𝐗𝐗𝐕𝐈

3.9K 209 48
                                    

~Carlos~

Byliście kiedyś zagubieni we własnych emocjach? I to do tego stopnia, że ciężko było wam nawet je nazwać. Bo ja byłem pogubiony w zasadzie od zawsze. Nigdy nie byłem dobry w mówieniu, o tym co czuję. Złość i smutek były od zawsze tak do siebie podobne. A niedawno w moim życiu pojawiła się Savannah. Ta kobieta po raz kolejny wszystko skomplikowała. Przez nią po raz kolejny czułem się zagubiony. A wczorajszy pocałunek, który był jedną z najwspanialszych rzeczy na świecie, dodatkowo wszystko zagmatwał. Kiedyś obiecałem sobie, że nigdy nikogo nie pokocham. Nie byłem materiałem na męża. I pewnie nigdy nim nie będę. I do tej pory to wszystko wydawało się takie proste. A teraz patrzę na śpiącą wilczyce i czuję przyjemne ciepło w okolicach serca. Bo mogłem jej pomóc. Bo jest obok mnie bezpieczna. A chyba przede wszystkim dlatego, że oddała pocałunek. Ona obdarzyła mnie tym samym lub przynajmniej podobnym uczuciem.

Savannah wyróżnia się na tle innych kobiet. Przez to przyciągała moją uwagę. Nie była silna, bo umiała pokonać wszystkich i wszystko wychodziło jej perfekcyjnie. Nie była potężna, bo widok trupów nie robił na niej wrażenia, a ona zabijała sobie od tak. Była niepokonana, bo mimo własnych słabości walczyła i się nie poddawała. Wczoraj mogła odejść. Oświadczyć, że dotarła na granice własnej wytrzymałości. Jednak ona tego nie zrobiła. Mimo że chciało jej się wymiotować i płakać jednocześnie, została do końca i pomogła nam zbierać trupy. To była prawdziwa siła Savannah’y.

Ja na jej etapie nie poradziłem sobie lepiej. Naciągało mnie i często wymiotowałem. Nie od razu mogłem być obojętny, na to co widzę. Moją siłą był wtedy upór i jak to niektórzy określili, umiejętności przywódcze, które przejawiałem. Dzięki nim mój poprzedni przełożony dał mi szanse. I właśnie dzięki nim tu dzisiaj jestem.

Odgarnąłem kosmyk włosów z twarzy wilczycy. Jej uroda kupiła mnie od razu. To spojrzenie dwukolorowych oczu. To dobrze zbudowane ciało pozbawione bardziej kobiecych krztałtów, które szczerze mnie nie pociągały. A na końcu jej osobowość, która była pod wieloma względami niepowtarzalna.

- Savannah. - Zwróciłem się do niej, a ta lekko otworzyła oczy. - Musimy iść. Kogoś ci przedstawię.

- Niby kogo? - Spytała zaspana, pocierając twarz dłońmi.

- Zobaczysz, a teraz wstawaj. - Poleciłem, sam podnosząc się z łóżka.

Ubrałem na siebie bokserki i szybko zrobiłem kawę. Są wielkie plusy bycia dowódcą. Bo przyznaję, że bez porannej kawy to jestem do niczego, następną godzinę po przebudzeniu. Podałem jeden kubek Sav, która nawet nie zebrała się z łóżka. Szybko wypiłem, co moje i skończyłem ubieranie się, następnie skupiając się na wilczycy.

- Ty zawsze masz takie ruchy? - Spytałem, patrząc na kobietę, która leżała w łóżku i piła kawę. - Ja nie chcę nic mówić, ale to, co stało się wczoraj, w żaden sposób nie wpływa na fakt, że masz jakieś fory. - Oświadczyłem, na co ta uśmiechnęła się lekko.

- Nie liczę na to alfo. Tylko jeszcze nawet nie wzeszło słońce. Zwykle nie budzisz nas aż tak wcześnie. - Zauważyła, w końcu dopijając kawę.

To racja. Zazwyczaj treningi zaczynają się wraz ze wschodem słońca. Chyba, że robimy nocny trening. Wtedy wygląda to trochę inaczej.

- Masz rację. Problem w tym, że my nie zbieramy się na trening. - Wyjaśniłem, podając jej nowy mundur. - Zdradzę, że przedstawię Ci osobę, po którą przyszli buntownicy. Niewiele osób wie, że tutaj jest, jednak tobie ufam. I przy okazji naprostujemy pewną sprawę.

- Dobrze. - Rzuciła i spojrzała na mundur. - Nowy? I jakby inny.

- To mundur oficjalny. Wiesz taki do odbierania odznak i na wizyty ważnych gości.

Savannah pokiwała głową i wstała z łóżka. Ubrała na siebie bokserki i stanik sportowy. Na to ubrała czarne wojskowe spodnie. Czarny golf bez rękawów, wojskowe buty i naturalnie czarną marynarkę. Chociaż w kroju przypominała ona bardziej coś w stylu dżinsowej kurtki. Nie mam pojęcia, kto to wymyślił i nigdy nie trzeba mi było tego wiedzieć. Włosy natomiast uczesałem jej ja, kiedy myła zęby. Przyznaję, że cholernie lubię to robić.

Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy po schodach, by dostać się na najwyższe piętro. Kątem oka obserwowałem Savannah, której ogromną ilość stopni wydawała się nie przerażać. Jednym z ważniejszych części mojego treningu jest bieganie po schodach. Nic tak nie wyrabia kondycji. Kiedy dotarliśmy na samą górę, zapukałem do drzwi, czekając na pozwolenie by wejść.

- Wejść! - Silny i donośny głos było słychać pewnie jeszcze dwa piętra niżej.

Wszedłem do środka i zobaczyłem wysokiego faceta o czarnych włosach i fioletowych oczach. Spojrzał na mnie ostro, jednak po chwili jego wyraz twarzy złagodniał.

- Synu. - Rzucił i podszedł do mnie, zamykając mnie w swoim uścisku.

- Hej, tato. Dobrze, że dotarłeś bezpiecznie. - Oświadczyłem, po chwili się od niego odsuwając. - To jest Savannah Sparks. - Przedstawiłem ją, kiedy zauważyłem, że ojciec dostrzegł jej obecność.

- Narzeczona twojego brata. - Poinformował mnie, jakbym wcale o tym nie wiedział. Podszedł do Savannah, a ta wyglądała jakby chciała uciec. Pokłoniła mu się lekko w geście okazania szacunku. - Oj daj spokój. Przecież... - Zaczął, jednak nie dokończył. - Pachniesz, jak Carlos. - Stwierdził i spojrzał na mnie.

- Wiem, że miała wyjść za Dante'ego. Jednak co ci poradzę, że się zakochałem? - Spytałem, pierwszy raz nazywając swoje uczucia do wilczycy.

Savannah spojrzała na mnie zszokowana, zakrywając usta dłonią. Mimo tego, co się wczoraj wydarzyło chyba, nie mogła w to uwierzyć. Za to mój ojciec? On wydawał się być zachwycony tym faktem.

- Nieważne. Dante jeszcze nawet jej nie poznał. Znajdziemy mu kogoś innego. - Stwierdził, wykonując jakiś dziwny gest dłonią. - Synu nawet nie wiesz, jak się cieszę. Już myślałem, że siłą będę musiał zmusić cię do małżeństwa. - Przeniósł wzrok na Sav. - A ty się tak nie trzęś. Teraz jesteśmy rodziną i nie musisz się mnie bać. Zwłaszcza, że dokonałaś niemożliwego. On widzi tylko pracę. I ma to po mnie.

Mimo że nie był moim biologicznym ojcem, nigdy nie dał mi tego odczuć. Często powtarzał, że mam coś po nim lub po mamie. Co było w gruncie rzeczy bardzo miłe. Bo mimo wszystko to oni mnie wychowali. To mój ojciec, który uczył mnie wiązać buty, czytał mi bajki i nigdy nie pozwolił mnie skrzywdzić. To, że mnie nie spłodził, nie robiło mi żadnej różnicy. Bo dbał o mnie dokładnie tak, jak o swoich biologicznych synów.

- Trochę to potrwało, ale ktoś w końcu musiał zdobyć jego serce, prawda? - Spytała rozbawiona Savannah, a mój ojciec uśmiechnął się jeszcze szczerzej.

- Mało, który mężczyzna jest odporny na urok wszystkich kobiet. Carlos nie mógł być wyjątkiem. - Stwierdził, kładąc dłoń na ranieniu wilczycy. - No, cóż w tym wypadku zaręczyny są nieważne. Porozmawiam o tym z twoim ojcem.

- Dziękuję. - Z uwagą przyglądałem się Savannah, która widocznie się rozluźniła. - Tylko jedno pytanie. Skąd buntownicy wiedzieli, że król wszystkich wilkołaków przybędzie akurat do naszej jednostki?

- Najpewniej mamy kreta. - Oświadczyłem, podchodząc nieco bliżej tej dwójki. - Musimy się dowiedzieć, kto zdradził.

- Powinniście też sprawdzić komunikację. Może buntownikom udało się włamać na nasz kanał. - Stwierdził mój ojciec, a ja skinąłem głową.

- Teraz musimy już iść. Za niedługo zaczynamy trening. - Poinformowałem króla i wraz z Savannah opuściliśmy jego piętro.

Nie sądziłem, że ojciec tak dobrze przyjmie informację o tym, że kocham Savannah. Byłem pewien, że wkurzy się, że dobieram się do narzeczonej brata. Na szczęście, jak się okazało on jeszcze pamięta, jak to jest kochać kogoś, mimo że to nie do końca właściwe.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz