Stukot spadających na kafle kropli wody, roznosił się echem po głuchym pomieszczeniu. Luciana z przerażeniem przyglądała się swoim dłoniom, z których powoli kapała do umywalki gęsta krew. Strach, jaki wtedy odczuwała, był nie do opisania, pomijając fakt, że nie miała pojęcia, co się właśnie stało. Stała w łazience, tak chłodnej, że miała wrażenie, że jest na śniegu bez żadnego ciepłego ubrania.
Dziwny zapach unosił się w powietrzu, którego nie potrafiła zidentyfikować. Patrzyła się ślepo w umywalkę, z której krew powoli spływała do kanału. Uniosła głowę, nie chcąc dłużej patrzeć na ten straszny widok, ale kiedy ujrzała swoje odbicie w lustrze i jej obsmarowane krwią policzki, odskoczyła do tyłu, potykając się o coś twardego na ziemi.
Upadła na zimną posadzkę, za nic w świecie nie chcąc otwierać swoich oczu. Bała się, że jak zobaczy, o co się potknęła, z przerażenia nie będzie umiała się ruszyć. Jej wyobraźnia podpowiadała jej, że nie będzie to nic dobrego. Oddech szalał jej nieprzerwanie, ręce i nogi trzęsły się, a gdy tak dłużej leżała w bezruchu, czuła pod plecami, zimy przechodzący prąd wiatru.
Bała się, jak nigdy i to do tego stopnia, że nie chciała się nawet ruszyć, mimo paraliżującego zimna. Wiedziała jednak, że musi otworzyć w końcu oczy, ale wizja tego, co znajdzie przed sobą, ją przerażała. Podniosła się niebywale szybko, o mało nie ślizgając się na kafelkach, tylko dlatego, żeby tego dłużej nie przeciągać. Oczy nadal miała zamknięte, ale gdy zmusiła się do ich otwarcia, o mało znów nie wylądowała na ziemi.
Kafelki były z krwi, jej ciuchy również, a przed nią ktoś leżał, nieruchomy, pokryty krwią. Oddech jej zamarł, potworny ból w klatce piersiowej zaczął się rozprzestrzeniać, a po chwili poczuła, jakby dusiła się we własnym ciele...
Wtedy, na szczęście, wybudziła się z tego okropnego koszmaru, okropnie dysząc i trzymając się za klatkę piersiową, gdzie jeszcze przed chwilą czuła okropny, rozrywający ból. Ze strachem w oczach patrzyła się przed siebie, na pustą ścianę, próbując przeanalizować, co się właśnie stało.
To był sen.
Siedząc u siebie na łóżku, w ciemnym dormitorium, myślała nad tym, czy położyć się znów spać, ale strach przed kolejnym koszmarem, od razu ją do tego zniechęcił. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli pójdzie do pokoju wspólnego. Siedzenie przy kominku i patrzenie przez okno, gdzie w dodatku padał śnieg, było jej ulubionym zajęciem.
Gdy na zegarku była już czwarta rano, a za oknem wciąż panował mrok, Luciana przebierała się w mundurek i zeszła na dół do pokoju wspólnego, gdzie ogień w kominku, wciąż płonął, a ciepło pomieszczenia, było czymś błogim w porównaniu do tego zimna w jej śnie. Rozsiadła się wygodnie na fotelu, wcześniej przesuwając go tak, by widzieć śnieg za oknem i po prostu patrzyła, jak o szybę uderzają pojedyncze płatki śniegu.
– Gdzie byłaś rano? – zapytała Romana, kiedy razem z Lucianą szły na zajęcia z obrony przed czarną magią. – Myślałam, że spotkamy się na śniadaniu, ale nie było cię.
– Byłam wcześniej – odparła, zaciskając mocnej pięść na swojej torbie.
– To by wiele wyjaśniało... A tak mi się przypomniało teraz, gdzie byłaś w nocy, bo gdy się przebudziłam, to też cię nie widziałam. Poza tym twoja pościel była rozwalona po całym łóżku – ciągnęła dalej, kiedy były coraz bliżej klasy. – Gdzie ty się po nocach pałętasz?
Luciana czuła się znów dziwnie, jakby gniew narastał sam z siebie i zaczął znów w niej pulsować. Nie miała siły tego powstrzymywać, to było trudniejsze niż w poprzednich dniach. W ogóle miała wrażenie, że z każdym dniem, a nawet godziną, jest jej coraz ciężej to wszystko wstrzymywać. Starała się uspokoić to kilkoma wdechami i wydechami, ale wydawało się to jeszcze bardziej pogarszać.

CZYTASZ
Daffodils ~ Draco Malfoy
FanficPrześladujący pech, emocje odczuwane z dużą dwu krotnością, a do tego nieustanne napotykanie się na blondyna, sprawiało, że Luciana nie potrafiła opanowywać swoich nerwów. Wszystko stało się jasne pewnej nocy, kiedy uświadamia sobie, co było przycz...