Rozdział 45

901 57 11
                                    

Ciepły czerwcowy wietrzyk musnął ją po policzkach. Słońce, które grzało jej skórę i chmury, próbujące je powstrzymać, dodawały uroku tamtemu dniu. Luciana wpatrzona w jezioro przed sobą, siedziała na świeżej, zielonkawej trawie, z głową pełną chaosu. Nie potrafiła się na niczym skupić. Wszystko na raz próbowało przejąć jej myśli. Czuła się, jakby ktoś przejął kontrolę nad jej umysłem. Chociaż całe szczęście tak nie było.

Zmęczona samą sobą, oparła się o pniak wysokiego drzewa, nogi rozciągając przed siebie. Miejsce, które niegdyś pokazał jej Draco, stało się jej ulubionym. W ciągu kilku ostatnich dni przychodziła tu niemal codziennie, zwłaszcza kiedy nie potrafiła uspokoić emocji. Cisza i spokój, jaka panowała wkoło, pomijając śpiew ptaków i szelest liści, dawało jej harmonię, którą od dawna tak bardzo kochała. Czuła się tam bezpiecznie, jakby nic wokół nie istniało.

Teraz już rozumiała, dlaczego Malfoy lubił tam przychodzić.

Przymknęła powieki, ciesząc się chwilą spokoju. Leżąc na trawie i czując, jak łaskocze ją po skórze, czuła się dużo lepiej. Niestety nie trwało to zbyt długo. Chaos znów przejął kontrolę nad jej głową, a to powoli zmieniało się w okropnie bolesną migrenę. Musiała usiąść. Nogi skuliła do siebie, a twarz schowała między nimi, mając nadzieję, że to pozwoli jej się uwolnić. Było jednak wręcz przeciwnie. Odniosła wrażenie, że siedzi w klatce i poczuła, że nagle nie może złapać oddechu.

Wstała, zaczynając wściekle krążyć tam i z powrotem. Powoli zaczynała rozumieć, skąd brał się u niej taki stan. Nie wiedziała tylko, dlaczego akurat ją to musiało spotkać. Dlaczego to ona czuła coś do Malfoya i dlaczego on nie czuł niczego do niej? Myślała, że oszaleje. Złapała się za włosy obiema rękami, jakby chciała je wszystkie wytargać, a potem opuściła dłonie tak gwałtownie, że o mało nie uderzyła nimi w drzewo. Zdenerwowana, że nic jej wówczas nie pasowało, kopnęła pniak, po chwili czując nieprzyjemny ból w palcach u stopy.

– No, ale drzewa to się szanuje – powiedział ktoś obok, na co Krukonka podskoczyła, łapiąc się za serce. – Co ono ci zawiniło? – zapytał, podchodząc bliżej niej.

– Co ty tu robisz? – spytała zszokowana, że go widzi. Przez moment myślała, że zobaczyła jego ducha, ale zapach, który uderzył w jej nozdrza, od razu utwierdził ją, że to on, we własnej osobie.

Draco stał z założonymi rękami, opierając się barkiem o drzewo. Na twarzy miał niewielki uśmiech, co w zasadzie ogromnie dziwiło Krukonkę, która była pewna, że jak już go zobaczy, to będzie na nią wściekły. W końcu minęło parę dni, odkąd widziała się z nim w skrzydle szpitalnym, a po tym, jak go wystawiła, nie pojawiła się u niego już ani razu. Nie miała pojęcia, że chłopak wyszedł i w dodatku był cały i zdrowy.

– Mógłbym zapytać cię o to samo, choć nie powiem, że nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział, przyglądając się jej od dołu do góry. Widział po niej, że coś ją trapi. I chyba się domyślał, co to takiego było. – Ukradłaś mi moje miejsce.

– Sam mnie tu przyprowadziłeś – argumentowała, stając w takiej samej pozycji, co on. Z tą różnicą, że nie opierała się o drzewo.

– Tylko ten jeden raz. Nie prosiłem, żebyś przychodziła tu częściej.

– Znów zaczynasz. – Przewróciła oczami, chcąc udawać zirytowaną. Mimo że w głębi czuła się przy nim, jakby była chora. Brzuch ją bolał od ciągłych mrowień, nie wspominając o tym, że zaczęła się nadmiernie pocić, za każdym razem, gdy próbowała coś do niego powiedzieć. Cholerny etap zauroczenia. – Jesteś strasznie męczący.

– Nic takiego nie powiedziałem. O co ci znów chodzi?

Ona sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Z jednej strony chciała być jak najbliżej niego, ale z drugiej okropnie się bała takiej bliskości. Bała się zranienia. Nie chciała znów cierpieć i nie chciała tracić przyjaciela, którego w nim dostrzegała. Była w rozsypce, nie wiedząc, jak dalej to wszystko potoczyć.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz