𝐗𝐗𝐗𝐈

3.4K 172 5
                                    

Czy baliście się kiedyś, że zawiedziecie? Okażecie się piątym kołem u wozu, którego reszta zechce się pozbyć. Ja czułam się tak od dnia, kiedy wstąpiłam do wojska. Czułam, że nie jestem wystarczająco dobra. Zbyt zawodna, by sprostać oczekiwaniom reszty. A chyba najbardziej bałam się, że moja nieporadność mnie zabije lub – co gorsza – kogoś innego. Tutaj nie stać mnie na błąd. A ja jestem typem osoby, która zrobi coś źle tysiąc razy, zanim jej się to uda. A to było o wiele razy za dużo. Zawodziłam i odstawałam od reszty, co sprawiało, że czułam się po prostu gorsza. Jednak chyba najgorsza była myśl o tym, że reszta zapewne chce się mnie pozbyć. W końcu, po co im taka łamaga, która nic nie potrafi zrobić dobrze? Słynęli ze swej niezawodności. I właśnie to sprawiało, że czułam się tutaj jeszcze bardziej nie na miejscu.

Spojrzałam na Carlosa, który obserwował ruchy naszych przeciwników. W dalszym ciągu nie zorientowali się, że tutaj jesteśmy. Więc element zaskoczenia nadal był po naszej stronie. W końcu alfa wykonał krok w przód i uchylił pysk. Wydobył się z niego dźwięk, słyszalny tylko dla wilkołaków. Był on niczym innym jak komendą do ataku zawierającą informacje, w jakiej formie ich zaatakujemy. Moje serce przyśpieszyło pod wpływem adrenaliny, którą zaczął wydzielać mój organizm. Podniosłam się na łapach i nakierowałam uszy, na obóz buntowników. Doskonale wiedziałam, że zaraz czeka nas kolejna jatka. Na którą wcale nie byłam gotowa.

Nagle czarny wilk rzucił się przed siebie, co było dla mnie jasnym sygnałem. Pognałam za nim i rzuciłam się na pierwszego buntownika. Zanim zdążył sięgnąć po broń, leżał już martwy. Metaliczny posmak krwi w moim pysku był czymś nowym ze względu na pochodzenie krwi. Ta ludzka smakuje nieco inaczej niż zwierzęca. I jest tysiąc razy bardziej paskudna. Miałam ochotę pobiec do najbliższego strumienia i wypłukać pysk, jednak teraz nie było na to czasu. Musiałam skupić się na walce. Dlatego z obrzydzeniem przełknęłam ślinę i ruszyłam dalej.

Z większą lub mniejszą łatwością wykańczałam następnych przeciwników. Jak się okazało byli oni dobrze przygotowani do walki z przemienionym wilkołakiem. Mieli przy sobie ostrza z topazu, który jest trzecim najtwardszym minerałem. Przy dobrym szlifowaniu i użyciu, bez problemu przecina skórę naszej wilczej strony. W trakcie, kiedy srebro raczej nie zostawia śladów na naszej skórze, więc nie sprawdza się jako ostrze.

Poczułam, jak coś wcina się w moja skórę. Jeden z przeciwników wykonał głębokie cięcie na moim ciele. Odskoczyłam gwałtownie, by ten nie mógł mnie sięgnąć. Jednak jedynie doskoczyłam do kolejnego przeciwnika, który powtórzył ruch poprzedniego.

Odwróciłam się do niego gwałtownie i zacisnęłam szczękę na jego ręce. Ten krzyknął z bólu, wypuszczając ostrze. Pociągnęłam go gwałtownie, przez co zaliczył bliskie spotkanie z glebą. Oparłam na nim przednie łapy i jednym szybkim ruchem skręciłam mu kark.

Niestety to był dopiero początek. Buntowników była masa. I wydawało się, że każdy z nich jest gotowy umrzeć za sprawę, za którą walczy. Pewnie dlatego Carlos zmienił taktykę. Zamiast ich zabijać, mieliśmy złapać kilku i z nimi wrócić do bazy.

Rozejrzałam się, by znaleźć kogoś odłączonego od grupy. Dużo łatwiej porwać kogoś ktoś stoi sam, niż w tłumie. Kiedy w końcu kogoś takiego wypatrzyłam, ruszyłam w jego kierunku. Widziałam, jak mięśnie kobiety, się napinają. Była gotowa, by stoczyć te walkę.

Rzuciłam się na nią i powaliłam ją na ziemię. Kobieta upuściła sztylet z topazu, przez co musiała użyć zwykłego. Wbiła go kilkukrotnie w moje ciało, jednak nie wszedł na tyle głęboko by mógł zrobić mi większą krzywdę. Starałam się przygnieść kobietę ciężarem własnego ciała, jednak ta nie dawała za wygraną. W końcu udało jej się przesunąć na tyle, by złapać ostrze, mogące poważnie mnie ranić. Wbiła je w mój bok, a ja zaryczałam głośno z bólu. Nie jestem pewna, czy sztylet wbił się w coś ważnego, jednak teraz nie miałam czasu o tym myśleć. Kobieta poruszała sztyletem, co sprawiało mi coraz większy ból. W końcu odskoczyłam od niej, jednak potknęłam się i wylądowałam na ziemi. Brunetka stanęła nade mną unosząc sztylet, zapewne gotowa, by wbić mi go w serce. Zamknęłam oczy, jednak cios nigdy nie nadszedł.

Niepewnie otworzyłam oczy i wtedy dostrzegłam Carlosa zabijającego kobietę. Jego nie powinno tutaj być. Powinien być z Donovanem i Scottem. Razem mieli iść i spróbować dorwać przywódcę grupy. Niesiona adrenaliną, której było we mnie coraz więcej, podniosłam się z ziemi i obdarzyłam wilka przerażonym spojrzeniem. I wtedy usłyszałam głośny pisk. Spojrzałam w tamtą stronę, jednak nie byłam w stanie nic zobaczyć.

Carlos zdając sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jesteśmy, zarządził odwrót. Wszyscy zaczęliśmy uciekać. Biegliśmy tak szybko, że w obozie byliśmy już po godzinie. Wróciłam do ludzkiej formy, nie myśląc nawet o tym by się ubrać. Zaczęłam przepatrywać oddział i czułam, jak moje serce, rozdziera się na kawałki.

- Gdzie Donovan? - Spytałam patrząc na Scotta, który musiał przy nim być.

- Buntownicy go zabili, kiedy zostaliśmy sami. Chciałem coś zrobić, ale było ich zbyt wielu. - Wyjaśnił z wyraźną rozpaczą.

W tym momencie zrobiło mi się słabo. Przed oczami pojawiły mi się ciemne plamy, a serce straciło regularny rytm. Położyłam dłoń na klatce piersiowej, łapiąc coraz to większe oddechy. Mimo tego cały czas czułam, jakbym się dusiła. Chyba inni coś do mnie mówili, jednak ich nie słyszałam. Poczułam łzy na moich policzkach, a po chwili ciepłe dłonie na moich plecach i pod kolanami. Dostrzegłam twarz Carlosa, który wniósł mnie do jednego z namiotów i przytulił mocno, co pozwoliło mi się uspokoić.

- Czemu po mnie przyszedłeś? - Spytałam, w końcu się od niego odsuwając.

- Bo mogłaś zginąć. - Oświadczył, wyraźnie nie rozumiejąc dlaczego pytam.

- I widać tak miało być. Przez to, że od nich odszedłeś, Donovan zginął. - Warknęłam, odgarniając włosy, które opadały na moje oczy. - Przez to, że uratowałeś mnie, ktoś nie żyje... Przez to wszystko poszło się jebać. Gdybyś z nimi został, mielibyście dowódcę oddziału buntowników, a Donovan nadal by żył.

- Za to ty byłabyś martwa. - Stwierdził, podchodząc do mnie bliżej.

- Tutaj nie chodziło o moje życie. Chodziło o powodzenie misji. Moje życie nie jest cenniejsze, niż było życie Donovana. Nie powinieneś ich zostawiać. Teraz rozliczą cię z tego błędu i być może degradują. - Rzuciłam, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. - Żyjemy w świecie wojny. Wracamy z jednej tylko po to, by jechać na kolejną. Nie stać nas na takie błędy.

Chyba dopiero w tym momencie Carlos zrozumiał, co tak naprawdę się stało. Miłość do mnie go zaślepiła. Sprawiła, że podjął beznadziejną decyzję, z której teraz zostanie rozliczony.

- Zbieraj się... Musimy wracać do bazy. - Rozkazał beznamiętnym tonem i ominął mnie, wychodząc z namiotu.

Spocznij wilczku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz