𝐗𝐗𝐕𝐈𝐈

3.8K 204 17
                                    

~Savannah~

Jeśli kiedykolwiek w życiu żyliście z przeświadczeniem, że jesteście do niczego, to wiedzcie, że was rozumiem. Przekonanie, że musicie walczyć o czułość, miłość i względy, jest okropna. Zwłaszcza, kiedy ta osoba powinna was obdarzać bezwarunkową miłością. Świadomość, że nie zasłużyliście na miłość osób wam najbliższych, jest wręcz bolesna. Zadajecie sobie pytanie, czemu nie jesteście wystarczająco dobrzy, by być kochani? Zaczynacie walkę o jego względy. Staracie się być doskonałymi. Nie łamiecie zasad, a kiedy ta osoba czegoś potrzebuje, zawsze jesteście pierwsi, by jej to załatwić. Walczycie, chociaż ta walka od samego początku jest przegrana. Bo jeśli ktoś was nie kocha, nie zmusicie go by to zrobił. Niestety w naszej głowie rodzi się myśl, że jeśli nie zasłuży się na miłość tej osoby, to jesteśmy nic nie warci. Więc prowadzimy kolejną walkę, która z góry jest przegrana. I możemy tak walczyć do samego końca. Całe życie, próbując zyskać miłość kogoś, kto nigdy nas nie pokocha. Chociaż możliwe, że któregoś dnia dojdzie do nas, że ta osoba nigdy nie obdarzy nas szczerym uczuciem. Wtedy nasza walka dobiega końca.

Niektórzy z nas znajdą prawdziwą miłość. Zrozumieją, że istnieją na tym świecie osoby, które będą w stanie nas kochać bez stawiania warunków. Pokochają nas, za to kim jesteśmy. Nasze wady i zalety. Będą dostrzegać w nas to, co najlepsze. Nie wytknął nam błędów, za to zawsze pomogą nam je naprawić. Nie pozwolą byśmy sięgnęli dna. Taką osobą dla mnie okazał się Carlos. Facet, który zawsze widzi we mnie to, co najlepsze i wierzy, nawet kiedy ja już nie wierzę. Okazał mi oparcie w najtrudniejszych chwilach. Przy nim czuję się ważna. Czuję się idealna, mimo że do ideału mi daleko.

Biegłam przed siebie, po raz kolejny pokonując tor przeszkód. I w końcu dotarłam do tej przeszkody, która zawsze przysparzała mi najwięcej problemów. Skoczyłam i złapałam się mocno pierwszej liny. Nawet nie próbowałam spojrzeć w dół. Powtórzyłam to kilkukrotnie, aż nagle do moich uszu doszedł dźwięk obuwia wojskowego uderzającego o deski. Udało mi się. Pierwszy raz pokonałam tę przeszkodę. Tak, więc na nic nie czekając, ruszyłam dalej. Szybko znalazłam się przy ściance wspinaczkowej. Nie chciałam nawet myśleć, o tym jaka jest wysoka. Po prostu na nią weszłam i zaczęłam się wspinać. W końcu kątem oka dostrzegłam Bartona. Tylko co on tutaj robi? Nie zadając sobie trudu pytania go o to, po prostu się wspinałam i w końcu dotarłam na górę. I tutaj pojawił się problem. Spojrzałam w dół i zaczęłam panikować. Nie ma opcji, że zejdę. Zaciskam dłonie na i zamknęłam oczy biorąc kilka głębszych wdechów. I wtedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

- Nie pękaj, Sparks. - Rzucił, przekładając jedna nogę na drugą stronę. - Już weszłaś, więc zejść też dasz radę. Przeszłaś tutaj przez małe piekło. Zabijałaś i sprzątałaś trupy. Wtedy pokonałaś swój lęk, więc chyba wysokość cię nie pokona.

- Masz rację. Dałam rady z gorszymi rzeczami. - Przyznałam i przełożyłam na drugą stronę jedną nogę, a potem drugą.

Powoli zaczęłam schodzić w dół. Szło mi dosyć wolno, jednak w tym momencie nie chciałam narzucać sobie nie wiadomo jakiego tempa. Chciałam jedynie udowodnić sobie, że dam radę. Przeszłam już wiele i nie dam się tak łatwo pokonać. I kiedy poczułam, że staje na ziemi, byłam z siebie dumna. Puściłam ściankę i się odwróciłam, uśmiechając się szeroko. Może wyglądałam, jak wariatka, ale to nieistotne. Pokonałam własną słabość z małą pomocą, ale jednak.

- Dajesz jeszcze ostatnia przeszkoda. - Rzucił Clint i ruszył przed siebie, a ja oczywiście pobiegłam za nim.

Naprawdę go polubiłam. Był zajebistym wojskowym i potrafił zakumplować się z każdym. Dodatkowo pomagał mi na ściance, chociaż bez tego już dawno skończył by tor. Jednak on to zrobił, bo jest stworzony do pracy zespołowej. Zawsze wspiera jak tylko może.

Kiedy dotarliśmy do przeszkody, zeszłam na ziemię. Musiałam przeczołgać się pod drutem kolczastym. Położyłam się więc na piachu i starałam się pokonać przeszkodę w miarę szybko.

- Donovan no wreszcie. - Rzucił rozbawiony Clint. - I co? Czyżby ta słaba rozpieszczona córka alfy właśnie radziła sobie lepiej niż Ty? - Spytał z wyraźną drwiną w głosie, na co ten jedynie warknął.

Kiedy pokonałam ostatnią przeszkodę, podniosłam się z ziemi i otarłam pot z czoła. To była moja pierwsza udana próba. I szczerze czuję się po prostu rewelacyjnie.

- Widać, że się wyrabiacie. - Stwierdził Carlos, krzyżując ramiona za plecami. - Teraz starzy wy pokażcie, na co was stać. - Zwrócił się do swojego starego oddziału, a my zeszliśmy z toru.

Stanęłam nieopodal Carlosa i Aidena. Z uwagą przyglądałam się osobom, które bez wątpienia są lepiej wytrenowane niż ja. Biegły przez tor szybciej i pewnie o niebo lepiej. Jednak ja się tym nie przejęłam. Oni trenują od lat. I kto wie może i mi kiedyś pójdzie tak dobrze, jak im?

- Świetnie ci poszło. - Zwrócił się do mnie Carlos. - Mówiłem, że masz talent i któregoś dnia to wyjdzie.

- Ależ ty dzisiaj miły. - Stwierdziłam rozbawiona, nie ukrywając uśmiechu.

Kiedy reszta skończyła pokonywać tor, udaliśmy się na obiad. Co bardzo mnie cieszy, bo jestem strasznie głodna. Przez poranną wizytę u ojca Carlosa nie zdążyłam zjeść śniadania.

- Czyli ty i Carlos teraz się spotykacie? - Spytał Aiden, równając ze mną krok.

- Szczerze to nie mam pojęcia. - Przyznałam, drapiąc się po karku. - Całowaliśmy się i chyba powiedział mi, że mnie kocha, wiesz w taki swój sposób. Jednak nie wiem, jaki jest nasz aktualny status relacji.

- Carlos jest jak to ująć... Ciężki. Wchodzenie z nich w relacje to nie lada wyzwanie. Mało, kiedy mówi coś wprost i ma problem z wyrażaniem własnych emocji. I jest w ogóle nieromantyczny.

- A ty skąd to wiesz? - Spytałam, unosząc jedną brew. - Powinnam być zazdrosna?

- Po prostu go znam i to aż zbyt dobrze. - Zapewnił, przeczesując włosy palcami. - To ciężki facet i dobrze, że w końcu kogoś sobie zalazł. Może trochę nam dzięki tobie odpuści.

- Marz dalej. I wszyscy już wiedzą, o wiesz... Tym, co jest między mną, a Carlosem? - Dopytałam, spoglądając na niego nieco niepewnie.

- No wiesz. Spędzasz u niego noce. Kiedy znikasz ty, on też z jakiegoś powodu znika. I żebyś Ty widziała jego wyraz twarzy, kiedy pokonywałaś tor przeszkód. Jakby niespecjalnie się z tym kryjecie.

- Co racja to racja. Pewnie niektórzy już sobie pewne rzeczy dopowiedzieli. - Westchnęłam cicho, spoglądając kątem oka na resztę.

- Oddział się cieszy. Będziesz dla nas, jak Luna i dasz nam siłę. Więc z czego się tutaj nie radować?

Szczerze nie łudziłam się, że dam radę długo ukrywać uczucia, którymi darze tego wilkołaka. Jednak chciałam uniknąć plotek, w stylu 'dostałam się tutaj przez łóżko' . Niestety takie pomówienia wydają się nieuniknione.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz