

- Chciałam chronić rodzinę. Pewnie zaraz zapytasz się skąd znam twoje rodzeństwo, prawda? Otóż po tym jak rozstałam się z najbardziej toksyczną osobą jaką znałam, przyjechałam tutaj z moją siostrą, która tak naprawdę nie jest moją siostrą tylko kuzynką. Trzeciej nocy w tym mieście, w barze w którym pracowałam znaleźli się Klaus i Kol. Pomylili mnie z kimś kto uciekał przed Klausem przez ponad pięćset lat. Potem jakoś tak wyszło, że byłam z Kolem i poznałam resztę twojej rodziny. Jedźmy już, znając możliwości tej wariatki mamy mało czasu.

Poszłam w stronę srebrnego samochodu, do którego wsiadłam. Wybrałam numer Bex. Odebrała po trzech sygnałach.

- To nie Freya jest czarownicą, którą najbardziej kochała Dahlia tylko twoja mama. Musicie ją ożywić. Niedługo będziemy - rozłączyłam się.

Rzuciłam zablokowany telefon na fotel obok. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę domu.


*********
Wjeżdżając do miasta, sięgnęłam po telefon z siedzenia obok i wybrałam numer Camille.

- Hej - przywitałam się, gdy odebrała. - Potrzebuję twojej pomocy. W Rousseau's za dziesięć minut.

Rozłączyłam się po czym rzuciłam zablokowany telefon na fotel obok. Po parunastu minutach byliśmy pod barem. Zaparkowałam auto po czym wyszłam z niego. Podeszłam do auta, które prowadziła Freya. Blondynka spuściła szybę.

- Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała.

- Musimy zostawić tu Hope. Będzie tu bezpieczna - otworzyłam tylnie drzwi, złapałam za rączkę od fotelika i wyjęłam go z auta. Zamknęłam drzwi.

Skierowałam się z nią w stronę wejścia do baru. Otworzyłam drzwi. Nikogo tam nie było oprócz siedzących przy barze Cami i Vincenta.

Postawiłam fotelik z śpiącą trybrydą na blacie baru.

- U was zawsze się tyle dzieje - powiedział czarownik.

- Uroki bycia częścią tej rodziny. Przyjdę po nią niedługo - spojrzałam w zielone oczy blondynki. - W razie czego dzwoń.

- Dobrze - odpowiedziała.

Wyszłam z wampirzą szybkością z baru i wsiadłam do srebrnego samochodu. Kierowałam się w stronę domu. Teraz tylko trzeba ich zabić. Odwróciłam głowę do tyłu. Nie myliłam się w tym że wariatka będzie kąbinować. Sztylet wbity w serce Klausa, topi się. Mamy niewiele czasu. Mam nadzieję, że Esther jest już na tym świecie. Wyjęłam buteleczkę z truciną. Otworzyłam ją i chwilę trzymałam w rękach. Przyłożyłam buteleczkę do ust po czym na raz wypiłam całą jej zawartość.

Zatrzymałam się pod domem. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam tylnie drzwi. Wzięłam ciało Dahli i zaniosłam je do domu. Freya zrobiła to samo z ciałem Nika.
Gdy byłyśmy już w środku do pomieszczenia wpadł Elijah z jakąś zakutą w kajdany blondynką. Czyli tak naprawdę wygląda Esther.

- Tatia? - przerażona patrzyła na mnie

Dlaczego każdy musi nas mylić?

- Nie. Jestem Katherine - przedstawiłam się.

- Gdzie Hope? - spytała Bex. Nawet nie zauważyłam kiedy weszła.

- Jest z Cami w Rousseau.

Poczułam bardzo silny powiew wiatru za mną. Odwróciłam się za siebie. Zobaczyłam wariatkę, która była żywa i nie zadowolona.

- Jak mogłaś wypić tą truciznę?! Stworzyłam cud, który bezmyślnie zniszczyłaś! - wariatka była wściekła.

Szkoda, że nie wie, że to co wypiłam to jedna czwarta tej trucizny zmięszana z wodą, więc nic nam nie zrobi.

- Jaką truciznę? - usłyszałam głos Klausa za sobą.

- Nieważne - odpowiedziałam.

Oni coś mówili, ale nie dochodziło to do mnie. Z sekundy na sekundę dźwięki były coraz bardziej niesłyszalne, a obraz jaki widziałam stał się coraz bardziej czarny.




Chciałam wejść do salonu, ale Hayley nie chciała mi na to pozwolić.

- Muszę tam wejść! - próbowałam otworzyć drzwi.

- Nie możesz, inaczej zrobią ci to samo co mi, albo coś gorszego - zastawiała mi drogę.

- Zejdź mi z drogi! - rzuciłam nią o ścianę.

Wywarzyłam drzwi i weszłam do środka. Widok jaki zastałam zdziwił mnie. Klaus miał w siebie wbity kołek z białego dębu i się palił. Na podłodze było pełno krwi.

- Elijah co się stało? - spojrzałam na pierwotnego, który nie miał na sobie garnituru, tylko koszulę. Koszulę która jest cała w krwi.

On nie odpowiedział. Zauważyłam, że coś trzyma coś na ręcach, owinięte w biały materiał. Gdy podchodziłam bliżej okazało się, że to kilkudniowe dziecko, a świadczyła o tym lekko zaróżowiona skóra.

- Teraz już nic nie stoi Deliliah i nam na przeszkodzie.

The Vampire DiariesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz