𝐗𝐋𝐈𝐈𝐈

2.9K 154 43
                                    

Służba w wojsku nauczyła mnie jednej bardzo ważnej rzeczy. Życie jest cholernie kruche. Teraz jestem, a jutro już mnie nie ma. Za pewnik mogę brać tylko chwilę obecną, bo następna może już dla mnie nie nadejść. Zresztą to nie tyczy się tylko wojska. Możemy zginąć w zasadzie wszędzie. Idąc do sklepu pod kołami samochodu. Możemy zachorować lub znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie. A mimo to ludzie i tak zamartwiają się przyszłością, która może dla nich nigdy nie nadejść. Poświęcają życie pracy, by zapewnić sobie lepszą przyszłość. I w ten sposób tracą to, co jest tu i teraz. Życie ucieka im na niczym, aż w końcu przychodzi śmierć, której często się nie spodziewają. Bo mimo, że to trudne musimy pamiętać o śmierci. Jednak nie po to, by się zadręczać. Musimy o niej pamiętać po to, by żyć pełnią życia świadomi tego, że nie jest ono nam dane na zawsze.

W wojsku, gdzie śmierć mnie otaczała, zrozumiałam, że nie stać mnie na strach. Muszę żyć póki jeszcze dane mi jest oddychać. I muszę podejmować decyzje, które uczynią mnie szczęśliwą. Choć by na krótki moment. Bo w gruncie rzeczy to takie momenty liczą się w naszym życiu najbardziej.

Siedzieliśmy po raz kolejny w sali narad. Znalezienie bazy, którą mieliśmy zaatakować, zajęło nam trochę czasu. Jednak to nieistotne. Ważne było tylko to, że mamy plan i wreszcie możemy zacząć działać.

- Zaatakujemy bazę od strony wschodniej. W ten sposób odciągniemy ludzi od sali komunikacji. - Tłumaczyłam po raz kolejny, by mieć pewność, że plan dla wszystkich jest jasny i akceptowalny. - Wtedy jeden z naszych dostanie się do sali z komunikatorem. I podając się za jednego z buntowników, przekaże informacje o podsłuchu i zmianie kanału na ten, którym nadaje zdrajca. Wtedy on sam się wkopie. Jednak najważniejsze jest to, by nikt się nie dowiedział. Zero trupów po drodze i zero świadków. Poza tym to musi być ktoś, kogo rebelia nie skojarzy. Dlatego wyślemy Millera. Jest nowy, więc nikt nie powinien go rozpoznać. Reszta będzie musiała zdobyć dla niego jak najwięcej czasu. Czy wszystko jest jasne? - Spytałam, spoglądając na żołnierzy i ich przywódców.

- Tak jest. - Odpowiedzieli mi zgodnie żołnierze, a generałowie skinęli głowami na znak zgody.

- Rozejść się. - Król Eric Velazquez zwrócił się do reszty zebranych, następnie spoglądając w moją stronę. - Dobrze się spisałaś, Savannah. To dobry plan. Ciężki w wykonaniu, jednak musimy jakoś sobie poradzić.

- Jestem pewna, że nasze wilki poradzą sobie znakomicie. - Zapewniłam, przenosząc wzrok na mapę.

- Carlos tym razem nie daj ponieść się emocjom. To zbyt ważna misja byście mogli popełnić błąd. - Oświadczył, zwracając się do syna.

- Tym razem nie zawiodę. - Zapewnił, na co jego ojciec skinął głową.

Wraz z Carlosem opuściłam salę narad. Byłam zmęczona. Od jakiegoś czasu obmyślam plan i nie śpię przez niego po nocach. To wszystko cholernie mnie stresuje. Nie chcę zawieść lub czegoś spieprzyć, tak jak ostatnio, kiedy zabrakło mi czujności. Dlatego teraz przede wszystkim musiałam się wyspać.

Kiedy tylko wróciliśmy do pokoju, zdjęłam z siebie mundur i od razu poszłam wziąć prysznic. Na stałe przeniosłam się do pokoju Carlosa. Z czego Boe bardzo się cieszyła, bo znowu zyskała cały pokój tylko dla siebie. No i od samego początku kibicowała naszemu związkowi.

Kiedy byłam już umyta i ubrana wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i przyjrzałam się Carlosowi. Zachowywał się dzisiaj jakoś dziwnie. A przynajmniej dziwnie, jak na niego.

- Carlos. - Wypowiedziałam jego imię, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, co też mi się udało. - Czy coś się stało? Dziwnie się dzisiaj zachowujesz.

- Po prostu myślę nad czymś, co jest dla mnie bardzo ważne. - Oświadczył i usiadł obok mnie na łóżku. - Bardzo chciałbym coś zrobić, jednak boje się, że to wszystko zepsuje.

- Więc powiem Ci tak. - Zaczęłam, łapiąc go za rękę. - W naszym życiu nie ma czasu na zwątpienie i zastanowienie. Jeśli chcesz coś zrobić, po prostu to zrób. Póki jeszcze tutaj jesteś i możesz to zrobić. Tak byś w chwili śmierci nie żałował, że tego nie zrobiłeś.

Carlos przyglądał mi się dłuższą chwilę, bijąc się z własnymi myślami. W końcu jednak poprawił się na łóżku i złapał moje obie ręce. Spojrzał mi prosto w oczy, a ja mogłam dostrzec w jego tęczówkach to w czym się zakochałam. Nie pokochałam tego dupka, którym wydawał się być na początku. Pokochałam tego troskliwego faceta, który przytulał mnie, kiedy nie radziłam sobie z tym całym życiowym dziadostwem.

- Kurwa... - Syknął po chwili. - Nie jestem w to dobry. Nie umiem mówić pięknych, romantycznych rzeczy. Dlatego po prostu spytam. - Oświadczył i wziął głęboki wdech, ściskając moje ręce. - Savannah, wyjdziesz za mnie? - Spytał, kompletnie mnie tym zaskakując.

Znaliśmy się prawie rok. Co dla wielu wydawałoby się bardzo krótkim okresem czasu. Jednak przez ten rok zdołałam go poznać. I zrozumiałam, że jeśli mam spędzić z kimś resztę życia, to tylko z nim. Poza tym nie chcę iść na kolejną wojnę świadoma tego, że nigdy nie przysięgłam mu wierność. A jeśli mam wrócić z kolejnej misji to świadoma tego, że kiedy tylko wrócę, on będzie na mnie czekał. I w końcu przysięgniemy sobie miłość i wierność, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

- Tak. - Wydusiłam ledwo słyszalnym głosem. - Tak Carlos, wyjdę za ciebie.

Carlos przez moment siedział, chyba nie wiedząc, co ma powiedzieć. Myślę, że nie spodziewał się tego, że mogę się zgodzić. Tylko co innego mogłam zrobić? Kocham go. I nie mam czasu udawać, że tak nie jest, by zyskać pewność. Dzisiaj moje serce bije dla niego. A jutro może już nie bić dla nikogo.

W końcu, kiedy mój narzeczony wyszedł z pierwszego szoku, rzucił mi się na szyję. Przytulił mnie mocno, a ja wtuliłam się w jego tors. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. To było zdecydowanie zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. A jednak było. To wszystko działo się naprawdę, chociaż tak bardzo nie mogłam w to uwierzyć.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. - Oświadczył, całując mnie czule w czoło. - Nie wyobrażam sobie życia z nikim innym niż z tobą. Kocham cię, Savannah.

- A z kim innym mogłabym je przeżyć jak nie z facetem, którego kocham. Który akceptuje wszystkie moje wady i szanuje decyzje, które podjęłam. - Spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się lekko. - Może więź mate to tylko mity i bzdury. Jednak ja wierzę, że tak miało być. Mieliśmy się spotkać, by spędzić razem resztę życia.

- Też w to wierzę, Sav. I to całym sercem, które przejdzie przez piekło, by móc do ciebie wrócić.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz