𝐗𝐋𝐕𝐈

2.7K 133 20
                                    

Wiara jest czymś, czego wszyscy potrzebujemy. I bez względu na to, czy jest to wiara w bóstwo czy drugą osobę, cechuje się pewnym oślepieniem. Przez wiarę często przestajemy dostrzegać pewne oczywiste rzeczy. Przestajemy wierzyć w fakty, które podważają naszą wiarę. Co wydaje się być zachowaniem skrajnie nielogicznym. Jednak my tego potrzebujemy. Głównie dlatego, że wiara jest wartościowa. Daje nam nadzieje na lepsze jutro. Takich jak przekonanie, że jest coś po śmierci, a nasze istnienie ma głębszy sens. Stanowi odpowiedź na pytania, na które inaczej znaleźć nie potrafimy. Słowem wiara często jest nam potrzebna, byśmy mogli spać spokojnie.

Dla buntowników wiara w zbuntowanego wilka była ważna. Głównie dlatego, że był ich światełkiem w tunelu. Dawał im nadzieję, której tak potrzebowali, by nie dać się pokonać trudom codzienności. Bo jako jeden z niewielu dawał im wiarę na to, że któregoś dnia będzie łatwiej. Znowu będą mogli nazwać się wolnymi, a cudowne czasy, kiedy to oni władali, powrócą i zapomną o tym koszmarze. Dał im wiarę w coś, w co dawno przestali już wierzyć. I dlatego poszli za nim na wojnę, która pochłonęła tysiące istnień. Zaczęli z góry przegraną wojnę, bo on tego chciał.

Dlatego nie mogłam sobie wyobrazić, co musieli poczuć, kiedy usłyszeli jaka jest prawda. Słowa buntownika poszły w świat dokładnie o dziesiątej i wtedy też rebelia zaczęła się rozpadać. Ten, w którego wierzyli, okazał się oszustem. Niczym zdemaskowany fałszywy bóg. To zachwiało ich wiarą. Zabiło nadzieję na lepsze jutro. I sprawiło, że zwątpili w wojnę, którą zaczęli. Utracili sens umierania za sprawę, która okazała się być ślepą uliczką.

- Za równo miesiąc, skłonię ich, by uderzyli na pałac królewski. Kiedy obalą króla i wykończą jego rodzinę, to ja zajmę jego miejsce.

Nie mam pojęcia, do kogo miała trafić ta wiadomość. Może do innych wilkołaków, które przyłączyły się do rebelii, by wykorzystać tych ludzi do zmiany rządów. Tego jednak nigdy się nie dowiemy. Wiem jednak, że to musiało uderzyć w tych powstańców. Ludzie musieli czuć się wykorzystani i oszukani. A to na pewno nie wpłynęło dobrze na ich ruch oporu.

- To powinno na jakiś czas zatrzymać ruch buntowników. - Stwierdził król, który razem z nami przysłuchiwał się wypowiedzi zdrajcy własnej rasy. - Jednak go nie wyeliminuje. Tak długo, jak ludzie będą istnieć, będą walczyć o wolny świat. Jeśli nie dla siebie, to dla następnych pokoleń. Dlatego to osłabiło ich tylko na jakiś czas.

- A co zrobimy z tym buntownikiem? - Spytał Carlos, spoglądając na swojego ojca.

- Myślę, że wkurzeni ludzie go osadzą. To raczej nie nasz problem. - Stwierdził mężczyzna, krzyżując ramiona na piersi. - Poza tym drugi raz ludzie nie dadzą się wykorzystać, więc on raczej nie stanowi już zagrożenia.

- Więc wychodzi na to, że przez jakiś czas będzie spokojniej. - Stwierdził jeden z generałów, na co wszyscy zgodnie przytaknęliśmy głowami.

- Więc, odmaszerować. - Rozkazał król, po chwili przenosząc wzrok na naszą dwójkę. - Sparks, Murray, wy zostańcie jeszcze na chwilę. - Dodał, a kiedy wszyscy pozostali opuścili salę, uśmiechnął się do nas szeroko. - Jak przygotowania do ślubu? - Spytał, przyglądając się nam z uwagą.

- Praktycznie wszystko gotowe. Mamy już osobę, która udzieli nam ślubu. Salę też mamy i alkohol. Goście zaproszeni. Więc w zasadzie to możemy się chajtać. - Stwierdził mój narzeczony, uśmiechając się lekko. - Kiedy przyjedzie mama?

- Powinna dojechać dzisiaj w nocy. Także będzie na ceremonii, o to się nie martw, synu. - Zapewnił wilkołak, po czym przeniósł na mnie spojrzenie. - Savannah, chciałem...

- Żadnych przeprosin. - Wtrąciłam, nim ten zdążył dokończyć. - Miałeś swoje powody, by powiedzieć mi to co powiedziałeś. I w sumie to nawet zrobiłeś to słusznie. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami.

Nie zamierzałam kryć urazy za to, co się stało. W końcu to nie było nic takiego. Martwił się o syna i myślał o swoich wilkach, których losy mocno związane były z tą wojną.

- Cieszę się, że nie kryjesz do mnie urazy. - Oświadczył, na co ja skinęłam głową. - Idźcie już. Zapewne macie jeszcze kilka kwestii do omówienia.

Zgodnie z prośbą króla wyszliśmy z sali. Wraz z Carlosem udaliśmy się w stronę jadalni. Od kilku dni myślałam nad jedną sprawą, która nie dawała mi spokoju. Dlatego zamierzałam omówić ją z narzeczonym.

- Carlos. - Wypowiedziałam jego imię, by zwrócić na siebie jego uwagę. A kiedy ten na mnie spojrzał, kontynuowałam. - Nie uważasz, że powinniśmy zaprosić nasz oddział? Mimo wszystko znamy się całkiem dobrze i spędzamy razem dużo czasu. I wiem, że to wydałoby twoją tajemnice o pochodzeniu, jednak myślę, że znają cię na tyle, by to nie wpłynęło na ich zdanie na twój temat.

- Myślę, że możemy ich zaprosić. - Stwierdził wilkołak, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

Przygotowania poszły nam sprawnie i bez zbędnych kłótni. I szczerze to mam wrażenie, że naszym bliskim bardziej zależało na wystawności tego dnia, jak nam. Co było całkiem zabawne. Zwłaszcza kiedy Michael - jeden z braci Carlosa - zasugerował, że ten powinien kupić mi pierścionek zaręczynowy. Tylko rzecz w tym, że ja go nie potrzebuje. Poza tym i tak nie mogłabym go nosić. Bo niby gdzie? Na front, czy na narady wojenne? Poza tym nie potrzebowałam jakiejś błyskotki, która rzekomo miała być dowodem miłości Carlosa. Byłam pewna, że go kocham z nieco innych powodów.

To brzmiało głupio, jednak kiedy przychodziłam do naszego pokoju i widziałam go uzupełniającego papiery, czy pijącego kawę, na nowo uświadamiałam sobie, że to jest ten facet, z którym chcę spędzić resztę życia. I za każdym razem, kiedy robił mi kawę i zawsze pamiętał jaka ona ma być. Lub kiedy załatwiał mi nowy nieśmiertelnik i wybrał tytanowy, bo wie, że mam alergię na ten standardowy. W takich momentach po prostu widziałam, że mu zależy. I to na tyle, by pamiętać o szczegółach, które potrafią umknąć, kiedy nie jesteś wystarczająco uważny. I może to nie brzmi najromantyczniej na świecie, ale miłość to dla mnie coś więcej niż piękne kwiaty, drogie prezenty, romantyczne miejsca, a nawet seks, który zawsze kończy się orgazmem. Taki obraz miłości przedstawiają nam filmy. I jest on wyjątkowo złudny. Dlatego, że dla mnie prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy dobiorą się dwie osoby o podobnych poglądach i stylu życia. Które dbają o siebie i pamiętają o najgłupszych szczegółach. I nawet kiedy czasem im się nie układa, to ostatecznie zawsze znajdują tę nić porozumienia.

Ja znalazłam to w Carlosie. W mężczyźnie, który zauważał szczegóły. Wiedział, po której stronie łóżka wolę spać i ile słodzę. Czego nie lubię i na co mam alergie. W facecie, który rozumie, że czasem nie mam ochoty na seks. I tak jak ja, nie chce posiadać dzieci. W wilkołaku, który wierzył we mnie, kiedy nikt już nie był w stanie. Znalazłam to w mężczyźnie, który nauczył mnie walczyć o samą siebie i pomógł mi odkryć, czego pragnę i jak zamierzam spędzić życie. Właśnie dzięki niemu zrozumiałam, czym jest prawdziwa miłość.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz