𝐗𝐈𝐕

4.1K 220 20
                                    

~Savannah~

Nie do końca rozumiałam co się wokół mnie działo. Po tym, co wydarzyło się jakieś pół godziny temu, byłam w ogromnym szoku. Naprawdę nie byłam gotowa no coś takiego. Chociaż pewnie powinnam. Może gdybym była, nie siedziałabym teraz w pokoju przełożonego z kubkiem herbaty w ręce przykryta jego kocem. To było upokarzające. Zwłaszcza kiedy mówił do mnie jak do małego dziecka, które właśnie zgubiło rodziców. Chociaż mimo tego całego upokorzenia było mi całkiem miło. Dawno nikt nie poświęcił mi tyle uwagi i nie otoczył taką troską. Chyba nie powinno mi się to tak podobać. Powinnam być twardą wojskową, a nie babą, która przeżywa takie coś. Bo jakby na to nie patrzeć, nic mi nie nie stało.

Pewnie powinnam stąd wyjść, póki go nie ma. Jednak zdecydowanie za bardzo bałam się Scotta, bo chyba tak miał na imię ten wilkołak. To miejsce dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Pewnie dlatego, że pachnie tutaj moim alfą. Nikt nieproszony nie odważy się tutaj wejść. Zwłaszcza ktoś kontrolowany przez swojego wilka. Tylko minus jest taki, że będę mocno pachniała Carlosem. Plotki o tym, co działo się tej nocy, pewnie szybko rozejdą się po bazie. Jednak, czy mnie to aż tak obchodziło? Wilkołaki od zawsze mają dużo do powiedzenia na mój temat i chyba w pewnym momencie przyzwyczaiłam się do plotek, o tym z kim sypiam lub też nie. Dużo bardziej bolały komentarze o tym, że matka mnie porzuciła i, jak bardzo w życiu nic mi nie wychodzi.

Pomyśleć, że to ja mogłam oszaleć jak Scott. Jeśli to prawda i to przez brak przemiany, mogłam właśnie tak skończyć. Nie przemieniam się zbyt często. Nie lubię tego jakoś szczególnie. No i pod postacią wilka tracę kontrolę nad samą sobą, a tego w szczególności nienawidzę. Jednak zważywszy na wydarzenia tej nocy, będzie to trzeba zmienić.

Zdrowy rozsądek chciał, bym w tym momencie wyszła. Chciał wrócić do mojego pokoju i położyć się na tym, cholernie niewygodnym łóżku. Jednak ja miałam na niego wywalone. Okryłam się szczelnie kocem i dokończyłam picie herbaty, zastanawiając się, jak bardzo będę tego rano żałować. Dotarło to do mnie, kiedy drzwi do łazienki się otworzyły, a stanął w nich Carlos.

Krople wody spływały po jego nagim torsie, a jedyne co miał na sobie to ręcznik zawinięty wokół bioder. Bardzo nisko zawinięty. Skupiałam na nim pewnie, więcej uwagi niż powinnam. Przejechałam wyżej, w końcu docierając do jego twarzy. Wydawał się dziwnie spokojny i wyluzowany. Co i mnie szybko się udzieliło.

- Chyba powinnam już iść. - Wydusiłam, czując, że jeśli zostanę, stanie się coś czego będę żałować.

- Powinnaś zostać. - Poprawił mnie, podchodząc do komody, z której wyjął bokserki.

Z jakiegoś powodu, nie specjalnie chciałam protestować. Jakaś część mnie bardzo chciała tutaj zostać. Może po prostu potrzebowałam tego poczucia bezpieczeństwa, które zapewniał mi właśnie on? Pewnie tak. Z uwagą obserwowałam, jak ręcznik opada na podłogę, a ja mogłam zlustrować całe jego ciało.

- Nie grzecznie tak się gapić. - Stwierdził, ubierając na siebie bokserki.

- Ty zawsze się gapisz, kiedy rozbieram się do przemiany. - Rzuciłam i tak czując się z tym nieco nieswojo. W życiu nie byłam sam na sam z nagim facetem w jednym pomieszczeniu.

- Słuszna uwaga. - Stwierdził, podnosząc ręcznik z podłogi i kładąc go na grzejniku. - Podoba mi się ten tatuaż na plecach.

Chyba nieco bałam się, że o niego spyta. Wiązała się z nim nieco głupia historia i nie lubiłam o tym mówić. Zrobienie go było nieco głupie. To znaczy, zrobiłam go z głupich pobudek, ale ogólnie nie żałuję.

- Dzięki. Zrobiłam go jeszcze przed osiemnastką. - Przyznałam, co spotkało się z jego niemałym zdziwieniem.

- Mnie by ojciec zabił, gdybym zrobił coś takiego. - Wyznał, siadając obok mnie. Nie wiem, czemu to zrobiłam, ale wzięłam koc i go przykryłam.

- Mój też chciał... W zasadzie to zrobiłam go, żeby go wkurzyć. - Oświadczyłam, czując się nieco głupio. To było, cholernie szczeniackie i nieodpowiedzialne. Zwłaszcza, że tatuaż nie był mały.

- Czyli nigdy nikogo nie słuchałaś. Zanotuje to sobie. - Spojrzał do mojego kubka i kiedy stwierdził, że nic w nim nie ma, zabrał go ode mnie. - Nie zmienia to jednak faktu, że tatuaż jest fajny. A przesłanie... Dosyć kontrowersyjne.

- A jakie widzisz w nim przesłanie? - Spytałam, odgarniając jeszcze nie do końca suche włosy do tyłu.

- Wilk warczy na księżyc. Symbol nienawiści do tego, że ma on nad nami pewną władzę. Chęć uwolnienia się spod jego wpływu. Nie lubisz bycia wilkołakiem, co?

- Nie. - Wydusiłam i dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam. - To głównie przez moją historię... Jesteś podejrzanie dobry w interpretacji.

- Matka chciała, żebym zajmował się czymś w tym stylu. Wiesz, czymś bezpiecznym. - Wyznał, odkładając kubek na najbliższą szafkę.

- Czyli masz rodzinę. - Stwierdziłam, co zabrzmiało wyjątkowo głupio. - Oddział twierdzi, że wziąłeś się znikąd i nikt nic o tobie nie wie.

- Nie często o tym mówię. - Przyznał, wzruszając ramionami. - Obiecasz mi coś?

- Nikomu nie powiem. - Obiecałam, poprawiając koc, który zjeżdżał mi z ramion.

- Nie o to chodzi. - Zaprzeczył, czym nieco mnie zdziwił. - Obiecaj, że nie podasz się tak łatwo i będziesz walczyć. O każdy dzień, o każde nowe osiągnięcie, bo może się okazać, że będziesz jedną z najlepszych wojskowych.

- Czemu pokładasz we mnie tak wielkie nadzieje? - Spytałam, nic z tego nie rozumiejąc.

- Po prostu w ciebie wierzę i mam dziwne wrażenie, że wierzę w ciebie jako pierwszy.

Tak bardzo chciałam zaprzeczyć. Powiedzieć, że zawsze ktoś we mnie wierzy. Jednak to byłoby śmieszne kłamstwo. Matka mnie porzuciła, a ojciec zdawał się mnie nie zauważać. Rodzeństwo żyło własnym życiem, chyba również mnie nie zauważając.

Carlos wstał z miejsca i zniknął za drzwiami łazienki, wracając po chwili. W rękach trzymał ręcznik. Początkowo nie rozumiałam, po co mu on. Podszedł do mnie i zatrzymał się na chwilę.

- Mogę? - Spytał, a ja jedynie skinęłam głową.

Usiadł za mną i zaczął suszyć moje włosy. Muszę przyznać, że to było bardzo miłe. Zarówno jako gest, jak i pewna przyjemność czysto fizyczna. Przymknęła oczy, co było okazaniem, że mu ufam, bo tak było. Już nie czułam się tak, jakby sprowadził mnie tu w ramach kary, czy zemsty. Sprowadził mnie tutaj, bo z jakiegoś powodu we mnie wierzył.

- Chodźmy już spać. - Polecił, rzucając ręcznik obok tego pierwszego.

- Więc, ja... - Chciałam coś powiedzieć, on jednak mi na to nie pozwolił.

- Nadal uważam, że powinnaś zostać. - Oświadczył, patrząc prosto w moje oczy.

- Więc... Zostanę. - Oświadczyłam nieco niepewnie.

Oderwałam się od jego spojrzenia i skierowałam w stronę łóżka. Naprawdę nie mam pojęcia, co ja wyprawiam. Położyłam się na łóżku i przykryłam kocem, po chwili czując, jak materac ugina się z drugiej strony. Ja naprawdę oszalałam.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz