𝐗𝐗𝐈

3.9K 216 22
                                    

Siedziałam w skrzydle szpitalnym, czytając kolejny list. Szczerze nienawidzę dostawać poczty. To mój trzeci list od wyjazdu i z każdym kolejnym jest coraz gorzej. Chyba nie otworzę już żadnej koperty. A najzabawniejsze w tym jest to, że wszystkie wiadomości są od moich bliskich. Inni cieszą się z każdego listu. Wzruszają się, czytając o tęsknocie i miłości swoich bliskich oraz już nie mogą doczekać się kolejnej wiadomości. A ja z każdym kolejnym dostarczeniem poczty czuję się coraz gorzej. I mimo, że zawsze staram się radzić sobie z problemami sama, teraz jestem pewna, że to mnie przerosło. I to dosłownie w każdy możliwy sposób.

Złożyłam list, chowając go do koperty i w tym samym czasie do gabinetu weszła pielęgniarka. Szybko obejrzała ranę, po czym spojrzała na mnie z bardzo poważnym wyrazem twarzy.

- Ostrzegam. Na takie coś nie przysługuje znieczulenie. - Ostrzegła, na co ja jedynie skinęłam głową.

Kobieta wzięła skalpel i stanęła za mną. Czułam, jak wbija go w moją skórę i ją rozcina. Jednak kompletnie się na tym nie skupiałam, moje myśli cały czas krążyły wokół listów. Gdzieś tam w międzyczasie poczułam, jak dłubię w ranie, a potem jak igła przechodzi przez moją skórę.

- I po krzyku. - Oświadczyła, zaklejając czymś ranę. - Możesz już iść, tylko nie nadwyrężaj tego ramienia. Pocisk nieżelazny, więc do wieczora powinno się zagoić.

- Dzięki. - Rzuciłam krótko i opuściłam sale.

Sama nie byłam pewna dlaczego, ale nogi poniosły mnie prosto do gabinetu Carlosa. Zapukałam lekko, jednak nikt mi nie odpowiedział. Już miałam powtórzyć czynność, kiedy ktoś mi przeszkodził.

- W pokoju. - Rzucił Aiden, klepiąc mnie po plecach. - Już grzeje dla ciebie łóżko.

- Dalej jesteś takim samym dupkiem, jak za dzieciaka. - Stwierdziłam i szturchnęłam go w ramię.

Od razu udałam się do pokoju przełożonego. Nadal nie mam pojęcia, co robię. Jednak odważyłam się zapukać. Kiedy usłyszałam stanowcze "Wejść", bez zastanowienia weszłam do jego pokoju. Carlos siedział przy biurku ustawionym w rogu pokoju i coś pisał.

- Savannah, co ty tutaj robisz? Coś się stało? - Spytał całkiem zdziwiony moją obecnością.

- Można zrobić coś, żeby ta cholerna poczta nie przychodziła? - Spytałam, zdobywając się na tyle śmiałości by usiąść na jego łóżku.

- Niby dlaczego? - Dopytał coraz bardziej zdziwiony moimi kolejnymi poczynaniami.

- Powiedzmy, że komplikacje z rodzinką. - Rzuciłam, spoglądając na list. - I nie mam pojęcia, co ja teraz zrobię. Jestem przez nich w jebanej rozsypce. - Stwierdziłam, zakrywając twarz dłonią.

- Opowiedz. - Poprosił, a ja czułam na sobie jego palące spojrzenie.

- Nie chcę cię tym zadręczać. - Stwierdziłam, wstając z łóżka. - To był zły pomysł, żeby tutaj przyjść. Przepraszam. - Skierowałam swoje kroki do wyjścia, jednak nie dane mi było opuścić pokoju.

- Zostałem adoptowany. - Słowa Carlosa sprawiły, że znieruchomiałam. - Nic nie wiem o biologicznych rodzicach. Tylko tyle, że byli dosyć niscy rangą, a ja odziedziczyłam siłę po jakimś przodku. Dlatego mnie im odebrano i podarowano królowi i jego żonie. Mimo, że mieli już trzech synów, z przyjemnością mnie przyjęli. Niczym szczodry dar. - Wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. - Chociaż gdyby się nie zgodzili i tak pytano by potem bety i tak coraz niższych rangą. Zresztą wiesz, na pewno znasz to prawo. Murrey to nie moje nazwisko. Używam go, by nikt nie kojarzył mnie z rodziną króla.

- Więc mój ojciec chce, bym poślubiła twojego brata. - Wydusiłam, na co Carlos spojrzał na mnie oniemiały. Wyjęłam list z koperty, a następnie zdjęcie i mu je podałam. - Ojciec dogadał się z twoim adopcyjnym ojcem, że wyda mnie za jego syna, kiedy tylko wrócę z wojska. Jednak ja nie chcę za niego wychodzić. Nie znam go i nie jestem w stanie, dać mu tego co powinnam.

- Sav. - Wydusił bardzo łagodnym tonem, chyba nie wiedząc, co powiedzieć. - To jest w tym liście. - Zaczął nieśmiało. - A, co było w tym poprzednim?

- W pierwszym moja biologiczna matka ostrzega mnie, bym nie dała się wrobić w takie gówno, jak ona. A w drugim były dwa zdania. "Jestem nieuleczalnie chora. Umieram".

- Na księżyc. - Czarnowłosy podniósł się z miejsca i do mnie podszedł. - Chcesz do niej jechać?

- Problem w tym, że nie wiem. - Rzuciłam, z trudem panując nad emocjami. - Carlos ona nie odezwała się do mnie od trzynastu lat. Porzuciła mnie. I wiesz co? Kiedy przeczytałam te cholerne dwa zdania, nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Bo nawet do chuja nie było mi jakoś szczególnie przykro. To cholernie okrutne, ale co to zmieni w moim życiu, kiedy ona umrze? I tak przestała dawać znaki życia, kiedy miałam pięć lat. I co chciała osiągnąć tym listem? Chciała litości? Żeby było mi przykro? Nie wiem co kurwa czuć. Bo ojciec odpierdala to gówno, ale nie umiem być na niego zła. Wiesz dlaczego? Bo on przynajmniej przy mnie był. I chociaż robi to nieudolnie, to stara się bym miała, jak najlepiej. A przynajmniej chcę wierzyć, że robi to dla mnie, a nie żeby podlizać się królowi. - Wyjaśniłam, z trudem powstrzymując łzy.

- Wiem, jak się czujesz. - Stwierdził, podchodząc do mnie. Początkowo nie wiedziałam, co chce zrobić. On jednak wiedział, czego mi trzeba. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. - Jako dziecko nie wiedziałem o tym głupim prawie. Dlatego nie mogłem pogodzić się z tym, że rodzice mnie porzucili. Pytałem siebie, czemu jestem tak beznadziejny, że nawet biologiczni rodzice mnie nie chcieli. Dopiero jako nastolatek dowiedziałem się, czemu mnie adoptowano. A raczej odebrano rodzicom. - Wyjaśnił, głaszcząc mnie po plecach. - Chcę wierzyć, że mnie kochają tak, jak swoich biologicznych synów. Może ułatwia mi to fakt, że matka chce dostać przynajmniej jeden list w miesiącu... Wiesz, dlaczego tak naprawdę zostałem w wojsku? - Spytał nagle, a ja pokręciłam głową na nie. - Bo ojciec znalazł mi żonę. Miałem dokładnie takie obawy jak ty. Dlatego zostałem. I gdzieś tam w międzyczasie to pokochałem i stwierdziłem, że jestem w tym dobry.

- Czemu mi to mówisz? - Spytałam, nic z tego nie rozumiejąc.

- Bo chce, żebyś to wiedziała. Pamiętaj, że nie jesteś sama, a ze mną zawsze możesz pogadać.

- Co ja teraz zrobię? - Dopytałam, spoglądając na kopertę, leżący na łóżku. - Nie mogę za niego wyjść... To znaczy twój brat, jest cholernie przystojny. Pewnie dobrze wychowany, ale jeśli się na to zgodzę, wpakuję nas oboje w chujowe małżeństwo. Nie mogę mu odebrać szansy na miłość... I to nie tylko tą romantyczną. - Dodałam szeptem.

- Przed tobą jeszcze większość służby. Jeśli nadal nie będziesz chciała za niego wyjść, możesz tutaj zostać. Jestem pewien, że sobie poradzisz. - Zapewnił, nawet na moment nie wypuszczając mnie ze swojego uścisku.

- Carlos? Mogę zostać na noc? - Być może to tylko kolejna głupia decyzja. Jednak chciałam zostać. Nie czułam się na siłach, by pokazać się komukolwiek innemu. Dawno nie byłam już tak słaba i bezbronna.

- Oczywiście, że możesz zostać.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz