𝐈𝐕

5K 227 21
                                    

Ze snu wyrwało mnie mocne szarpnięcie. Rozbudzona otworzyłam oczy, przed którymi zobaczyłam wilkołaka. Warczał na mnie przeraźliwie, ściągając mnie z kanapy. Z hukiem wylądowałam na ziemi, na co ten lekko mnie kopnął.

- Ruszaj dupę Sparks. - Warknął, siłą podnosząc mnie z ziemi.

Ja nadal nie do końca rozumiejąc, co się dzieje, stanęłam na prostych nogach i spojrzałam na mężczyznę. Był ubrany w wojskowy mundur i był wygolony na łyso. Wojskowy.

- Tak jest... - Nie miałam pojęcia, do kogo się zwracam. Jednak skoro przyjechał po rekrutów, pewnie nie ma zbyt wysokiej rangi.

- Po prostu się rusz. - Złapał mnie za ubrania i wyprowadził z budynku.

Na placu stało ustawionych w rzędzie dwadzieścia wilkołaków. Wojskowy wepchnął mnie do szeregu, a ja wyprostowałam się. Od razu wyczułam, że reszta też się boi i nic w tym dziwnego. W końcu od dziecka słyszałam, że w wojsku nie ma ulgowego traktowania. Nieważne, czy jesteś dzieckiem potężnego alfy, czy też pary delt. Ponoć wszystkimi rzucają, jak workiem śmieci i drą się równo po każdym.

Przed nami przeszło dwóch wojskowych. Każdemu z nas podano nieśmiertelnik. Była to pierwsza rzecz, którą otrzymywali żołnierze. Następnie wszystkich wpakowano do wozów i tak ruszyliśmy do najbliższego punktu zbiorowego.

Kiedy dotarliśmy na miejsce ponownie się rozejrzałam. Znowu dużo betonu i metalu. Nic czym można by było się, jakoś szczególnie zachwycać. Stanęliśmy w rzędzie, a wojskowi zasalutowali. Moim oczom ukazał się najprzystojniejszy facet, jakiego moje oczy w życiu widziały. Miał złote oczy i czarne nieco dłuższe włosy, które pewnie wymagały już golenia. Obcisła czarna koszulka, która idealnie podkreślała jego pokaźne mięśnie. Był bardzo wysoki, a jego wyraz twarzy niewiele mi zdradzał. Jakby był kompletnie obojętny na to, co właśnie się dzieje.

- Wszyscy jesteście słabymi szczeniakami! - Zwrócił się do nas, podchodząc bliżej. - A nasza rasa nie potrzebuje mięczaków! Musimy być silni i twardzi, by nadal rządzić tym za co nasi przodkowie oddali życie i zdrowie! Dlatego zrobię z was wszystkich prawdziwe wilkołaki! Jednak to wymaga paru zasad! - Dodał, podchodząc do nas jeszcze bliżej. - Jecie, śpicie i przemieniacie się tylko na mój rozkaz! Jeśli wam na to nie pozwolę, nie będziecie jeść nawet kilka dni! Teraz to ja jestem waszym alfą i macie mnie słuchać! Czy to jasne!?

- Tak! - Odpowiedzieli chórem kadeci. Ja jednak byłam w takim szoku, że nic nie powiedziałam.

- Spytałem, czy to jasne. - Mężczyzna podszedł do mnie i złapał mój nieśmiertelnik. - Sparks, córka alfy. Masz się za lepszą? Zbiera ci się na bunt, czy o co chodzi? - Spotkał, a jego oczy stały się czerwone. - O coś spytałem. - Przyciągnął mnie za pomocą nieśmiertelnika, a we mnie wzbudziły się bojowe instynkty.

Kopnęłam go w krocze i odepchnęłam od siebie. Trenowałam walkę w zasadzie cały życie i nie miałam oporów w walce. Jedynie nie byłam gotowa zabijać ani krzywdzić bardziej dotkliwie. Pozostali wojskowi zaczęli na mnie warczeć, a kadeci odsunęli się, jakby ktoś straszył ich rtęcią. Nasz nowy alfa, jak to się określił, wyglądał na wkurwionego. Podszedł do mnie i uderzył mnie prosto w twarz, przez co wycofałam się dwa kroki. Warknęłam na niego i ruszyłam w jego stronę.

Wymierzyłam w niego cios, jednak on złapał moja pięść, przy okazji odsłaniając żebra. Uderzyłam w odsłonięte ciało, na co ten nawet nie zareagował. Wykręcił moją rękę, na co padłam na kolana. To była moja okazji. Wbiłam pazury w jego udo i zostawiłam na nim spory ślad. On puścił moja rękę, na co ja podniosłam się z ziemi i kopnęłam go z półobrotu. Niech wie, że na słabą nie trafiło. Kiedy spróbowałam to powtórzyć, złapał moją nogę i rzucił mną o ziemie. Kiedy zawisł nade mną, spróbowałam go kopnąć, jednak złapał moją nogę. Wzięłam zamach i gdybym użyła pazurów pewnie rozcięłabym mu twarz. Wtedy jednak mogłabym pozbawić go wzroku, a tego nie chciałam, dlatego moje uderzenie, nie zrobiło na nim większego wrażania. Mężczyzna w końcu zacisnął potężne dłonie na mojej szyi, pozbawiając mnie dostępu do tlenu. Początkowo walczyłam, choć szybko okazało się, że nie mogę nic zrobić. Poczułam, jak tracę kontakt z rzeczywistością, a przed oczami pojawiają mi się czarne plamy. Poczułam łzę spływająca po moim policzku z powodu braku tlenu. Wtedy nowy alfa mnie puścił.

Zakasłałam kilka razy, biorąc łapczywe wdechy. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na kadetów, którzy wszystkiemu się przyglądali. Ktoś się śmiał, ktoś podziwiał moja odwagę, mi jednak było strasznie głupio. Ośmieszyłam się przed wszystkimi i podpadłam swojemu przywódcy.

- Jasne. - Wydusiłam z trudem, spoglądając na mężczyznę, który chyba był zadowolony z pokazu siły, jaki urządził.

- Jestem generał Carlos Murrey, ale zwracajcie się do mnie generale lub alfo i wiedzcie, że nie będę znosił takiego zachowania. - Warknął w moją stronę, a ja spuściłam głowę na znak szacunku. Przegrałam i musiałam się z tym pogodzić. - Rozejść się, ale już!

- Za mną! - Wydarł się jeden z wojskowych, ruszając w stronę jednego z budynków. Szybko zebrałam się z ziemi i ruszyłam za nim.

Całą drogę szłam ze spuszczoną głową. Cholerne odruchy. No, ale ja przecież nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie odwaliła. To był mój odruch. Tylko się broniłam, jednak to nikogo nie obchodziło. Postawiłam się przełożonemu i mi się dostało.

- Sparks. - Zwrócił się do mnie żołnierz. - Ty na razie zostajesz tutaj. - Mężczyzna otworzył jedne z drzwi. - Tylko nikogo nie zaatakuj. - Dodał rozbawiony, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

Weszłam do pokoju. Stało w nim metalowe łóżka, a w kącie była umywalka, nad którą wisiało pęknięte lustro. Moja torba już leżała na łóżku. Jedynym plusem bycia dzieckiem alfy jest posiadanie osobnego pokoju. Czasem dzieli się go z jedną lub dwoma osobami. No, ale to zawsze lepiej, jak spać w pięćdziesięciu.

Podeszła do umywali i spojrzałam na lustro. Na mojej szyi widniał śladu po duszeniu. Pewnie za pół godziny nie będzie po nim śladu. Westchnęłam cicho i przemyłam twarz zimną wodą, to był cholernie nieudany dzień. Jednak niczego innego po swoje służbie nie byłam w stanie się spodziewać. Zamierzałam się umyć i iść spać. Na razie mam własną łazienkę, ale tylko do czasu aż przewiozą nas do ośrodka treningowego. Do niego najłatwiej dostać się drogą powietrzną, dlatego muszą sprawdzić helikoptery, żeby nas przetransportować.

Kiedy usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi, odwróciłam się jak oparzona. Kiedy zobaczyłam w nich Carlosa, byłam pewna, że to mój koniec.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz