Rozdział 43

963 58 8
                                    

Ciężko było jej usiedzieć w miejscu. Wpatrzona w zegar, wiszący w opustoszałym pokoju wspólnym Krukonów, myślała jedynie, o dzisiejszym spotkaniu z Malfoyem. Czuła się dziwnie zagubiona i nie była pewna dlaczego. Przez jej głowę przechodziło setek myśli, o czym mogłaby z nim rozmawiać i nie potrafiła uwierzyć, że zaczęła się tym martwić. Nigdy, by nie pomyślała, że kiedyś będzie się przejmować czymś, co zawsze przychodziło jej z taką łatwością. Westchnęła, odwracając na moment wzrok, by zerknąć na okno.

Noc była ciemna, bez gwiazd. Jedynie księżyc, jak zwykle, postanawiał jej nie opuszczać, oświetlając błonia swoim delikatnym blaskiem. Luciana już wtedy wiedziała, że za chwilkę będzie mogła wyjść z pomieszczenia. Ponownie spojrzała na zegar, mając wrażenie, że czas stanął w miejscu.

Była podekscytowana i zestresowana jednocześnie.

Nie wierzyła, że kiedyś do tego dopuści. Jej uczucia do chłopaka były coraz intensywniejsze, a to przerażało ją do tego stopnia, że powoli gubiła się we własnych emocjach. Doskonale wiedziała, że to uczucie będzie rosło. I choć pragnęła to powstrzymać, gdzieś w głębi siebie, wolała to tak zostawić. Nie chciała siedzieć przed Ślizgonem i udawać dawną siebie. Tą, która nigdy nic do niego nie czuła i traktowała go wylewnie. Tylko że, świadomość tego, że on nigdy nie poczuje tego samego, co ona, bardzo ją bolała.

Otrząsnęła się przed wyjściem, zamykając w sobie uczucia. Kiedy jednak wyszła, wciąż, o tym myślała. To było nieuniknione. Krok za krokiem sprawiał, że miała ochotę zawrócić. Kilka razy nawet stanęła w miejscu, zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Mimo to szła dalej, aż do momentu, gdzie była bardzo blisko skrzydła szpitalnego, ale coś powstrzymało jej dalszą drogę.

– Kogo moje oczy widzą, o takiej porze? – powiedział roześmiany Patrick, który powoli zbliżał się w jej stronę.

Krukonka nie mogła uwierzyć, że prześladował ją, aż taki pech.

– Co tu robisz, o tej porze? – dopytywał, stając koło niej. Był zbyt blisko, ale Luciana, choćby chciała, nie miała gdzie się odsunąć. Stała tak blisko ściany, że jedyna droga ucieczki, była pod nogami chłopaka. Dobrze wiedziała, że to pogorszyłoby jedynie sytuację.

– Och, Merlinie – westchnęła, przewracając oczami od niechcenia. – Czego ty ode mnie człowieku chcesz?

– Szczerze? Żebyś przyjęła moje przeprosiny.

– Zabawne, doprawdy. Myślisz, że po tym wszystkim, byłabym  w stanie to zrobić? Chyba musiałbyś mnie upoić jakimś eliksirem – parsknęła, błagając w duchu, że zaraz odejdzie.

– Nie rozumiem cię czasem, Luci. Skoro cię przeprosiłem, wypadałoby to przyjąć. Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem?

– Co? Co ty niby dla mnie zrobiłeś?

– Przyjaźniliśmy się od pierwszego roku. Pewnie coś się znajdzie. Nie wiem, jak możesz tak usunąć taką wieloletnią przyjaźń – mówił, kręcąc głową. – Nawet nie wiesz, jak mi jest z tego powodu przykro.

– A mi wcale. – Wzruszyła ramionami. – Ciekawe, czy było ci przykro, kiedy oblałeś mnie sokiem, przy całej szkole? Wtedy było w porządku, ale teraz, gdy zna się prawdę, nagle już nie jest. Weź ty się człowieku ogarnij, bo mnie rozśmieszasz.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, co spowodowała takimi słowami.

Patrick w jednej chwili mocno złapał ją za ramiona. Szarpał nią, jakby była workiem, a Luciana, która próbowała się jakoś bronić, nie wiedziała, co się właśnie dzieje. Biła go pięściami po torsie, gdy ten chwycił ją za nadgarstki, mocno zaciskając na nich dłonie, tak, że Krukonka poczuła piekący ból, aż po palce. Łzy zbierały jej się do oczu, z bólu i przerażenia, ale dzielnie walczyła, gdy ten, uderzył ją płaską dłonią w twarz. Czerwony ślad pozostał na jej policzku, a on nie zważając na nic, szarpnął ją kilka razy i rzucił o ziemię. Luciana uderzyła ramieniem o twardą posadzkę.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz