𝐕𝐈𝐈

4.4K 226 29
                                    

Spojrzałam na alfę i wyprostowałam się dumnie. On jednak nadal nic nie mówił. Najpewniej czekał na resztę, a im najpewniej się nie spieszyło. Liczyłam jednak, że szybko się zjawią. Nie zamierzam stać na tym placu, jak idiotka pół dnia. 

By zająć czymś myśli, skupiłam się na dowódcy. Wyglądał na mocno zamyślonego. Zwłaszcza, kiedy Aiden zaczął coś do niego mówić. W pewnym momencie na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. Byłam strasznie ciekawa, o czym rozmawiają. Jednak ani śniło mi się podsłuchiwać. Jeszcze Murrey by się zorientował, a ja nie chcę się wychylać.

W końcu na placu zebrali się wszyscy. Carlos przeleciał po nas wzrokiem, który mógł przeszyć duszę. Stanął na wprost nas, krzyżując ręce za plecami.

- Dzisiaj otrzymacie swoje wyposażenie podstawowe! - Oświadczył, prawie że na nas krzycząc. - Odbędziecie pierwszy trening, podczas którego ocenimy wasze zdolności! Na jego podstawie przydzielimy was do konkretnych jednostek! - Wyjaśnił nieco znudzony. Jakby powtarzał to już tysiące razy. - Czy to jasne?!

- Tak jest alfo! - Odpowiedzieliśmy chórem, a ja tym razem nie odważyłam się milczeć.

Alfa nic nie powiedział. Jedynie spojrzał na wilkołaki, stojące obok wejścia do magazynu i skinął głową. Ci otworzyli drzwi i weszli do środka. Po chwili wyszli i każdemu z nas przydzielili mundur. Składał się on z białej, zwykłej koszulki i spodni w odcieniu zgniłej zieleni. Do tego wojskowe czarne buty i tego samego koloru co spodnie, zielona kurtka. Wilcze wojska najwięcej stacjonują w lasach, więc ta ilość zieleni jest dosyć zrozumiała.

- Na co czekacie? - Spytał dowódca, krzyżując ramiona na piersi. - Przebierać się, ale już.

Na nic nie czekając, zaczęłam się rozbierać. Dla wilkołaków nagość to żaden problem, więc bez skrępowania mogłam rozebrać się w towarzystwie kompletnie obcych mi osób. Szybko ubrałam na siebie mundur, który okazał się nieco za duży. Jednak mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Już ubrana spojrzałam na dowódcę. 

- Za mną. - Rozkazał, ruszając w stronę placów treningowych.

Wszyscy bez słowa ruszyli za nim. Nikt przez całą drogę nie odważył się odezwać. Wilkołaki, nawet między sobą nie rozmawiały i szczerze mnie to nie dziwiło. Wszyscy bali się oraz darzyli ogromnym szacunkiem Carlosa. No i nikomu nie marzyła się reprymenda.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się tor przeszkód. Skrzywiłam się lekko, spoglądając w jego stronę. Nigdy nie trenowałam biegu przez przeszkody. Byle tylko nie zrobić z siebie totalnego debila... Po raz kolejny. 

Było nas zbyt wiele, więc generał podzielił nas na trzy grupy. Jakże wielka była moja radość, kiedy okazało się, że biegnę w pierwszej. Ustawiłam się na początku toru w odpowiedniej pozycji. To znaczy, że kucałam, a moje dłonie dotykały ziemi. Po pierwszym strzale wyprostowałam prawa nogę, a po drugim ruszyłam. 

Nie znałam toru, dlatego nie biegłam z pełną prędkością. Najpierw przeskoczyłam przez trzy plotki, co nie stanowiło większego problemu. Potem była równoważnia. Stawiałam ostrożnie kroki, starając się nie spaść i jednocześnie nie być zbyt wolną. Jednak nie szło mi to zbyt dobrze. W końcu zeskoczyłam z tego cholerstwa i pobiegłam dalej. Podskoczyłam, łapiąc się pierwszego szczebla drabinek. Potem, nie dotykając ziemi, przeszłam na kolejny i tak pokonałam jakieś pięć metrów. Tutaj akurat nie miałam większego problemu, bo trenowałam podobne rzeczy. Potem opony. Pokonując ich ciąg miałam wrażenie, że zaraz się wywrócę. Bez przerwy się potykałam, przez co pokonanie tych kolejnych sześciu metrów, okazało się wyzwaniem. 

Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam ściankę wspinaczkową. Dasz radę Sav. Niedawno robiłaś takie rzeczy dla przyjemności. Zaczęłam się wspinać, co szło mi w miarę sprawnie. Kilka razy się poślizgnęłam, jednak jakimś cudem nie spadłam. Gdy byłam po drugiej stronie, zeskoczyłam w połowie wysokości by oszczędzić czas. Teraz musiałam przeczołgać się pod drutem kolczastym. Po prostu cudownie. Położyłam się płasko na ziemi i zaczęłam się czołgać. Drut co chwila zahaczał mi o skórę i włosy. Kiedy wreszcie przeszłam to piekło, wyprostowałam się i ruszyłam w dalszą trasę. Dzięki bogini ostatnia przeszkoda.

Teraz wystarczyło tylko pokonać długą prostą. Rozpędziłam się najbardziej, jak mogłam, jednak i tak skończyłam prawie ostatnia. Okazało się, że pozostali byli lepiej przygotowani. Pewnie trenowali, aby nie robić z siebie błaznów, jak ja teraz. Przecież wszyscy wiedzieli, że to ich nie ominie. 

Kiedy pozostałe grupy przebiegły, byłam pewna, że trafię do najsłabszej drużyny. Choć w sumie mi to nie przeszkadzało. Od takich mało się wymaga, więc jakoś przetrwałabym ten rok. Teraz przenieśliśmy się na strzelnicę. Każdy dostał broń. Nawet nie wiem co to za pistolet. Czarny i wygląda trochę, jak w filmach, tyle mogę o nim powiedzieć. Żeby nie było teorie o broni wciskali nam w szkole od kiedy tylko pamiętam. Uczyli nas o typach broni, o budowie i innych tego typu ważnych rzeczach. Ja po prostu byłam maksymalnie oporna na tę wiedzę głównie dlatego, że bardziej ekscytowała mnie walka na gołe pięści jak za pomocą jakiegoś żelastwa.

Stanęłam w wyznaczonym miejscu przed tarczą i na znak zaczęłam strzelać. I było, jak się spodziewałam, do dupy. Trafiłam może trzy razy i to całkowitym przypadkiem, no i w dodatku w krawędzie tarczy. Cóż... Nowego Rambo ze mnie nie zrobią.

- Teraz walka wręcz. - Oświadczył Carlos, a ja jęknęłam w duchu. - Sparks, bijesz się z Bartonem. - Potem wymienił innych, dobierając ich w pary. A już po chwili wypatrzyłam swojego partnera.

Był nim blondyn o piwnych oczach. Stał obok mnie na strzelnicy i przyznaję, koleś ma oko. Nie chybił chyba ani razu. Chociaż nie jestem pewna. Nie mam pojęcia, ile było naboi w magazynku. 

Podniosłam gardę gotowa do pojedynku. W walce wręcz akurat byłam niezła. Nie po to trenuję ją od trzynastego roku życia, żeby teraz dać się zlać. Mężczyzna uśmiechnął się cwaniacko i dał mi znak, bym to ja zaczęła.

Nie musiał mi dwa razy powtarzać, podbiegłam do niego i zaatakowałam go łokciem, a kiedy ten się odsunął, wyprostowałam rękę przez co cios i tak go dosięgnął. On zdał się niewzruszony moim ciosem. Kopnął mnie w brzuch, przez co musiałam zrobić kilka kroków w tył. Chłopak szybko pokonał dzielącą nas odległość i próbował uderzyć mnie w twarz, jednak szybko go zablokowałam. Wykorzystując fakt, że się odsłonił, wymierzyłam mu kilka ciosów w brzuch i żebra. Kiedy to on się wycofał, zadałam mu cios w twarz. Niestety chybiłam. On złapał mój nadgarstek i przyciągnął mnie plecami do siebie.

Zaczął mnie dusić swoim ramieniem. Na szczęście udało mi się wsunąć dłonie między jego ramiona a moją szyję i przerzuciłam go sobie przez plecy. Wylądował na ziemi, a ja na nim usiadłam. Póki jeszcze nie za bardzo rozumiał, co się dzieję, złapałam jego nadgarstki. Jeden z nich przyłożyłam do jego szyi i zaczęłam go dusić. Drugi dociskałam do jego brzucha. 

Jeszcze przez chwilę próbował mi się wyrwać jednak nic z tego. Minimalnie jedna rzecz poszła mi w miarę dobrze. Nie chcę być na piedestale, jednak też trochę głupio być taką łamagą. 

- Przynajmniej jedną rzecz umiesz zrobić dobrze. - Stwierdził mój dowódca, stając obok nas. - No, a teraz z niego zejdź. 

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz