𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈

4K 213 22
                                    

Czy przypadkowi ludzie zebrani w zespół mogą stać się dla siebie ważni? Zależy. Jedni będą obojętni. Inni będą się nienawidzić. A jeszcze inni się dogadają, a może nawet pokochają. I tak właśnie jest w wojsku. Niektórych uwielbiasz, a na innych nie możesz patrzyć. Jednak czasem musisz zapomnieć o własnych uprzedzeniach. Iść na pewną śmierć z osobami, których nienawidzisz. Życie przepełniają momenty, w których robimy rzeczy, na które w żadnym wypadku nie mamy ochoty. Niestety nasze istnienie to nie zabawa ani film, w którym życie głównych bohaterów jest po prostu idealne. Sama egzystencja nie raz zmiesza cię z błotem i udowodni ci, jak bardzo cię nienawidzi. A ty pozbawiony większego wyboru, będziesz żył, czasem się uśmiechając, a czasem płacząc. Aż którego dni zrozumiesz, że najbardziej nienawidzisz siebie samego.

- Sav rusz się. - Boe złapała moją kostkę i wyciągnęła mnie z łóżka. - Chłopaki już pewnie czekają.

- A co jeśli ja wolę spać? - Spytałam, odgarniając włosy z twarzy.

Po ostatniej udanej akcji dostaliśmy dzień wolnego. Według dowództwa powinniśmy pracować nad zacieśnianiem więzi. Problem jest w tym, że ja wolałabym przespać ten dzień. Jednak Alisha uparła się, że mam iść.

- Wiesz, że będzie Carlos? - Spytała, a ja spojrzałam na nią wzrokiem w stylu "i co z tego?" - Byłam pewna, że chętnie spędzisz z nim trochę czasu. Dobrze się dogadujecie, a Alfa wydaje się być tobą nad wyraz zainteresowany.

- Alisha błagam cię. - Przetarłam twarz dłonią. - Dla tego faceta nie istnieje nic poza służbą. A ty powinnaś o tym wiedzieć. No i błagam cię, ja i on? I co może jeszcze anioł i diabeł.

- Daj spokój. Jest między wami ta chemia. - Oświadczyła ciemnoskóra, prezentując rząd białych zębów. - No a nawet jak nie to mamy wolne. Bez treningów i musztry, więc ja naprawdę chce się zabawić. Tobie też by się przydało, bo jesteś podejrzanie mało zabawowa, jak na swój wiek.

- Jeśli tam pójdę, ale wyjdę po piętnastu minutach, bo będę się nudzić, to dasz mi spokój? - Spytałam, wzdychając ciężko.

- O nic więcej nie proszę.

Zwlekłam się z łóżka i naciągnęłam na tyłek czarne wojskowe spodnie. Do tego zwykły, biały podkoszulek i buty. Włosy wyjątkowo pozostawiłam, rozpuszczone jedynie je przeczesując. Potem wraz z Boe dotarłyśmy na stołówkę. Faceci siedzieli, pijąc piwo. Naprawdę nie wierzę, że ktoś im je dał.

Moja towarzyszka od razu podeszła do chłopaków i wzięła od nich alkohol. Ja, nie zamierzając stać jak ten kołek, podeszłam do nich i usiadłam obok. Ostatecznie po kilku minutach namowy towarzyszy wzięłam piwo.

Oddział rozmawiał o rzeczach, na których ja kompletnie się nie znałam. Niektórzy opowiadali coś o sobie, a inni o swoich rodzinach. Czułam się w tym wszystkim nieco zagubiona. Nie znałam ich. Mimo kilku tygodni nie umiałabym większości z nich nazwać po imieniu. Dlatego czułam się nieswojo i dodatkowo nudziłam się niemiłosiernie. Dlatego po pół godziny po prostu postanowiłam wyjść. I szczerze nikt nawet nie zauważył.

Początkowo chciałam wrócić, jednak kiedy dostrzegłam, że pada od razu, ruszyłam na zewnątrz. Zawsze uwielbiałam deszcz i wszystko, co z nim związane. Dlatego opuściłam budynek główny i stanęłam na zewnątrz, przyglądając się błyskawicom na niebie. Zaczęła się burza.

~Carlos~

Stałem na zewnątrz, przyglądając się burzy. Cieszyłem się, że dzisiaj mieliśmy wolne. Naprawdę treningi w takiej pogodzie nie są niczym przyjemnym. Nagle, kiedy spojrzałam w bok, dostrzegłem Savannah. Stała, przyglądając się temu, co właśnie się dzieje. I wtedy coś we mnie zaskoczyło. Ruszyłem w jej kierunku i stanąłem obok. Ona mnie widziała, jednak nic nie powiedziała.

Chwila milczenia. Nie tego niezręcznego, które panuje, kiedy nikt nie wie, co powiedzieć. To była chwila milczenia, podczas której podziwialiśmy siłę samej matki natury, jednocześnie ciesząc się swoim towarzystwem. Chociaż żadne z nas nie umiało tego powiedzieć.

- Czemu nie jesteś z resztą? - Spytałem, kiedy wyczułem, że cisza zaczyna nas męczyć.

- Mogłabym spytać o to samo. - Stwierdziła, spoglądając na mnie.

- Jednak ja byłem pierwszy. - Zauważyłem, spotykając się ze spojrzeniem jej dwukolorowych oczu. - Więc?

- Nie czuję się wśród nich dobrze. Wyraźnie czuję, że jestem nowa. - Skrzyżowała ramiona na piersiach. - Gadają o rzeczach, na których temat nie mam pojęcia. Mówią coś o sobie i swoich rodzinach, a ja nawet nie znam ich imion. - Wyznała nagle, uciekając ode mnie wzrokiem.

- Więc może, zamiast uciekać spróbujesz ich poznać? - Zasugerowałem rzecz, która wydawała się tak oczywista. Jednak nie dla wszystkich taka była. - Spędz z nimi czas. Inaczej ich nie poznasz.

- Czułeś się kiedyś zbędny? Niechciany? Niepotrzebny? - Spytała, na co ja jedynie skinąłem głową. - Ja tak się tutaj czuje.

- Każdy z was jest potrzebny. A ty musisz tylko przestać użalać się nad sobą i zacząć coś robić by mogło się to zmienić. - Oświadczyłem ostro, wiedząc, że łagodny ton nigdy nic nie daje. - Chodźmy. - Rzuciłem, ruszając do środka.

- Dokąd? - Spytała, jakby to wcale nie było takie oczywiste.

- No do reszty. - Odpowiedziałem, odwracając się by na nią spojrzeć.

Savannah w końcu ruszyła za mną. Teraz szliśmy, ponownie milcząc, po chwili docierając do reszty. Nasze wspólne pojawienie się wzbudziło niemałe poruszenie. Jednak ja nic sobie z tego nie zrobiłem. Po prostu usiadłem przy reszcie, biorąc do ręki piwo. Nie musiałem czekać długo, aż Sparks zrobi to samo.

Nie była typem wylewnej osoby. Lepiej wychodziło jej słuchanie, jak mówienie. Szybko zdążyłem to zauważyć. I chyba to w niej polubiłem. Nie była jedna z tych nastolatek, które nie umiały usiedzieć w miejscu. Była raczej spokojna. Nigdy nie mówiła, by po prostu mówić. Miałem podobnie. Może dlatego czułem się przy niej tak dobrze. Oboje umieliśmy docenić chwilę milczenia. Jednak potrafiliśmy też rozmawiać.

Kiedy inni mówili, my po prostu słuchaliśmy. Chciałem by dostrzegła, że nie trzeba mówić, by być częścią rozmowy. W końcu by istniała rozmowa, ktoś musi słuchać. A kiedy kilku facetów się przekrzykuje, ktoś milczący naprawdę się przydaje.

- Jutro planowo trening. - Oświadczyłem, kiedy dzień dobiegał końca. - Lepiej się wyśpijcie, bo jutro trening będzie podwójnie trudny.

Ruszyłem w stronę pokoi. Reszta też już się powoli zbierała. Kiedy byłem już blisko swojego lokum, dostrzegłem Tess. Zajmuje się pocztą i innymi taki pierdołami.

- Carlos dobrze cię wiedzieć. - Oświadczyła, jak zawsze szeroko uśmiechnięta brunetka. - Poczta dla twojego oddziału już przyszła.

- Pokaż, co tam masz. - Podszedłem do niej i odebrałem kilka białych kopert. - Dzięki.

- To ja dziękuję. Od chodzenia po tych schodach można się zajebać, więc oszczędziłeś mi dzisiaj zawału.

Pokręciłem rozbawiony głową na słowa kobiety. Szybko przejrzałem adresatów i akurat dostrzegłem jednego z nich.

- Sparks. - Zwróciłem się do kobiety. - To do ciebie. - Podałem jej biała kopertę. Kiedy odczytała nadawcę, wydawała się średnio zadowolona. - Wszystko w porządku?

- Co? Tak. Po prostu się nie spodziewałam. - Posłała w moją stronę niezbyt szczery uśmiech. - Dobranoc.

- Dobranoc. - Rzuciłem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Coś było definitywnie nie tak.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz