Rozdział 11

1.3K 77 10
                                    

W dormitorium panowała kompletna ciemność, którą rozjaśniał ledwie wyraźny blask księżyca zza okna. Śnieg sypał wciąż, nieustannie, jeszcze mocniej i gęstniej, niż poprzedniego dnia. Cisza panowała niemal w całym zamku, podczas gdy Luciana już kolejną noc wierciła się nerwowo na łóżku. Przeszywający ból głowy wybudził dziewczynę ze snu, na co ta cicho jęknęła, kiedy jej oczy spotkały się z sufitem nad nią. Rude, gęste loki, niesfornie układały się na poduszce, gdy przejeżdżała dłońmi po swojej twarzy.

Czuła się fatalnie, jakby rzucono w nią jakimś paskudnym zaklęciem. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej nie przeszło od wczoraj, a mdłości i ból wszystkich możliwych mięśni, był jeszcze bardziej intensywny. Próbowała podnieść się z łóżka, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Ilekroć jej głowa unosiła się nad granatową poduszką, czuła, jak coś uciska ją od środka, a przed oczami pojawiały się dziwne mroczki.

Zrezygnowana opadła na łóżko, dotykając dłonią rozgrzanego czoła. Nadal uparcie, nie zamierzała się udać do skrzydła szpitalnego, będąc pewną, że to zwykłe przeziębienie, a potwierdzał jej to fakt, że bolało ją gardło. Jedynie myśl, że w takim stanie będzie musiała udać się na szlaban, dobijała ją dodatkowo, w ten i tak już ciężki poranek. 

Godzina, której tak bardzo nie chciała się doczekać, nadeszła o wiele szybciej, niż się tego spodziewała. Już o siódmej wieczorem stała przed gabinetem Snape'a, cierpliwie czekając, aż przyjdą jeszcze te dwie osoby, które miały jej dziś towarzyszyć. Wiedziała, oczywiście o Potterze, ale tej drugiej osoby zupełnie się nie spodziewała.

– Gdzie reszta? – zapytał profesor Snape, kiedy wyszedł ze swojego gabinetu, już na starcie witając Luciane z obojętnym wyrazem twarzy.

– Nie mam pojęcia, profesorze – odparła, siląc się na uprzejmy ton głosu.

– Mógłbym się spodziewać tego po Potterze, ale nie po Malfoyu – rzekł ściszonym głosem, mówiąc bardziej do siebie, niż do Krukonki, jednak ta dokładnie wszystko dosłyszała.

– Malfoy? Malfoy ma szlaban? – zapytała, jakby nie dowierzając.

Jeszcze jego jej tu brakowało. Dwie osoby, które nienawidzą Pottera, mają siedzieć z nim w jednym pomieszczeniu. To nie mogło skończyć się dobrze.

Snape jej nie odpowiedział, zaciągając rękaw u lewej ręki, swojej czarnej szaty i ze zmarszczonymi brwiami, przyglądał się zegarkowi na nadgarstku.

– Półtorej minuty spóźnienia, ktoś tu chce zarobić sobie na kolejny szlaban – uśmiechnął się perfidnie, czując z tego wręcz błogą satysfakcję.

– Potter będzie miał kolejny szlaban? – zapytała, niemal z taką samą satysfakcją, co Snape.

– Derkes, mogłabyś przez moment w ogóle się nie odzywać – zarządził profesor, zaplatając ręce na klatce piersiowej, wyraźnie oczekując spóźnionych uczniów.

Luciana z trudem powstrzymała skomentowanie jego słów.

– Cóż, wychodzi na to, że dziś sama zajmiesz się sprzątaniem mojego składziku – powiedział beznamiętnie Snape, mając zamiar już odchodzić, kiedy w ciemnym zaułku z prawej strony korytarza pojawił się Potter, a z lewej Malfoy, jakby się zmówili, żeby przyjść o tej samej porze.

Chłopcy nie spojrzeli na siebie ani przez chwilę, jedynie stając przed profesorem Snapem, w bezpiecznych od siebie odległościach, oboje zerknęli na czekającą, obok wysokiej postury nauczyciela, Luciane.

– Pięć minut spóźnienia – odparł niewzruszony Snape. – Oczekujecie, że będę na was czekał? Lubicie marnować mój czas, czy wolicie, abym odjął wam punkty. – Tutaj Snape, jednak miał na myśli jedynie odjęcie punktów Potterowi, żeby, jak wiadomo, nie zaszkodzić swojemu domu.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz