𝐗𝐗𝐗𝐈𝐗

3.1K 173 13
                                    

Jedna z trudniejszych rzeczy na tym świecie to mówienie o emocjach. Tak naprawdę jest kilka powodów, dla których tak jest. Mówiąc o emocjach, odsłaniamy się przed druga osobą. Pozwalamy jej przekroczyć pewną granicę. W końcu emocje są przez wielu postrzegane jako słabość. I to do tego stopnia, że społeczeństwo powoli zabija w nas poprawne odczuwanie tych emocji. Co prowadzi nas do kolejnego powodu, dla którego mówienie o tym, co się czuje, jest aż tak trudne. Sami nie umiemy nazwać odczuwanych przez siebie emocji. Odczuwamy coś i nawet nie potrafimy dopasować do tego odpowiedniego uczucia. Co prowadzi do tego, że nie rozmawiamy, o tym co czujemy. A taki brak rozmowy zabije każdą relacje. Prędzej lub później, jednak finał zawsze będzie taki sam. I na koniec dodała bym do tego jeszcze brak wewnętrznej potrzeby dialogu. Która pojawia się u nas z różnych przyczyn. Nie jesteśmy nauczeni rozmawiać o emocjach, wierzymy, że jakoś to będzie lub po prostu nie chcemy walczyć. Bo relacja jest fajna, póki jest prosta. Jednak kiedy już coś się komplikuje, należy się poddać.

Może dlatego tak bardzo bałam się zacząć. Więc stałam przed jego gabinetem, układając sobie nic nie warte scenariusze tej rozmowy. Co mam mu powiedzieć? Jak mam mu to powiedzieć? Setki pytań, na które pewnie nikt nie zna odpowiedzi. Rozmowa z matką była prostsza. Od razu przygotowałam się na rozczarowanie i fakt, że i tak nasza historia skończy się w tej szpitalnej sali. Nie miałam nic do stracenia. Dlatego bałam się o wiele mniej. Jednak teraz nic nie jest takie proste. Bo ostatnim czego bym chciała to go stracić.

W końcu zebrałam się w sobie i zapukałam. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka. Carlos wydawał się zaskoczony moją obecności. Dlatego przez chwilę po prostu siedział i się we mnie wpatrywał.

- Już wróciłaś? - Spytał, przerywając panującą między nami ciszę.

- Tak. Nie czułam potrzeby, by dłużej tam zostawać. Powiedziałyśmy sobie wszystko, co miałyśmy sobie powiedzieć. - Oświadczyłam, na co ten skinął głową. - Chciałam z tobą porozmawiać.

- Siadaj. - Rzucił, wskazując krzesło naprzeciw siebie.

Szybko zajęłam wskazane przez niego miejsce, po raz ostatni myśląc, co zamierzam mu powiedzieć. Chciałam jakkolwiek poukładać swoją wypowiedź, by miała jakiś sens. No cóż, raz się żyje.

- Kiedy widzieliśmy się ostatnio, zgodnie doszliśmy do wniosku, że to nie jest nasz czas. Nikt z nas tego nie powiedział, ale oboje pewnie poczuliśmy, że to nie jest świat, w którym jest miejsce na miłość. - Zaczęłam, starając się w miarę w tym wszystkim nie pogubić. - Jednak kiedy się z tym przespałam, stwierdziłam, że to było zwykłe pierdolenie.

- Savannah ja... - Zaczął, jednak nie dałam mu dokończyć.

- Nie Carlos. Teraz ja mówię. - Oświadczyłam stanowczo, a ten zrezygnował z dalszego mówienia. - Zakopaliśmy to, co było między nami w imię czego? Głupiego prawa. Poświęcenia dla nowego świata. Szczerze mam już tego dosyć. Ciągle oddaję coś temu światu. Matka mnie nienawidzi przez głupie prawo. Mam zniszczoną psychikę przez to prawo i nie poznaję już samej siebie. Ty straciłeś rodziców. I przestań udawać, że to się nie stało. Wiem, że kochasz swoich adopcyjnych rodziców. Jednak zostałeś odebrany matce i ojcu, którzy pewnie też cię kochali. - Stwierdziłam, nieco odchodząc od tego o czym miałam mówić. - No, ale nie o tym miałam z tobą rozmawiać. Tyle już oddaliśmy temu światu. Nie chcę oddać też ciebie. Chcę chociaż raz w życiu coś dostać, a nie oddać.

Carlos wpatrywał się we mnie, chyba nie bardzo wiedząc, co powinien mi powiedzieć. A ja z każdą mijającą sekundą coraz bardziej pragnęłam uciec. Czyżby już mu nie zależało?

- Zanim trafiłem na służbę, ojciec przedstawił mi moją narzeczoną. Zamierzał wydać mnie za córkę jednego z alf, który nie posiadał synów. Wiesz wtedy to ja, byłbym alfą tej watahy. - Wyjaśnił, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem. - Potem wyjechałem, by odbyć służbę. Jak już mówiłem na początku, było tragicznie. Jednak z czasem było już tylko lepiej. Po upływie roku oświadczyłem ojcu, że chcę odsłużyć jeszcze rok. Tym samym przesunąłem nasz ślub. Kiedy pozytywnie rozpatrzono mój wniosek jeszcze o rok, zostałem przeniesiony do innej bazy. Tam poznałem coś, czego tak naprawdę wcześniej nie znałem. To była duża baza, w której służyło sporo małżeństw. Tak naprawdę dopiero tam skonfrontowałem to, jak wygląda małżeństwo z przymusu, a to z miłości. Zdałem sobie sprawę, że nie chcę wychodzić za tę kobietę. Chcę czegoś więcej niż hucznego wesela i żony, która uśmiechnie się, kiedy jej każę. - Przyznał, wbijając swój wzrok w ścianę za mną. - Może to głupie, ale zapragnąłem, by ktoś uśmiechał się szczerze na mój widok. Bym osobiście mógł poprosić kobietę, która daje mi szczęście o rękę. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że lubię to robić. Wojsko stało się moim światem. Dlatego postanowiłem, że zmienię nazwisko i wstąpię do niego. Ta kobieta, mając już dosyć czekania, zerwała zaręczyny. - Oświadczył, a ja nie mając pojęcia, co powiedzieć po prostu skinęłam głową. - Teraz jednak widzę, że takie małżeństwo byłoby łatwiejsze. Bardzo mechaniczne. Zero miłości, zero strachu. Może tylko jakieś przyzwyczajenie. Nie bałbym się, o nią tak bardzo, jak boję się o ciebie.

- Jednak czy coś prawdziwego i szczerego nie zasłużyło na to, by o to walczyć? - Spytałam, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu. - Nie chcesz walczyć? Chcesz czegoś prostego, co odejdzie tak łatwo, jak przyjdzie.

- Pewnie powinienem powiedzieć, że tak. Chcę czegoś łatwego. - Przyznał, a ja wstałam z miejsca. Ruszyłam do wyjścia, czując, że i jego straciłam. - Jednak całe życie robię rzeczy, które powinienem robić i jestem tym już zmęczony. Ostatni czas, kiedy tak bardzo się od siebie oddaliśmy, uświadomił mi, że znalazłem to, czego szukałem.

- A czego szukałeś? - Dopytałam, odwracając się do niego przodem.

- Szukałem prawdziwej miłości w świecie, który zbudowany jest na kłamstwie. Na prawie, które dąży do naszej władzy, zapominając o szczęściu. Szukałem wolności w świecie, który mówi, że wyzwala wilkołaki, a tak naprawdę nadal więzi je prawem. Szukałem kogoś, kto nie jest jeszcze kompletnie zepsuty i pusty w środku. Szukałem kogoś prawdziwego, kto będzie przy mnie w chwilach największego triumfu i najgorszej słabości. - Oświadczył, wstając z krzesła i omijając biurko. - Trzema słowami, szukałem ciebie Savannah.

Po tych słowach poczułam coś, czego nie czułam już tak bardzo dawno. Przyjemne ciepło w okolicy serca.

- Całe życie wierzyłam, że muszę żyć, tak jak chce tego nasze prawo. Byłam na tyle ślepa, że nie widziałam, iż popełniam błąd mojej matki. Dopiero ty mi to uświadomiłeś. - Poczułam gulę, rosnącą mi w gardle. Jednak nie chciałam się rozpłakać. - Pokazałeś mi, że można inaczej. Udowodniłeś mi, że naprawdę mogę kochać. Bez względu na to, co mówi o tym prawo. Tak bardzo cię kocham, że jestem gotowa znieść jeszcze milion błędów i oskarżeń przez pomyłki, które dla siebie popełnimy.

Carlos nic nie odpowiedział. Jedynie pokonał dzielącą nas odległość i połączył nasze usta. Całował mnie tak jakbyśmy, nie widzieli się przez całe wieki. A ten gest był wart więcej, niż tysiąc najpiękniejszych słów.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz