Na miejscu byliśmy o świcie. Opuściliśmy helikopter, a ja rozejrzałam się po okolicy. Ta baza była o wiele bardziej imponująca od poprzedniej. Potężne zabudowy robiły naprawdę spore wrażenie. Na placu panował ogromny zgiełk. Wszędzie, gdzie tylko nie spojrzałam, widziałam żołnierzy. Biegali w te i z powrotem, starając się nie wpaść pod koła ciężarówek i nie stratować się nawzajem. Wszyscy żołnierze byli w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu. Czułam się tutaj przynajmniej nieswojo.
Ruszyłam przed siebie, nie chcąc stracić z oczu dowódcy. Tylko jeszcze mi się tutaj zgubić brakowało. Przepychałam się przez żołnierzy, co jakiś czas słysząc, jak niektórzy na mnie warczą. Nic sobie z tego nie robiłam. Nie miałam czasu odwracać się za każdym razem i odpowiadać tym samym. W końcu Carlos zatrzymał się przed grupą dziesięciu żołnierzy, którzy byli ubrani nieco inaczej niż reszta. Zgodnie zasalutowali, widząc swojego dowódcę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Stanęłam nieopodal, przyglądając się z uwagą całej tej sytuacji. Po chwili oficjalna atmosfera opadła i wszyscy zaczęli się witać, a ja, jak i pozostała dwójka staliśmy jak ci trzej idioci, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Ta trójka to nowe nabytki. Zostaną z nami na rok, a kto wiem może niektórzy na dłużej? - Na słowa Murrey'a cała grupa obdarzyła nas zaciekawionymi spojrzeniami. - Boe pokażesz Sparks, co i jak. Skończyły się luksusy własnego pokoju. - Oświadczył, zwracając się do ciemnoskórej kobiety, która do mnie podeszła. - Heizer, ty bierzesz Bartona, a z Donovanen pomęczy się Butler. W południe zaczynamy pierwszy wspólny trening. Czy to jasne?
- Tak jest sir. - Odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Jestem Alisha. - Kobieta wyciągnęła do mnie dłoń, którą przyjęłam. - Chodź, pokażę ci nasze lokum. To żadne luksusy, ale będziemy się męczyć tylko we dwie.
- Pozwól, że od razu zacznę pytać. Czemu macie inne mundury? - Spojrzałam jeszcze raz na kobietę, która była ubrana cała na czarno.
- Jesteśmy grupą zadaniową. To trochę inny typ żołnierza. Zresztą wszystko z czasem zrozumiesz. - Oświadczyła z szerokim uśmiechem. - Lepiej od razu mi powiedz, jak zapatrujesz się na służbę.
- Nigdy nie chciałam tutaj być, ale nic na to nie poradzę. - Poprawiłam pasek torby spoczywający na moim ramieniu. - Muszę jakoś przetrwać ten rok i wrócić do domu w jednym kawałku.
- Jeśli chcesz mojej rady, to lepiej zapomnij o tym, jak bardzo nie chcesz tutaj być. Daj z siebie wszystko, to wrócisz do domu w jednam kawałku.
- Nie tak łatwo przykładać się do czegoś, czego tak bardzo nienawidzisz. - Szłam nieco wolniej niż ciemnoskóra, tak by to ona mogła mnie prowadzić.
- Przywykniesz. Każdy musiał. - Wzruszyła ramionami. - Myślisz, że ja chciałam tutaj być? Oczywiście, że nie. Nikt nie rodzi się po to, by zabijać.
- Więc dlatego zostałaś? - Dopytałam, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc.
- Któregoś dnia obudzisz się świadoma tego, że zabijanie stało się twoją codziennością. Wojsko stało się twoją pracą. Jedynymi bliskimi ci ludźmi są ludzie z twojego oddziału. I wtedy zrozumiesz, że już nie umiesz żyć inaczej. Nawet nie wiesz, ilu z nas się na to złapało.
- Przerażające. - Rzuciłam krótko, przekraczając próg pokoju, którego drzwi otworzyła Alisha.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany pokrywała popękana i odpadająca farba, która już dawno utraciła swój pierwotny kolor. Podłogę stanowił jedynie wylany beton, który podobnie jak ściany pamiętał o wiele lepsze czasy. W pomieszczeniu stały dwa jednoosobowe łóżka. Na ścianie wisiało popękane lustro i to by było na tyle.
- Sparks, jesteś córką alfy? - Spytała po chwili z zaciekawieniem wilczyca, siadając na jednym z łóżek, które najpewniej należało do niej.
- Niestety. - Usiadłam na drugim łóżku, pod które wsunęłam torbę. - Nie poruszajmy tego tematu okej? Ostatnio średnio mi się kojarzy.
- Będę milczała, jak grób. - Uniosła ręce w geście obronnym. - Wracając do tematu lokum, łazienka jest wspólna dla całego oddziału na końcu korytarzu. Jeśli nie jest to dla ciebie problem możesz myć się z resztą. Jeśli jest, będziesz musiała czekać. Marudy myją się ostatnie.
- Jakoś przeżyję. I tak pewnie jeszcze nie raz zobaczą mnie nago. - Wzruszyłam ramionami. - Gorzej będzie tylko w trakcie pełni.
- A no tak. Jesteś jeszcze młoda i możesz w trakcie pełni myśleć o takich rzeczach. - Alisha zaśmiała się lekko. - Uwierz mi tutaj podczas pełni myśli się tylko o seksie. Więc jeśli nie masz na niego ochoty, będziesz miała ciężko.
- Jakoś sobie poradzę... Chyba.
- Pójdziemy na trening trochę wcześniej, to przedstawię cię reszcie. Mogą być nieco sceptyczni. Nasza jednostka jest zamknięta i mało kiedy zmienia się jej obsada.
- Spokojnie nie będę nikomu przeszkadzać. - Zapewniłam, kładąc się na łóżku.
- Tutaj to nie wystarczy. Dajesz z siebie wszystko lub giniesz. - Oświadczyła Boe, czym kompletnie zniszczyła mi resztki dobrego humoru.
- Więc nie mam pojęcia, co tutaj robię. Dałam Carlosowi jasno do zrozumienia, że nie chcę tutaj być ani się starać.
- Jesteście już na ty? - Spytała, a w jej głosie wyczułam nutkę rozbawienia. - Widać wyczuł w tobie potencjał.
- Spieprzyłam prawie każde zadanie na teście kwalifikacyjnym. - Wróciłam wspomnieniami do wczorajszego toru przeszkód. - Nie jestem ani najzwinniejsza, ani najcelniejsza.
- A umiesz, chociaż się bić? - Dopytała, a ja poczułam na sobie jej spojrzenie.
- Chyba jest okej. Jedyna rzecz, której nie położyłam po całości. - Obróciłam głowę, spoglądając na kobietę. - I tylko mi nie mów, że to wystarczyło.
- No wychodzi na to, że wystarczyło. Skoro tutaj jesteś i rozmawiamy. - Wzruszyła ramionami, podnosząc się z łóżka. - Nie mam pojęcia, dlaczego tutaj jesteś, więc mnie nie pytaj. Skoro serio jest to dla ciebie taka zagadka, pytaj naszego przełożonego. To była jego decyzja.
- I co? Mam do niego podbić i wyjechać z tekstem "Na chuj mnie tu przytargałeś?". - Podniosłam się do siadu, spoglądając na wilczyce.
- Może skonstruuj nieco inaczej pytanie, jednak tak coś w tym stylu. Bo uwierz mi, tylko Carlos wie, co siedzi mu tam w głowie. - Oświadczyła, siadając na brzegu mojego łóżka. - Nie jeden już próbował go rozgryźć i nikomu się nie udało.
- Co o nim w ogóle wiadomo? - Spytałam nagle, nie do końca wiedząc dlaczego.
- W zasadzie to niewiele. Mimo tego, że trochę go już znam, o jego przeszłości nie wiem nic. Jego rodzice chyba nie żyją, a rodzeństwa nie ma. A przynajmniej tak twierdzi. Murrey to tajemniczy wilkołak.
- Ponoć takich należy obawiać się najbardziej. - Stwierdziłam rozbawiona. - Facet w wojsku, który wziął się znikąd i nie ma żadnej przeszłości. To w ogóle nie jest podejrzane.
- Jest. Jednak to dobry dowódca, dlatego nikt o nic nie pyta. - Wyjaśniła, poprawiając włosy, spięte niedbale w niskiego kucyka. - Tutaj to wystarczy. I jeszcze jedna rada. Nie zadawaj zbędnych pytań. Tutaj nikt ich nie lubi. Zresztą ty sama nie chcesz rozmawiać o przeszłości.
Westchnęłam cicho, musząc przyznać jej rację. Jeśli przeszłość Carlosa jest tak samo popaprana, jak moja to rozumiem, czemu nie chce o niej rozmawiać. Chociaż przez moją ciekawość ciężko mi będzie to uszanować.
CZYTASZ
Spocznij wilczku
WerewolfSavannah rok po zakończeniu edukacji zostaje wezwana na obowiązkową służbę wojskową. Nieco niepewnie jednak stawia się i dwa dniu później jest już przydzielona do jednego z oddziału. Wszystkiego układa się dobrze do momentu, kiedy spotyka swojego pr...