𝐕𝐈𝐈𝐈

4.5K 225 29
                                    

~Carlos~

Z uwagą przyglądałem się pierwszej grupie, która pokonywała tor przeszkód. Mimo swoich starań Savannah odstawała od reszty i to dosyć wyraźnie. Szczerze po kimś tak charakternym i umięśnionym, spodziewałem się czegoś więcej. Na pierwszy rzut oka widać, że nie przygotowała się do tej służby i nie pała jakimś szczególnym zapałem, do tego co robi. A szkoda. Widziałem w niej pewien potencjał, chociaż może tylko chciałem go widzieć. Naprawdę brakuje nam w wojsku kogoś, kto będzie głośno krzyczał, kiedy coś będzie nie tak. Sparks wydawała się osobą, która nie stałaby bezczynie, kiedy wszystko by się sypało.

Jak się okazało, mój zastępca Aiden zna ją od szczeniaka. Ponoć nawet, jako mała dziewczynka była wyszczekana i głośno mówiła, co jej się nie podoba. Żal, że straciła to coś z wiekiem. Mogłaby być cennym wojskowym nabytkiem. Chociaż nie powinienem być tego taki pewien. Fizycznie widać, że podoła. Gdyby tylko tego chciała, za trzy miesiące góra, pokonywałaby ten tor z zamkniętymi oczami. Jednak siła fizyczna a psychiczna to dwie różne rzeczy. Może się okazać, że po miesiącu będzie tak zryta, że będę zmuszony ją odesłać. Wszystko, okaże się z czasem.

Po torze przeszkód, przyszedł czas na strzelanie. I tym razem córka Alfy, jakoś się nie popisała, a tak bezceremonialnie to wypadła najgorzej z całej grupy. Czyli snajpera raczej z niej nie zrobię. No cóż, nie każdy czuje się dobrze z gnatem w ręku. Zwłaszcza wilkołaki jakoś tego nie czuły. Pistolety to wymysł ludzi, na który my jesteśmy skazani. Sam jakoś nie specjalnie lubię strzelać, chociaż idzie mi to chyba całkiem nieźle.

- Teraz walka wręcz. - Oświadczyłem, spoglądając na grupę. - Sparks, bijesz się z Bartonem.

Barton miał już pewne doświadczenie wojskowe. Z jego akt wynikało, że szkolił się całe życie, by być wojskowym, w ja postanowiłem dać tej kobiecie ostatnią szanse. Może chociaż w tym jest dobra.

Stanąłem nieopodal tej dwójki i przyglądałem się im z uwagą. Ich poziom był bardzo wyrównany, co mocno mnie ucieszyło. Wychodzi na to, że ta wilczycy urodziła się do bliskich starć. Dobrze, że chociaż w tym jest dobra. Inaczej marnie bym to widział.

- Przynajmniej jedną rzecz umiesz zrobić dobrze. - Stwierdziłam, stając obok nich. - A teraz z niego zejdź.

Jakoś nie specjalnie widziało mi się odpowiadać za uduszonego szczeniaka w trakcie pierwszego sparingu. Dlatego wolałem nie ryzykować. Doskonale wiem, jak czasem nasza zwierzęca część potrafi namieszać, a tak á propos wilczego wcielenia.

- Teraz pod postacią wilków. - Zarządziłem, a kadeci zaczęli się rozbierać. Na polu walki rzadko jest na to czas. Jednak tutaj lepiej się rozebrać, inaczej nie narobilibyśmy na mundury.

Przeleciałem wzrokiem po nagich kobietach, bo co ja poradzę? Jestem tylko facetem, który poświęcił życie służbie. Oprócz niej nie mam rodziny, nie licząc rodziców i braci, z którymi i tak widuje się od święta. Znajomych mam tylko w wojsku. I w zasadzie to tutaj obraca się całe moje życie, a tak konkretniej to w mojej bazie. Na szczęście niedługo tam wrócę.

Mój wzrok nieco mimowolnie zatrzymał się na Savannah. Takiego sześciopaka nie jeden facet mógłby jej pozazdrościć. Do tego mocno umięśnione inne partie ciała. Tak, widać, że może na wojsku się nie skupiała, jednak na pewno nie próżnowała. Poza tym to alfa, więc trudno się dziwić.

Po przemianie była brązowym wilkiem o czerwonych ślepiach. Była dosyć masywna, co mnie nie zaskoczyło. Jednak wydawała się dosyć niespokojna. Nie mogła ustać w miejscu, a ja od razu zrozumiałem, o co chodzi. Jeśli wilkołaki nie przemieniają się regularnie, stajemy się niespokojne. Przemiana może nastąpić w każdym momencie, a ona z pewnością to zaniedbała.

- Te same pary. - Rzuciłem, niewiele myśląc, a wilki zaczęły walkę.

- Możesz ją sobie darować. - Oświadczył mój beta, a ja spojrzałem na niego spod byka. - Nie patrz tak na mnie. Ah jest dosyć specyficzną kobietą. Z tego, co opowiadali mi kumple i jej siostra, nigdy nie szukała partnera. A co jeszcze lepsze, faceci sami zjeżdżali się, by błagać ją o rękę. Ponoć zawsze odmawiała. - Wyjaśnił Aiden, a ja skrzywiłem się nieznacznie. - Ponoć przez to ma słabe relacje z innymi kobietami z watahy, bo te wytykały ją palcami, jako aseksualną.

To ostatnie mocno mnie wkurzyło. To, że kobieta nie daje dupy na lewo i prawo i radzi sobie sama, nie znaczy, że nie ma pociągu. Nawet jeśli go nie posiada, to jej zasrany interes, a nie innych. Zawsze zastanawia mnie jakie inne wilki mają nudne życie, skoro zaglądają innym do łóżek. No, ale wracając, mi też swego czasu szukano żony. I wiem, że taki ślub z przymusu to nic fajnego.

- A ty w to wierzysz? - Zapytałem, starając się wyglądać na maksymalnie obojętnego.

- A gdzie tam. - Machnął ręką. - Po prostu ma godność, a inne suki jej tego zazdroszczą. Zawsze była specyficzna i po prostu szuka kogoś, kto doceni ją za coś więcej, niż dobry seks i inkubator dla dziecka.

Spojrzałem na brązowego wilka, który stał łapami na jasnym wilku. Sparks, zdecydowanie była dobra, jeśli chodzi o walkę wręcz, a ja zamierzałem to wykorzystać.

- Zbierać się na obiad. - Poleciłem, a wilki zaczęły się odmieniać.

Tym razem Savannah stanęła do mnie tyłem, a ja mogłem dostrzec tatuaż na jej plecach. Przedstawiał łeb wilka, który warczy na księżyc. Nie wyje tylko warczy. Jakby był na niego wściekły. Całkiem ciekawe.

- Nie patrz tak na nią, bo ci gacie strzelą. - Stwierdził rozbawiony Aiden. - Jeśli wierzyć temu, co mówi jej siostra, nie prześpi się z tobą. Nie interesują ją przelotne romanse, a na pewno nie zostanie dla ciebie wojskową. Jest strasznie zła, że musi tu być.

- Każdy czasem musi robić rzeczy, na które nie ma ochoty. - Wzruszyłem ramionami, ruszając w stronę stołówki.

Dużą część życia robiłem rzeczy, na które nie miałem ochoty. Dopiero tutaj zrozumiałem, że to właśnie, to chce robić już do końca życia. No i dane mi było odpocząć od nadgorliwych rodziców. Chociaż nadal muszę pisać listy, przynajmniej raz w miesiącu inaczej mama panikuje. Bywa przewrażliwiona na punkcie mnie i moich braci.

Wszedłem na stołówkę i zabrałem jedzenie. Nie mogę się doczekać powrotu do mojej bazy. Tutaj karmią jakbyśmy naprawdę byli psami. Jak taki facet, jak ja ma się tym najeść? Widać, że to jedynie baza przelotowa i oszczędzają na niej, jak tylko mogą.

Wilkołaki nie narzekają na biedę. Jednak nasz król stara się rozsądnie rozdzielać pieniądze. Bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie kryzys. Dobry przywódca zawsze myśli przyszłościowo.

Z trudem wmusiłem w siebie posiłek i opuściłem stołówkę. Zamierzałem, jak najszybciej się zebrać i wyruszyć, a muszę jeszcze przemyśleć, gdzie kogo wyślę.

Aktualna grupa przestanie istnieć, kiedy wsiądziemy do samolotu. Wtedy zgodnie z indywidualnymi predyspozycjami przypisze każdego z nich do odpowiedniej jednostki. Tak zrobi jeszcze kilkudziesięciu innych żołnierzy, którzy się tym zajmują, więc możliwe, że trafi mi się ktoś jeszcze. Jak na razie upatrzyłem sobie trójkę wilków, z którymi nie zamierzam się żegnać. 

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz