Niektórzy twierdzą, że to właśnie nienawiść jest najgorszą z emocji, którą można odczuwać. Jednak według mnie nie ma w tym za grosz prawdy. Nienawiść jest bowiem potężna. I to na tyle, by stać się naszym motywatorem do działania. Sprawia, że jesteśmy w stanie walczyć, a przede wszystkim jest czasem jedynym, co odczuwamy. Dzięki niej czujemy się żywi i nie tak martwi w środku. Bo jeśli nie jesteśmy w stanie obdarzyć nikogo nienawiścią, którą tak łatwo w sobie rozpalić, oznacza to wewnętrzną śmierć. A każdy, by istnieć musi coś czuć. Choćby jedynie szczerą nienawiść.
I być może czasem tylko ona popychała buntowników do działania. Dawała im siłę, by rano wstać i walczyć w dawno przegranej wojnie. A może jest to nadzieja? Ta, która ponoć umiera ostatnia. Tego nie mogę być pewna. Jednak najprawdopodobniejszym wydaje się, że buntownicy czują obie te rzeczy równie mocno. Nienawidzą nas, a dzięki nadziei na to, że kiedyś ponownie zapanuje dawny porządek, zyskują pretekst do działania. I, mimo że są moimi przeciwnikami, szczerze ich podziwiam. Głównie za to, jak wiele są gotowi poświęcić dla dawno przegranej sprawy.
- Buntownicy kryją się głównie na morzach i wysoko w górach. Czasem pod ziemiami. - Tłumaczył główny zwiadowca, który zajmował się analizowaniem informacji od swoim podwładnych. - Marynarka wodna dostarcza im broń. Podobnie jak samoloty, które wzbiły się w powietrze, kiedy ludzie czuli, że przegrywają. Dzięki temu wbrew temu, co nam się wydawało, buntownicy są nieźle wyposażeni. - Wyjaśnił, a ja z uwagą przyglądałam się mapie.
Nasze wojsko ma jedną słabość. Jesteśmy beznadziejnymi marynarzami. Wilkołaki zdecydowanie zostały stworzone do walk naziemnych. Dlatego nigdy nie utworzyliśmy marynarki. I zapewne właśnie to w końcu nas zabije. W końcu, jak zamierzają zaatakować ludzkie statki, pełne uzbrojonych żołnierzy, skoro nie mają wyszkolonych marynarzy? A tylko przypomnę, że to właśnie te statki są naszym największym problemem.
- Więc co zamierzamy z tym zrobić? - Spytał Murrey, spoglądając na swojego ojca. To on miał podjąć ostateczną decyzję w tej kwestii. - Te statki to cholerny problem. Dają ludziom nadzieję, a to ona popycha ich do walki. Poza tym na tych statkach pływa masa broni. Gotowej, by użyć jej przeciwko nam.
- Statki muszą tankować i zbierać zapasy. - Oświadczył król, który spojrzał na zwiadowcę. - Co o tym wiemy?
- W posiadaniu ludzi zachowało się parę samolotów. To one zaopatrują załogi. - Wyjaśnił, podając królowi zdjęcia owych samolotów. - Ciężko rozróżnić je od naszych.
- Wprowadźcie dodatkową kontrolę lotów. Jeśli zlokalizujemy te samoloty, to je uziemimy i zmusimy statki, by podpłynęły do lądów. Wtedy je zniszczymy.
- Jak chcesz to zrobić? - Spytał Alfa, a ja z zainteresowaniem słuchałam ich ustaleń.
- Bombardowanie. Nie ma nic skuteczniejszego. - Zapewnił król z kamiennym wyrazem twarzy. - Nie mamy tyle czasu ani środków do zmarnowania, by przeczesać cały wielki ocean. Musimy ich zmusić, by się do nas zbliżyli.
- Muszą się jakoś porozumiewać. - Wypaliłam, czym zwróciłam na siebie uwagę innych. - My możemy rozmawiać na częstotliwościach tak niskich, że oni nas nie słyszą. A co jeśli oni posiadają sprzęt, dzięki któremu główne bazy rebelii mogą się porozumiewać? Skoro zaczęli atakować, to pewnie mają jakiś plan. Bo wątpię, by ich środki były tak wielkie, by mogli atakować bez celu.
- Więc, co sugerujesz Sparks? - Spytał wilkołak, skupiając na mnie swoje przeszywające spojrzenie.
- Znajdźmy jakąś bazę lub dorwijmy jeden ze statków. Zdobędziemy ich sprzęt komunikacyjny i jesteśmy w domu. Z tym, że to musi być cicha akcja. Bo jeśli reszta rebelii się dowie to pewnie, zmienią sygnał nadawania. - Oświadczyłam, co pomogło mi uświadomić sobie jedną rzecz. - To nie może być statek. Jego zniknięcie po zestrzeleniu samolotów byłoby zbyt podejrzane. To musi być baza naziemna. Dlatego z całym szacunkiem sugeruje nie dobierać się do statków. Dużo skuteczniejsze będzie ciche przejęcie jednej z baz i poznanie lokalizacji reszty. Bo niestety po zachowaniu buntowników wnioskuję, że stali się silni i mają plan, w którym pokładają nadzieję. - Wyjaśniłam, a usta króla, wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu.
- Dobrze. Tak więc zrobimy. - Oświadczył, co spotkało się z ogromnym zdumieniem reszty zgromadzonych.
No tak, sam król posłuchał zwykłej wojskowej. To raczej rzadko się zdarza i pewnie normalnie dostałoby mi się po uszach. Jednak ten mi odpuścił, bo jego syn żywi do mnie uczucie. Chociaż pewnie powinnam użyć, formy przeszłej „żywił”. Bo teraz mam wrażenie, że to już dawno zapomniany przez niego etap życia.
- Technicy mogą spróbować zlokalizować najbliższą bazę, na podstawie starych map z lokalizacjami wojskowymi. - Oświadczył jeden z generałów, na co ojciec Carlosa skinął głową. - Od razu wydam rozkaz. - Oświadczył i pokłonił się królowi, wychodząc z sali.
- To będzie kluczowa akcja dla naszej przyszłości. Dlatego liczę, że wszyscy włożycie w nią maksymalną ilość własnej energii i umiejętności. - Król zmierzył nas wszystkich ostrym spojrzeniem, przez co nikt nie odważył się nawet odezwać. - Alfa Carlos Murrey przeprowadzi całą akcję. Możecie odejść, jednak wy zostajecie. - Rozkazał wilkołak, wskazując mnie i swojego syna.
Reszta w tempie natychmiastowym opuściła sale. Nikomu nie uśmiechało się mieć problemy u samego króla. Dlatego też wszyscy niemalże wybiegli z sali, jakby za chwilę miał się tutaj zjawić sam diabeł.
- Mam nadzieję, że nie dopuścicie, by ta akcja przebiegła jak ta, na której zginął Donovan. - Wilkołak od razu przeszedł do konkretów.
- Nie pozwolę, by emocje ponownie wzięły górę. - Obiecał Carlos, a ja jedynie skinęłam głową.
- Możesz odejść synu. A ty Savannah zostań jeszcze na chwilę. - Poprosił, a Carlos posłał mi współczujące spojrzenie wychodząc z sali.
Przeniosłam wzrok na wilkołaka. I szczerze nie czułam się zbyt komfortowo w sytuacji, w której się znalazłam. Co jedynie spotęgował fakt, iż mężczyzna wstał z wcześniej zajmowanego miejsca. Zadarłam głowę do góry. Ten facet ma dwa metry i z dziesięć centymetrów wzrostu. Dodatkowo jest potężnie zbudowany, przez co miałam ochotę się przed nim skulić.
- Bycie wojskowym to ogromne wyrzeczenie i ryzyko. Każdego dnia możesz zginąć. A Twoje życie znajduje się w rękach losu. Dlatego dobrze jest, kiedy osłaniają nas dobrze wyszkolone i odważne wilkołaki. - Wyjaśnił, a ja słuchałam go z nadzieją, że w końcu zrozumiem, czemu mi to mówi. - Dlatego to, że mój syn cię wybrał, wydawało mi się tak dziwne. Jednak w końcu zrozumiałem jego wybór. Carlos wybrał ciebie, bo od samego początku go intrygowałaś. Posłuchał serca zamiast rozumu. A to w naszym świecie nigdy się nie sprawdza. Masz talent do podejmowania słusznych decyzji, co dzisiaj mi udowodniłaś. Dlatego jeśli chcesz zostać, zaproponowałbym Ci pracę za biurkiem. Strategie i te sprawy. Rozumiesz, o czym mówię?
- Myślałam, że cieszyłeś się, że twój syn się zakochał. - Stwierdziłam, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Bo tak było. I nadal tak jest. Jednak teraz już wiem, że nie możecie jeździć razem na misję. Twoja obecność zdecydowanie zbytnio go rozprasza. - Zmniejszył dzielącą nas odległość, a ja z trudem powstrzymałam się od wykonania kroku w tył. - To nie jest miejsce na miłość i przywiązanie. Przemyśl to moja droga. A teraz możesz odejść.
Skłoniłam się lekko i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Poczułam się tak, jakby nagle cały wszechświat postanowił uświadomić mnie, że to uczucie to cholerny błąd.
CZYTASZ
Spocznij wilczku
WerewolfSavannah rok po zakończeniu edukacji zostaje wezwana na obowiązkową służbę wojskową. Nieco niepewnie jednak stawia się i dwa dniu później jest już przydzielona do jednego z oddziału. Wszystkiego układa się dobrze do momentu, kiedy spotyka swojego pr...