𝐕𝐈

4.7K 223 10
                                    

Rano obudziło mnie donośne wycie. Było ono znakiem, że dzień w bazie właśnie się zaczął. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki, po drodze zgarniając pierwsze lepsze ubrania. Wzięłam szybki prysznic i spięłam jeszcze mokre włosy w warkocz. Ubrałam na siebie białą bokserkę i czarne spodnie. Do tego buty wojskowe i w takim stanie opuściłam pokój. Akurat natknęłam się na grupę, z którą wczoraj przyjechałam. Ja to mam wyczucie czasu. Ruszyłam za nimi i już po chwili znajdowaliśmy się na stołówce. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym nie było nic imponującego. Dużo stołów oraz krzeseł porozrzucanych dosyć przypadkowo po sali. Na jednym z jej końców znajdował się punkt wydawania żywności i to było w zasadzie tyle.

Wraz z resztą nowicjuszy podeszłam do punktu odbioru i zabrałam tace. Nałożyłam na nią jedzenie, które przypominało mi karmę dla psa. W zasadzie to nawet bym się nie zdziwiła, gdyby to naprawdę była karma. Usiadłam na jednym z wolnych miejsc i zaczęłam posiłek. Ku mojej wielkiej uldze jedzenie nie miało smaku. Szczerze wolę to, jak gdyby miało smakować, jakby ktoś już raz to zjadł.

Po upływie jakiś piętnastu minut na środku stołówki stanął żołnierz. Nie znałam go, jednak po mundurze wywnioskowałam, że nie ma zbyt wysokiej rangi. Najpewniej robi za pieska na posypki.

- Nowicjusze, którzy przyjechali wczoraj, mają udać się do magazynu numer czternaście! - Oświadczył, niemalże krzycząc tak, aby każdy mógł go usłyszeć. Mówił jeszcze przez kilka minut, jednak ja już kompletnie go nie słuchałam.

Kiedy mężczyzna ruszył do wyjścia, podniosłam się z miejsca. Wczoraj po przyjeździe chyba widziałam ten magazyn. Dlatego, nie tracąc czasu, ruszyłam w kierunku, który wydawał mi się słuszny. Po chwili usłyszałam za sobą głośne kroki. Nagle ktoś mnie złapał i wywrócił na ziemię.

- Orientuj się alfko. - Rzucił wysoki chłopak, który na oko był w moim wieki. Warknęłam na niego a ten zaśmiał się lekko. - Ty spokojnie. Miało być zabawnie.

- A wyglądam, jakbym się śmiała? - Podał mi rękę, którą niechętnie przyjęłam. - Nie wiem, skąd się urwałeś, ale w moim stronach to jest atak, a nie zabawa.

- Czyli to prawda, że wszyscy członkowie rodziny alfy mają kije w tyłkach? - Spytał, szczerząc się jak głupi do sera. - Jestem Aiden.

- A ja Savannah. - Przedstawiłam się i bez dalszej zwłoki ruszyłam dalej.

- Już się tak nie denerwuj. - Rzucił, równając ze mną krok. - Kiedy ja zaczynałem przygodę jako wojskowy, takie przepychanki były codziennością i spodziewaj się, że jeszcze nie raz ktoś tak cię zaczepi.

- Cudowny sposób na rozpoczęcie znajomości. - Przewróciłam oczami i przyspieszyłam kroku, licząc na to, że ten mnie zostawi.

- Zawsze lepszy od klapsa. - Stwierdził rozbawiony, jednak mi nie było do śmiechu. - To ty zlałaś wczoraj przełożonego?

- Czy naprawdę już wszyscy o tym wiedzą? - Zwolniłam i spojrzałam na wygolonego mężczyznę o piwnych oczach.

- Nie co dzień nowy atakuje kogoś o stopniu Carlosa. Poza tym incydentem chyba nikt. Ja jestem jego zastępca... Takim wojskowym betą. - Wyjaśnił, bym dobrze zrozumiała o co chodzi.

Alfy zazwyczaj są bardzo blisko ze swoimi betami. Bycie betą to bardzo odpowiedzialny zawód. Alfa musi darzyć swego betę pełnym zaufaniem.  W końcuw razie potrzeby to on zajmuje się watahą.

- Dobrze wiedzieć, że plotki już krążą. - Rzuciłam, wzdychając ciężko.

- Niektórzy to się jednak nie zmieniają co Ah? - Spytał unosząc jedną brew, a ja zatrzymałam się gwałtownie.

Spojrzałam jeszcze raz na Aideana i nie mogłam w to uwierzyć. Ja go znałam. Co prawda było to we wczesnym dzieciństwie, a jednak. Pamiętam, jak za dzieciaka bawiłam się na placach zabaw, przeznaczonych tylko dla małych wilkołaków. I pamiętam tego blond chłopca, który wiecznie mnie przewracał. Nie jestem pewna, ale chyba to był jego sposób na podryw. Na początku strasznie go nie lubiłam, dlatego, kiedy coś do mnie mówił, zawsze odpowiadałam mu aha. Stąd wzięło się to, że mówi do mnie Ah. No i jeszcze stąd, że za dzieciaka nie umiał wypowiedzieć mojego imienia.

- Ten świat, jednak serio jest mały. - Stwierdziłam rozbawiona, cały czas z niedowierzaniem spoglądając na mężczyznę.

Muszę przyznać, że wyrósł na bardzo przystojnego wilkołaka. Miał ostre rysy twarzy, a jego piwne oczy były pełne radości. Dokładnie tak jak wtedy, kiedy miał pięć lat. Nie przeszkadzało mi nawet to, że jest wygolony na krótko. Tutaj chyba wszyscy są tak ogoleni. Jego tata był bardzo ważnym wojskowym, a mama dobrą lekarką. Dlatego musieli wyjechać, kiedy jeszcze byliśmy dziećmi.

- Nie do końca. Jednak nie licz na fory ze względu na naszą znajomość. - Szturchnął mnie w ramię, a ja westchnęłam ciężko.

- A już narobiłeś mi nadziei. - Aiden na moje słowa przewrócił oczami. - Dobra chodźmy, bo się spóźnimy i jeszcze nam się dostanie opieprz. A, do szczęścia naprawdę potrzeba mi już tylko opierdolu drugiego dnia za spóźnienie. - Wbiłam ręce do kieszeni spodni. - Więc prowadź Ai.

- Wyjmij ręce z kieszeni. - Upomniał mnie, ruszając w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się zbiórka.

Przewróciłam oczy, wyjmując dłonie z kieszeni. Ruszyłam wolnym krokiem za przyjacielem z dzieciństwa. Prawdę mówiąc, nie wierzyłam w to, że on naprawdę mnie pamięta. Miałam siedem lat, kiedy on wyjechał, a on dziewięć. Szybko wspiął się w randze wojskowej. Pewnie nazwisko mu pomagało, bo niby nikt nie ma forów. Jednak pewniej czujesz się, awansując kogoś z nazwiskiem z pewną renomą, niż kogoś kogo kompletnie nie kojarzysz. Poza tym z tego, co pamiętam, Ai zawsze był bardzo sprawny. Chociaż byliśmy wtedy tylko dziećmi, więc sporo mogło się zmienić, a ja mogłam źle zapamiętać pewne szczegóły.

I tak mówię mu Ai. To dlatego, że za dzieciaka też zawsze mnie tak zaczepiał, a ja zawsze mu oddawałam. Zawsze krzyczał wtedy ai. Nie ał tylko ai. No i tak staliśmy się Ah i Ai. Co z perspektywy czasu wydaje się strasznie zabawne, a za dzieciaka było czymś normalnym.

- Ej? Co to miało znaczyć to nie do końca. - Zrównałam z nim krok, a on na mnie spojrzał.

- Twoja siostra czasem przychodziła z tobą na ten plac zabaw. Jak się okazało, pamiętała mnie. Gdy okazało się, że nie może sama się tobą zająć, przydzieliła do twojej grupy Carlosa, z czym wiązała się moja obecność.

- A to cwana lisica. - Rzuciłam rozbawiona. - Jednak jej kolor włosów nie jest przypadkiem.

- W wojsku ma przezwisko lisica. I sam nie wiem, czy to przez spryt, czy to, że jej wilk jest rudy. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - No a teraz, chociaż udawaj poważną, bo zaraz Carlos zacznie nas widzieć i słyszeć.

Zamilkłam na sam dźwięk imienia mojego przełożonego. Wbiłam wzrok w punkt przed sobą, który okazał się tym magazynem, przy którym mieliśmy się spotkać. Część wilków, z którymi przyjechałam, było już na miejscu. Posłusznie odeszłam od znajomego i stanęłam w rzędzie, nie chcąc rzucać się w oczy. To może być naprawdę ciekawy dzień.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz