𝐗𝐗𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈

2.9K 147 19
                                    

~Carlos~

Czasem los stawia na naszej drodze osobę, która wywraca cały nasz świat do góry nogami. Sprawia, że wszystko staje się lepsze. Dzięki niej wszystko wydaje się łatwiejsze. Wszystko na nowo zaczyna mieć sens. A któregoś dnia budzisz się ze świadomością, że ta osoba stała się twoim powietrzem. I nagle już nie wyobrażasz sobie bez niej życia. A jednocześnie jej obecność, staje się dla was tak naturalna, że nie wyobrażasz sobie, że mogłoby jej zabraknąć. I nagle ona znika. A wy kompletnie na to nie gotowi zaczynacie się dusić. I teraz powstaje pytanie, co teraz?

Nauczyć się żyć bez tlenu? Czy nadal desperacko próbować zaczerpnąć powietrza? Na to pytanie nikt wam nie odpowie, ponieważ to musi być wasz wybór. Czy zdecydujecie się nauczyć żyć bez powietrza ze świadomością, że w dalszym ciągu, co jakiś czas z przyzwyczajenia spróbujecie złapać oddech? Czy nadal desperacko będziecie próbować oddychać? Bez względu na to ile dostarczy wam to bólu i cierpienia.

Ja zacząłem próbować żyć bez mojego tlenu. Starałem się rzucić w wir pracy, której teraz jest masa. Głównie przez to, że podsłuchujemy rebelię. Z setek godzin rozmów musimy wyciągnąć najważniejsze informacje. A, że nikt nie mówi nic wprost, jest to cholernie trudne. A fakt, że ciężko pracować, kiedy się dusisz na pewno nie ułatwia mi sprawy.

- Carlos! - Uniosłem wzrok znad papierów i spojrzałem na Aidena. Ten stał wyraźnie niezadowolony ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. - Pukałem do drzwi przez dziesięć minut i mówię do ciebie od pięciu. Co się z tobą dzieje chłopie?

- Wybacz. Zamyśliłem się. - Oświadczyłem, odkładając kilka papierów na bok. - Co się dzieje?

- Lepsze pytanie, co się dzieje z tobą. - Stwierdził, siadając naprzeciw mnie. - Teraz serio, co się dzieje?

Aiden zawsze był uparty. Nie odpuszczał, póki nie osiągnął swojego celu. To i jeszcze parę innych cech sprawiło, że stał się moim zastępcą. A później nawet przyjacielem. Czego czasem żałowałem.

- Nic takiego. - Zapewniłem, zaczynając z nim te grę, której nie miałem szans wygrać.

- Dobra nie pierdol, bo mnie tak nie spławisz. Wiem, że tobie i Savannah się nie układa i dlatego taki jesteś. - Oświadczył, szczerze mnie zaskakując. - Powiesz mi, do czego w ostateczności doszło?

Westchnąłem ciężko, czując, że się go nie pozbędę. Przez chwilę biłem się z własnymi myślami, zastanawiając się, czy powinienem mu powiedzieć. I w końcu stwierdziłem, że wszystko mu wyjaśnię. Ostatecznie i tak by się dowiedział.

- To wszystko przez ostatnią akcję. Oboje stwierdziliśmy, że nasz związek jest zbyt niebezpieczny. Oboje popełniamy przez niego karygodne błędy. Dlatego stwierdziliśmy, że musimy się rozstać. - Wyjaśniłem bardzo pobieżnie, nie wdając się w szczegóły.

- Serio? Większej głupoty zrobić nie mogliście? - Zapytał retorycznie, patrząc na mnie, jak na wariata. - Naprawdę myślisz, że wasze rozstanie w magiczny sposób sprawi, że to, co jest między wami zniknie? Otóż nie. Nie tak łatwo jest przestać kogoś kochać. I gwarantuję, że będziesz o niej myślał, nawet kiedy będzie na drugim końcu świata.

- No to co miałem zrobić? - Spytałem sfrustrowany. - Kiedy jesteśmy na froncie, nie mogę myśleć tylko o niej. A tym bardziej nie mogę stawiać jej życia ponad życia wszystkich innych.

- Więc może zamiast, jak ostatnia pizda się wycofywać, wypadałoby jakoś się z tym problemem zmierzyć? - Spytał w taki sposób, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Ja kurwa wiem, że dla ciebie przez ostatnie lata istniała tylko służba. Jednak nie możesz tego tak zjebać.

- Więc co niby powinienem zrobić? - Dopytałem, licząc na jakąś pożyteczną radę.

- Porozmawiaj z nią. Tak najzwyczajniej we wszechświecie. Bo jeśli nie będziecie rozmawiać, to na pewno się nie uda. - Zapewnił bardzo pewny swego. - Wiem, że Ty o emocjach nie rozmawiasz, ale raz w życiu musisz się poświęcić. Dla niej. Dla chyba jedynej kobiety, której udało się zdobyć twoje serce.

- To prawda. - Przyznałem, wracając do wspomnień sprzed lat. - Nigdy w życiu nie byłem zakochany. A potem pojawiła się Savannah i z taką łatwością zdobyła moje serce.

- Kochasz ją i powinieneś w końcu się z tym pogodzić, zamiast wmawiać sobie, że Ci przejdzie. Bo gwarantuję, że to nie przejdzie. Ani za miesiąc, ani za sto lat. Prawdziwa miłość nie rdzewieje Carlos. - Zapewnił, a ja westchnąłem ciężko. - Poza tym, jak to cię napędzi, to jeśli nie ty to twój brat. - Przypomniał, a ja uświadomiłem sobie dopiero teraz, że jeśli Savannah odejdzie, to zapewne wyjdzie za mojego starszego brata. - Żeby tutaj zostać, potrzebuje czegoś więcej niż uzależnienie od adrenaliny. Znam ją na tyle, by być pewnym, że nie zostanie w miejscu, które będzie jej się kojarzyło z tobą.

- Nie chcę, by wyszła za kogoś z przymusu. To naprawdę jedna z najgorszych rzeczy, jakie może sobie zrobić. Nikt nie wyszedłby na tym dobrze.

- Dlatego musisz być facetem i z nią pogadać, kiedy wróci. Inaczej pewnie będziesz żałował tego do końca życia.

Doskonale wiedziałem, że tak właśnie może być. Jednak z drugiej strony nie byłem pewien, czy wystarczy mi odwagi, by powiedzieć jej wszystko, to co czuję. Rozmowy o uczuciach nigdy nie były moją specjalnością. Są jak dla mnie zdecydowanie zbyt intymne.

- Od kiedy ty jesteś taki mądry co? - Spytałem lekko rozbawiony, chcąc w końcu zmienić temat.

- No ja nie wiem, czy to ja jestem mądry, czy ty po prostu głupi. W końcu kto bierze rady związkowe od singla? - Spytał, a ja jedynie wzruszyłem ramionami.

- Tylko osoby tak ciężko zdesperowane, jak ja. - Stwierdziłem, na co ten zaśmiał się lekko. - Poza tym mimo wszystko znasz się na rzeczy.

- Weź nie przesadzaj. Ja tylko pododdziałem Ci najoczywistszą rzecz na świecie. - Stwierdził, wzruszając ramionami.

- Mimo wszystko ja potrzebowałem usłyszeć rzecz tak oczywistą, że to aż boli.

- Dobra wracamy do roboty, bo my dzisiaj nic nie zrobimy. - Rzucił Aiden, podnosząc się ze swojego miejsca. - Przyszedłem powiedzieć, że musisz napisać ten zaległy raport, bo terminy gonią.

- Jakbym naprawdę miał teraz czas to pisać. - Warknąłem poirytowany, wracając do papierów.

- To nie do mnie pretensje. - Uniósł ręce w geście obronnym i wyszedł.

Wychodzi na to, że będę musiał poważnie pomyśleć, o tym co powinienem powiedzieć Savannah. W końcu ta rozmowa zadecyduje o naszych dalszych losach. Tylko teraz pojawia się pytanie, czy naprawdę mam tyle siły, by zawalczyć? Zwłaszcza, że to nie będzie prosta walka, a prawdziwa wojna ze wszystkimi, którzy powiedzą, że ten związek w ogóle nie powinien istnieć. Najważniejsze pytanie brzmi, czy jesteśmy w stanie udźwignąć ciężar oskarżeń i niezadowolenia wszystkich tych, którzy powiedzą, że ten związek nie ma prawa bytu. Czyli większości.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz