Echo ciężko stawianych kroków roznosił się po korytarzu na siódmym piętrze i z każdą sekundą wydawały się być coraz bliżej pary uczniów, która nadal stała przed kamienną ścianą. Luciana, panikując wewnętrznie, patrzyła na Ślizgona, mając ochotę rozszarpać chłopaka na miejscu. Draco, który nawet nie drgnął, mając przymknięte oczy, oddychał spokojnie, jakby nie zdając sobie sprawy, że za chwilę oboje mogą dostać szlaban na miesiąc.
– Jaja sobie ze mnie robisz? Co ty wyczyniasz? – zapytała Luciana, szepcząc, choć jej głos, mimo tego, zdawał się groźny i morderczy.
Draco nic nie odpowiedział, krążąc koło ściany trzy razy, a wtedy, nim Krukonka zdążyła się znów odezwać, pojawiły się przed nimi ogromne drewniane drzwi. Oczy dziewczyny rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, a z szoku otworzyła mimowolnie usta. Malfoy nieostrzeganie wepchnął ją przez drzwi, a kiedy byli już bezpieczni po drugiej stronie kamiennej ściany, te zniknęły.
Pomieszczenie, w którym się znajdowali, było tym samym, w którym Draco spędzał ostatnio najwięcej czasu.
– To pokój życzeń – stwierdziła, rozglądając się wokół siebie. – Ale jak ty to?
Luciana doskonale pamiętała, kiedy ostatnim razem była w pokoju życzeń. Było to niecały rok temu, kiedy Gryffoni z jej roku zorganizowali Gwardię Dumbledore'a. Chętnie uczestniczyła w lekcjach prowadzonych przez Harry'ego Pottera, do pewnego momentu. Jeszcze zanim zostało to wszystko odkryte przez Umbridge, Luciana tak pokłóciła się z Potterem, że już nigdy więcej nie postawiła nogi w tym pokoju. Aż do dziś. Znów tam stała, patrząc na pokój w zupełnie innej postaci.
– Nikomu ani słowa, rozumiesz? – zażądał Draco, grożąc jej palcem, co trochę rozśmieszyło dziewczynę.
– Dobra, schowaj ten palec. Potrafię dotrzymać tajemnicy.
Malfoy obdarzył ją sceptycznym wzrokiem, kiedy Krukonka zaczęła go już ignorować. Dziewczyna poczuła się, jakby wszystkie wspomnienia sprzed kilku miesięcy do niej powróciły i choć zdarzały się tu szczęśliwe momenty, to niestety, pamiętała tylko te najgorsze. Ból przykrych wspomnień powrócił do niej momentalnie, a to przyczyniło się do natychmiastowego pogorszenia się jej, i tak już złego, humoru.
– Naprawdę mamy szczęście... To znaczy, ty masz, że potrafię bez problemu przywołać ten pokój – powiedział Draco, opierając się plecami o kamienną ścianę, czując nieprzyjemne zimno, przechodzące przez szatę, na jego skórze.
Luciana, wyrwana z zamyślenia, spojrzała na niego z oburzeniem.
– Wypraszam sobie – odparła, kładąc dłoń na piersi. – Nie tylko ja szwendałam się w nocy po korytarzu – założyła ręce na sobie, marszcząc brwi.
– Gdyby nie ty, już dawno byłbym w dormitorium. Że też musiałem trafić na ciebie – prychnął, przewracając oczami.
Krukonka zaśmiała się nagle, ale nieszczerze.
– Nikt ci nie kazał zwracać na mnie uwagę. Trzeba było przejść obok i tak bym cię nawet nie zauważyła.
Malfoy zmrużył wzrok, zaciskając lekko usta. Zabrakło mu argumentów, a to zirytowało go jeszcze bardziej niż sama obecność Krukonki koło niego.
Nastała chwila ciszy, którą wykorzystali do tego, by nasłuchiwać dźwięków z zewnątrz. Niestety kroki były wciąż wyraźnie i głośne, co też oznaczało, że ktoś nadal krąży po korytarzu.
– No to... – zaczęła Luciana, kiedy poczuła, że atmosfera między nimi robiła się coraz bardziej niezręczna. – Zdradzisz mi, jak przywołałeś ten pokój? – Uśmiechnęła się głupio, unosząc brwi, na co Draco spojrzał na nią, jak na idiotkę.
– Chciałabyś.
– Mogłam się tego spodziewać – parsknęła, idąc nagle w stronę stery, starych rupieci, między którymi były wąskie alejki do przejścia.
– Gdzie ty idziesz? – zapytał Malfoy, podążając za nią wzrokiem.
– Aż tak cię to interesuje? – obdarzyła go ciekawym spojrzeniem, po czym znikła za stertą rupieci, w której przeważały stare, zniszczone krzesła.
Luciana przechadzała się między alejkami, oglądając z daleka stosy rupieci, na których zawsze było coś ciekawego. Raz minęła stare księgi zaklęć, skręcając w lewo, zobaczyła magiczne poduszki, które w dzieciństwie dawała jej mama, by ta szybciej zasnęła, a na wprost zobaczyła coś błyszczącego, co przykuło jej uwagę. Jednak było to na samym szczycie sterty, więc poszła dalej, zapominając o tym, co tak błyszczało z daleka.
Znudzona nieco tym długim spacerem, miała już wracać, gdy zobaczyła starą, drewnianą i ciemną szafę, która stała między mniejszymi stosami rupieci. Nie byłaby sobą, gdyby do niej nie podeszła. Zaczęła się przyglądać meblowi, które, choć było ciemne, gdzieniegdzie miało zadrapania, które ujawniały jasne drewno spod spodu.
Ręką przejeżdżała po zdobieniach, którym zaczęła się coraz bardziej przyglądać. Czuła pod dłonią wypukłe wzory, które samym wyglądem ją fascynowały. W końcu sięgnęła do klamki, z ciekawością, co może znaleźć w środku, i gdy miała już otwierać, nagle czyjaś blada dłoń zatrzasnęła drzwiczki, nie pozwalając jej otworzyć do końca.
– Merlinie, ale mnie przestraszyłeś – powiedziała Luciana, czując, że jej oddech nieco przyspieszył.
Czuła się trochę niezręcznie, gdy dłoń Malfoya, wciąż opierająca się o szafę, na wysokości jej twarzy, osaczała ją z jednej strony. Mając wrażenie, że jego twarz również jest zbyt blisko, odepchnęła go lekko, otrzepując swoją szatę z niewidzialnego kurzu.
– Kroki ucichły. Możemy już iść – odparł, niewzruszony tym, że prawie wpadł na jakąś rzeźbę za nim.
– Świetnie, bo zaczynałam się nudzić.
Malfoy przewrócił oczami na te słowa.
Kiedy wrócili pod drzwi, Draco zaczął je ostrożnie otwierać, upewniając się, czy na pewno nikogo nie ma. Luciana stała zaraz za nim, wychylając głowę ponad nim, żeby dostrzec coś z zewnątrz. Na korytarzu było cicho, a księżyc nadal przedostawał się przez okna, padając jasnym światłem na podłogę. Malfoy upewniając się, że nikogo nie ma, pewniej i szerzej otworzył drzwi i wraz z Krukonką wyszli, odwracając się za siebie. Zamiast dużych, drewnianych drzwi, była za nimi kamienna, szara ściana.
Draco zaczął odchodzić w swoją stronę, gdy nagle Luciana zawołała go, oczywiście szeptem, na co chłopak odwrócił się, z nieco niezadowoloną miną.
– Nawet na głupie dobranoc cię nie stać? – zapytała z pretensją w głosie, na co Malfoy tylko się uśmiechnął.
– Jest piąta rano. Nie wydaje mi się, żeby dobranoc tu pasowało.
Luciana zmarszczyła brwi, a Draco odszedł, zostawiając ją nieco skołowaną na psutym korytarzu.
– On jest niemożliwy – powiedziała sama do siebie, idąc w stronę Wieży Krukonów.
W pokoju wspólnym nikogo nie było, a mimo to Krukonka postanowiła wrócić do dormitorium. Nie miała zamiaru iść spać, z czystego strachu przed kolejnym koszmarem, więc przebrała się z piżamki i patrzyła przez okno, na spadające płatki śniegu, które jakoś zawsze sprawiały, że dziewczyna czuła się lepiej.
CZYTASZ
Daffodils ~ Draco Malfoy
FanficPrześladujący pech, emocje odczuwane z dużą dwu krotnością, a do tego nieustanne napotykanie się na blondyna, sprawiało, że Luciana nie potrafiła opanowywać swoich nerwów. Wszystko stało się jasne pewnej nocy, kiedy uświadamia sobie, co było przycz...