~Savannah~
Po zjedzeniu tej paskudnej kolacji mogłam wrócić do siebie. I całe szczęście. To dopiero pierwszy dzień, a ja już mam tego wszystkiego dość. Tory przeszkód, strzelanie, to nie dla mnie. Jak sobie pomyślę, że będę musiała strzelać do ludzi i niekiedy do wilkołaków to robi mi się słabo. Co ja poradzę, że nie chcę zabijać? Nie każdy ma do tego psychikę. I nie każdy ma tyle siły, by pociągnąć za spust, kiedy na torze lotu kuli znajduje się druga żywa istota. Nic nie mam do tych, którzy mają tyle siły, a wręcz ich podziwiam. W końcu to dzięki nim żyło mi się tak dobrze w nowym świecie jako córka alfy. Oni walczyli i ginęli za wolność naszego gatunku. Jednak ja nie należę do tych bezwzględnych wilkołaków i cieszyłabym się, gdyby inni chcieli to uszanować.
Rozłożyłam się na łóżku, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Od niechcenia rzuciłam ciche proszę, a drzwi się otworzyły. Zanim spojrzałam na przybysza ten po prostu rzucił kopertę na moje łóżko i wyszedł. Podniosłam się do siadu i sprawdziłam kopertę. Na niej zobaczyłam coś czego, naprawdę nie chciałam oglądać.
Adresat Melody Robbinson. Moja matka.
Warknęłam cicho. Moją pierwszą myślą było po prostu pozbycie się listu. Czego ta kobieta ode mnie chciała? Nie odzywała się do mnie od jakiś trzynastu lat, a wcześniej i tak widywałyśmy się sporadycznie. Wiem tylko, że ma męża i chyba mają jakieś dzieci, ale tego nie jestem pewna. Szczerze nie obchodziło mnie to, jednak postanowiłam otworzyć list i tak nie miałam nic lepszego do roboty."Jeśli otworzyłaś ten list to wiedz, że jestem pod wrażeniem. Ja bym nie otworzyła. Doskonale wiem, że mnie nienawidzisz i nie postrzegasz mnie jako matki. Nie będę próbowała się tłumaczyć, bo jestem pewna, że doskonale znasz całą tę sytuację. Chciałam tylko, abyś wiedziała, że nie chcę byś popełniała moje błędy. Jak to płytko brzmi, co? Jak cytat z tandetnego serialu. Jednak wiedz, że naprawdę nie chcę dla ciebie takiego losu. Nigdy nie przestanę sobie zarzucać tego, że cię porzuciłam. Jednak nie mogłam... Za każdym razem, kiedy spojrzałam w twoje oczy, widziałam twojego ojca. Potwora, na którego nie mogłam patrzeć. Żadne usprawiedliwienie wiem. Choć mam nadzieje, że cały ból, który pewnie odczuwasz, czytając ten list, zmotywuje cię do tego byś nigdy nie dawała sobą rządzić. A jeśli nie masz jaj, by się przeciwstawiać, jak ja to po prostu się nie zakochuj Savannah. Miłość w naszym świecie to nic dobrego. Trzeba dla niej poświęcić czasem zbyt wiele."
𝓜𝓮𝓵𝓸𝓭𝔂 𝓡𝓸𝓫𝓫𝓲𝓷𝓼𝓸𝓷
Warknęłam cicho, ponownie opadając na łóżku. Żyje tylko przez stare prawo. Mówi ono, że jeśli kobieta alfa chce wyjść za kogoś niższego szczebla rangi, czyli za deltę lub omegę musi spłodzić przynajmniej jedno szczenie z alfą, lub betą. Tak było w przypadku mojej matki. Oczywiście pierwszeństwo do inkubatora, jakim w naszym prawie jest kobieta, ma alfa. Mój ojciec oczywiście przystał na propozycję. Jednak gdyby się nie zgodził według ważności w stadzie, każdy samiec musiałby oświadczyć pisemnie czy chce mieć z nią dziecko. Gdyby nikt się nie zgodził, byłaby wolna. Wprawdzie zawsze ktoś się godził, żeby nie było mężczyzn, tyczy się to samo prawo. Niestety nasze stare zasady skupiają się na powiększaniu populacji, w jak najbardziej jakościowy sposób.
Dlatego matka nie mogła na mnie patrzeć. Byłam owocem wspólnej pełni, na którą pewnie i tak oboje mieli równą ochotę. W końcu wilkołaki, co jak co, ale seks uwielbiają. Często małżonkowie zdradzają się, jeśli zbyt długo są w rozłące, a co najzabawniejsze nikomu to nie przeszkadza. I uprzedzając pytania moje rodzeństwo, zostało spłodzone na tych samych zasadach.
Nigdy nie zapomnę, jak po moich osiemnastych urodzinach, przyszedł do mnie młody alfa z pytaniem, czy zostanę matką jego szczeniaków. Najpierw zwrócił się do nowej kobiety mojego ojca jako do luny. Ona jednak kategorycznie odmówiła. Moja starsza siostra była nieobecna, więc kolejna w kolejce byłam ja. Nigdy nie zapomnę wstydu, malującego się na twarzy tego młodego chłopaka, kiedy mnie o to pytał. Nie chciał, tak mnie traktować. Jednak by mógł być z miłością swojego życia, musiał spełnić ten prawny obowiązek. Oczywiście nie mogłam się zgodzić. Sumienie mi na to nie pozwoliło. Bałam się, że tak, jak moja matka nie może patrzeć na mnie, tak i on nie będzie mógł spojrzeć na naszego szczeniaka. Poza tym nie popierałam tego prawa. Brzydziło mnie ono i odpychało, dlatego nie mogłam tego zrobić.
Matką dziecka została córka bety mojego ojca. Kiedyś moja najlepsza przyjaciółka. Potem już nie mogłam na nią patrzeć. Nie po tym, jak wsparła to okrutne prawo. Z tego, co wiem, ten chłopak odwiedza swojego szczeniaka i jest poczciwym ojcem. Tyle w tym dobrego.
Kiedy usłyszałam wycie, złapałam za torbę i zarzuciłam ją na ramię. List wepchnęłam do bocznej kieszeni. Mimo całego tego bólu cholernie brakowało mi matki. Jako dziecko zarzucałam sobie, że coś może być ze mną nie tak, skoro ona mnie nie chce. Nigdy nie zapomnę ojca, który powtarzał mi, że to ona jest nienormalna, skoro nie może mnie kochać. Wtedy mu wierzyłam. Teraz sama już nie wiem, w co wierzyć.
Opuściłam pokój, a na korytarzu wpadłam na swoje grupę. Aiden wyprowadził nas przed budynek, gdzie czekał już Carlos. Jak zawsze dumnie wyprostowany.- Barton, Donovan i Sparks, krok do przodu. - Zarządził, a my wykonaliśmy polecenie. - Wy lecicie ze mną. Reszta uda się za nimi. - Wskazał żołnierzy stojących nieopodal.
- Tak jest alfo. - Wykrzyczała grupa, ruszając za żołnierzami.
Mój przełożony ruszył do helikoptera, a ja wraz z pozostałą dwójka ruszyłam za nim. Byłam pewna, że to jakiś nieśmieszny żart. Przecież jego oddział musiał być silny i wzbudzać respekt. Nie wydawał się pierwszym lepszym przywódcą.
- Liczyłaś, że trafisz do słabeuszy co? - Aiden zwrócił się do mnie, nawet na mnie nie patrząc.
- Szczerze, to tak. - Wydusiłam niechętnie, zbliżając się do maszyny. - W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo mam przekichane?
- Tysiąc. - Wydusił rozbawiony. - Carlos wyczuł w tobie potencjał i nie pozwoli Ci go zmarnować.
- Pora umierać.
Z małą pomocą Aidena wsiadłam do samolotu i usiadłam gdzieś z boku. Dwaj mężczyźni, których wybrał alfa, zdali się bardzo uradowani faktem, iż zostali wybrani. Ja nie podzielałam ich entuzjazmu.
Dlaczego on mnie wybrał? Przecież nie jestem dobra, a na pewno nie tak dobra, jak reszta kadetów. Tak bardzo mnie nienawidzi? Chce ze mnie zrobić mięso armatnie? Nie mam pojęcia, ale jedno wiem na pewno. Mam przejebane.

CZYTASZ
Spocznij wilczku
WerewolfSavannah rok po zakończeniu edukacji zostaje wezwana na obowiązkową służbę wojskową. Nieco niepewnie jednak stawia się i dwa dniu później jest już przydzielona do jednego z oddziału. Wszystkiego układa się dobrze do momentu, kiedy spotyka swojego pr...