𝐗𝐕

4.1K 222 2
                                    

Kiedy się obudziłam, początkowo nie docierało do mnie, co stało się ostatniej nocy. Dopiero po chwili zrozumiałam, co miało wczoraj miejsce. Podniosłam się do siadu i spojrzałam na miejsce obok siebie, które okazało się być puste. Carlosa już nie było. Rozejrzałam się po pokoju, szukając jakiegoś zegara, czy czegoś w tym stylu. Niestety nic takiego nie znalazłam. Ostatecznie podniosłam się z łóżka i spojrzałam za okno. Nadal było ciemno. Co oznaczało, że istnieje nadzieja, że może Boe jeszcze śpi. Może w ogóle wszyscy jeszcze śpią. Ta marz dalej, Savannah. Przeczesałam włosy palcami, tak by zgarnąć je z twarzy. Następnie ruszyłam do wyjścia. Zanim jednak zdążyłam do niego dotrzeć, wpadłam na kogoś. Uniosłam głowę i napotkałam spojrzenie złotych tęczówek.

- Chcę wrócić do siebie. - Wyjaśniłam, robiąc krok w tył. - Mam tam mundur i swoje rzeczy.

- Jasne. Widzimy się za pół godziny na miejscu zbiórki. - Oświadczył, przesuwając się nieco w bok, tym samym robiąc mi miejsce, bym mogła przejść.

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i wyszłam z pokoju, kierując się od razu do siebie. Delikatnie otworzyłam drzwi i z ulgą stwierdziłam, że Alisha nadal spała. Weszłam do środka, zamykając za sobą drewnianą płytę. Usiadłam na łóżku, nadal nie wierząc w to, co stało się wczoraj. Nagle usłyszałam głośne wycie Murray'a. Spojrzałam w stronę, z którego dochodziło, a moje oczy zmieniły kolor. Czarnoskóra wilczyca momentalnie podniosła się do siadu i na mnie spojrzała.

- Nie mogłaś spać? - Spytała z troską, a ja westchnęłam cicho.

- Nie, to nie to. - Przyznałam zgodnie z prawdą. - Obudziłam się dosłownie chwilę temu.

- Więc twój zegar biologiczny ma wyczucie. - Stwierdziła, wstając z łóżka. - Ubieraj się, za pół godziny mamy stawić się na zbiórce.

- Jasne. - Sięgnęłam pod łóżko i wyciągnęłam torbę.

Wyjęłam z niej szczotkę i gumkę do włosów. Podczas czesania włosów, cały czas myślałam o swoim przełożonym. O tym, jak wczoraj się mną zajął. Właśnie wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Może nie powinnam tego tak przeżywać. W końcu jest alfą, co oznacza, że musi opiekować się członkami watahy. Nawet jeśli nie do końca jesteśmy watahą.

Szybko się ogarnęłam i byłam gotowa do wyjścia. Usilnie odrzucałam od siebie myśli o Carlosie. I wtedy doszło do mnie, że chyba najbardziej boję się spotkania z tym wilkiem, który mnie zaatakował. To będzie cholernie dziwne, jednak przed tym nie ma ucieczki.

Wraz ze współlokatorką udałyśmy się na miejsce zbiórki. Inni członkowie oddziału powoli się schodzili, aż w końcu dostrzegłam Jego. Wydawał się dosyć spięty. Obdarzył mnie jednak tylko przelotnym spojrzeniem. Jakby nie do końca docierała do niego rzeczywistość.

- Zbiórka żołnierze. - Mocny, męski głos Carlosa dotarł do moich uszu. Wszyscy od razu ustawili się w szeregu. - Dzisiaj przetestujemy waszą celność. Udajcie się na strzelnicę i odbierzcie broń. - Rozkazał, a wszyscy ruszyli we wskazanym kierunku.

Jego pewność siebie i stanowczość były czymś niesamowitym. Miałam wrażenie, że byłby w stanie przekonać mnie, bym poszła za nim na pewną śmierć, a raczej nie posiadam skłonności samobójczych.

Odebrałam pistolet świadoma tego, że to będzie moja kolejna porażką. Nie umiem strzelać, bo niby kiedy miałam się tego nauczyć? Poza tym broń palna nigdy nie cieszyła się moim zainteresowaniem. Wolałam walki na bliski kontakt. Umiałam walczyć wręcz, a nawet przy użyciu noża. Jednak tego nikt nigdy nie sprawdza. Tylko te durne tory przeszkód i strzelanie z broni.

Ustawiłam się przy odpowiednim stanowisku i przeładowałam broń. Tyle jeszcze zrobić umiem. Kiedyś siostra mnie tego nauczyła. Niestety zdążyła tylko tego. Złapałam broń, w jak mi się wydawało odpowiedni sposób i na znak oddałam serię strzałów. Jak można się domyślić niezbyt celnych. Niby w szkole uczono nas o broni. Tak podstawa programowa była pozmieniana pod potrzeby nowego świata. Niestety dla mnie samej nigdy nie słuchałam. Bo najzwyczajniej w świecie mnie to nudziło.

- Kiedyś się nauczysz. - Stwierdził Aiden, podając mi kolejny magazynek.

- Żebym ja jeszcze miała czas by się tego nauczyć. - Odebrałam od niego przedmiot i ponownie przeładowałam broń.

Spojrzałam na tarcze, zastanawiając się, czy strzelanie ma w ogóle jakiś sens. I tak nie umiem trafić, a od takiego strzelania na oślep i tak się nie nauczę. Westchnęłam cicho przymknęłam oczy i wtedy poczułam, jak ktoś za mną staje. Już miałam zareagować jednak, kiedy poczułam kto to, natychmiast z tego zrezygnowałam.

- Scott niewiele pamięta. Wyjaśniłem mu sytuację i nałożyłem karę, jednak nie powiedziałem kogo dotyczy sprawa. - Wyjaśnił, stając bardzo blisko mnie.

- Dziękuję. - Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.

- Unieś broń. - Polecił, co natychmiast wykonałam. - Źle trzymasz. - Wyjaśnił i ułożył moje dłonie w odpowiedni sposób. - Ugnij lekko łokcie. - Powiedział i położył dłonie na moich łokciach. Kiedy je ugięłam ten zmienił ich pozycje. - Stań szerzej. - Wsadził stopę między moje i je od siebie odsunął. - Teraz jesteś dobrze ustawiona. Będzie Ci łatwiej strzelać. - Wyjaśnił i odszedł ode mnie, ruszając dalej.

Serce waliło mi jak szalone, a oddech był przyśpieszony. Wzięłam kilka głębszych wdechów i skupiłam się na zadaniu. Oddałam kilka kolejnych strzałów. Nie były wiele celniejsze, jednak strzelało się już znacznie wygodniej. Chyba nie mogę się spodziewać, że w tydzień zrobią ze mnie zawodową wojskową.

Strzelaliśmy jeszcze jakieś pół godziny. Powoli przyzwyczajałam się do broni, choć nadal nie byłam przekonana co do jej używania. Jednak strzelanie do kartonu a do żywej istoty to dwie różne rzeczy. Po odłożeniu broni wyszliśmy ponownie na teren treningowy. Carlos stanął przed nami z rękoma skrzyżowanymi za plecami.

- Zobaczymy czy nowi potrafią się bić. - Oświadczył, co spotkało się z ekscytacja całej reszty. - Sparks, ty byłaś taka bojowa z początku. Chodź tutaj. - Polecił, unosząc gardę.

Ten facet robi sobie ze mnie żarty i to naprawdę wyjątkowo nieśmieszne. Mimo to podeszłam do niego i niemal od razu wymierzyłam pierwszy cios. On złapał moja pięść i mnie do siebie przyciągnął, owijając ręką moją szyję. Ja, wsunęłam dłonie między moją szyję, a jego rękę i przerzuciłam go sobie przez plecy. On jednak szybko podniósł się z ziemi. Odwrócił się od razu, uderzając mnie w twarz, a ja zrobiłam odruchowa dwa kroki wstecz, by się nie przewrócić. Wtedy on złapał mnie w pasie, a druga ręka złapał moje udo. W ten sposób przewrócił mnie na ziemię w taki sposób, że dotykałam brzuchem ziemi. Położył kolano na moim kręgosłupie, a dłonie ulokował na moich rękach.

- Nieźle. Masz zdolności, ale musisz jeszcze trochę potrenować. - Stwierdził, wstając ze mnie. Podał mi dłoń, którą przyjęłam, a on pomógł mi wstać. - Od jutra zaczniemy pełne i intensywne treningi, które przygotują was do pracy w terenie. Mam nadzieję, że jesteście na to gotowi, bo koniec z ulgami.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz