Głośne ćwierkanie ptaka za oknem, prędko wybudziło Krukonkę ze snu. Promienie słoneczne wpadały do pomieszczenia, świecąc jej po oczach, a delikatny chłód, wchodzący przez otwarte okno, wprawiało ją w nieprzyjemne dreszcze, będąc jeszcze pod kołdrą. Ledwo zdążyła zajrzeć przez szybę, kiedy dźwięk budzika, rozbudził ją do tego stopnia, że jak poparzona, wyleciała z łóżka na podłogę.
Jęknęła pod nosem, starając się podnieść. Poczuła uporczywy ból w krzyżu, a potem głowy, która przypadkiem zderzyła się z szafką nocną. Leżąc wciąż na ziemi, praktycznie nie sięgała do półki, kiedy próbowała wyłączyć budzik. Dopiero gdy wreszcie podniosła się, z powrotem siadając na łóżku, jednym ruchem różdżki sprawiła, że w całym pomieszczeniu, słychać było jedynie ćwierkanie ptaka.
Luciana czuła nagłe, miłe i nowe dla niej uczucie, a raczej brak starego, które od wielu miesięcy nie dawało jej spokoju. Nie mogła przestać się uśmiechać, dumnie wdychając świeże, choć chłodne, powietrze, dochodzące z dworu. Nareszcie czuła się wolno, dosłownie jak ten ptak, śpiewający za szybą.
– Ty jeszcze w łóżku? – powiedziała Romana, wchodząc do pomieszczenia.
Był to jedyny problem Luciany, o którym prawie zapomniała. Czuła wstręt do przyjaciółki i urazę, mimo że starała się tego nie pokazywać.
Po wczorajszej sytuacji obiecała sobie, że będzie bardzo ostrożna wobec Romany. Choć wciąż uważała, że coś nie grało w całej tej sprawie z naszyjnikiem, wiedziała, że nie może jej już ufać. Stała się dla niej kompletnie inną osobą i mimo że, bardzo ją to bolało, musiała udawać, że między nimi nic się nie zmieniło. Wtedy pragnęła jedynie, aby to wszystko się wyjaśniło, bo nie potrafiła sobie wyobrazić, że musiałby ją nagle usunąć ze swojego życia.
– Dobra, co powiesz na to, żeby dziś wieczorem, rozegrać partyjkę szachów? – spytała Romana, kiedy razem z Lucianą szła przez korytarz. – Dawno nie grałyśmy, a muszę przyznać, że trochę ćwiczyłam. Muszę przecież w końcu z tobą wygrać.
Blondynka zachowywała się, jakby zupełnie nie zauważała tych wszystkich spojrzeń uczniów, w stronę Luciany. Niemal każdy się jej przyglądał. To było przytłaczające, ale tym razem, Krukonka nie chciała dawać im tej satysfakcji. Z uniesioną głową do góry, śmiało szła przez korytarz. Nawet jeśli w środku trochę pękała.
– Nie wiem, czy będę miała czas – odparła krótko, kątem oka obserwując uczniów, obgadujących ją za plecami.
Romana zmarszczyła brwi, odciągając Luciane na bok.
– Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu. Czy to przez Patricka, bo się z nim przyjaźnię? Jeśli musisz wiedzieć, to z nim rozmawiałam i powiedział, że żałuje – mówiła dalej, z założonymi rękami na sobie.
Och, jakie to było żałosne według Luciany. Żałował? Czy on naprawdę żałował? Ledwo powstrzymała się od zwyzywania chłopaka.
– Wątpię, żeby żałował. Ten gnó... On nie ma w sobie za grosz empatii. Jest zapatrzony w siebie i powiedzmy sobie szczerze, nienawidzi mnie. Zresztą ze wzajemnością.
– Chciałabym, żebyście się pogodzili – odparła Romana, spuszczając wzrok w ziemię. Miała takich odruch, kiedy tylko czuła, że Luciana się denerwuje. Zdziwiła się, kiedy tym razem było zupełnie inaczej.
– A ja nie chcę – oznajmiła spokojnie, wzruszając ramionami. – Kawał śmiecia z niego. Nie ma miejsca dla niego w moim życiu. – Luciana westchnęła z ulgą. Sama się martwiła, że może jednak jej gniew nie był przez łańcuszek tylko przez nią. Na szczęście się myliła. – Będę po prostu zajęta wieczorem – drążyła dalej.
CZYTASZ
Daffodils ~ Draco Malfoy
FanfictionPrześladujący pech, emocje odczuwane z dużą dwu krotnością, a do tego nieustanne napotykanie się na blondyna, sprawiało, że Luciana nie potrafiła opanowywać swoich nerwów. Wszystko stało się jasne pewnej nocy, kiedy uświadamia sobie, co było przycz...