18 grudnia, rok 1995 — wspomnienia
Korytarze zamku promieniowały jasnym blaskiem, które dawały powieszone gdzieniegdzie niewielkie świąteczne światełka. Cztery ogromne choinki, stojące w Wielkiej Sali, udekorowane najpiękniejszymi bombkami i łańcuchami, jakie uczniowie widzieli, kiedykolwiek w życiu na oczy, prezentowały Hogwart w naprawdę pięknym wydaniu świątecznym.
W szkole czuć było klimat świąt, który udzielał się praktycznie wszystkim uczniom i nauczycielom. Luciana jednak musiała być tym wyjątkiem. Mijając ozdoby na korytarzu, czuła coś związanego z gniewem i smutkiem, kiedy przypominała sobie tak bardzo znienawidzony przez nią dzień. Święta od zawsze były dla niej okropnym czasem.
Kiedy szła na ostatnie w tym roku spotkanie Gwardii Dumbledore'a, starała się nie myśleć o świętach i o tym, że w tym roku zostanie sama w Hogwarcie, nie chcąc wracać, pod żadnym pozorem do domu. Nienawidziła świąt, niemal tak samo, jak Umbridge, która w tym roku, sporo naprzykrzała się w jej życiu.
– Dobra, droga wolna – powiedziała Luciana, kiedy wraz z Romaną i Patrickiem, ukrywali się za rogiem, dokładnie obserwując, czy nikt nie idzie po drugiej stronie korytarza.
– Trochę męczy mnie to całe wymykanie się – odparł Patrick. Krukon z włosami do ramion i wyjątkowo bardzo ciemnych oczach. Gdyby nie to, że był bardzo przystojny, pewnie wyglądałby niemal tak samo, jak Snape.
Romana nie mogła oprzeć się spojrzeniu mu w jego oczy, które wodziły wtedy ostrożnie po korytarzu, upewniając się, że mogą bezpiecznie przejść.
– Nie narzekaj, ciekawie jest. Trochę rozrywki nam nie zaszkodzi – oznajmiła Luciana, szturchając Krukona w ramię. – Dobra, uwaga... – powiedziała, stając przed kolejnym zakrętem, wychylając głowę, by zobaczyć, czy ktoś się tam przypadkiem nie czai. – Pamiętajcie, najważniejsze, żeby nie trafić na Umbrigde i jej zjebaną Brygadę, bo będziemy mieć przejebane.
– Miałaś nie przeklinać – żachnął się Patrick, udając obrażonego, na co rudowłosa się uśmiechnęła.
Przez krótką chwilę patrzyła na Patricka, czując lekkie uczucie w środku. Bądź co bądź, jeszcze do niedawna była w nim szaleńczo zakochana, ale kiedy w jej życiu pojawił się Harry Potter, naprawdę wiele się zmieniło...
– Dobra, jesteśmy – odparła, gdy cała trójka stała przed ścianą na siódmym piętrze, patrząc się tępo w ceglany mur. – Kto przywołuje pokój?
– Nadal nie wiesz, jak to zrobić? – zapytała Romana, lustrując przyjaciółkę wzrokiem.
– Myślisz, że jakbym potrafiła, to nadal byśmy tu stali, narażeni na ewentualny szlaban, albo co grosza, wyrzucenie ze szkoły? – Jej głos przeciekał sarkazmem, na co blondynka, stojąca tuż koło jej ramienia, jedynie cicho westchnęła.
Kilka sekund później pojawiły się przed nimi ogromne, drewniane drzwi, a oni wyjątkowo szybko, odwracając się za siebie, weszli do pomieszczenia, które przedstawiało wielką salę, idealną do ćwiczeń.
– Jesteście – powiedział Harry, skupiając swój wzrok na Lucianie. – Idealnie, bo zaraz zaczynamy.
Luciana przytuliła się do swojego chłopaka, czując się naprawdę dobrze w jego objęciach. Wtedy nie przyszło jej nawet do głowy, że za niecałe kilka tygodni diametralnie się to zmieni.
Na zajęciach uczyli się zaklęcia Patronusa, którego Luciana niestety nie zdołała wyczarować. Odniosła wrażenie, że nie miała żadnego szczęśliwego wspomnienia, bo każde, które sobie przypominała, było niewystarczające, więc zrezygnowana po kilku razach, postanowiła sobie zrobić przerwę. I właśnie wtedy zdołała zauważyć zachowanie Harry'ego.
Przyglądała się Gryffonowi dość dyskretnie, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Widziała, jak Harry pomaga Cho Chang i coś okropnie ukuło ją w żołądku. Dlaczego jej nie pomagał, gdy potrzebowała pomocy? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Nie chciała robić scen ani nie podejmować zbyt pochopnych wniosków, ale kiedy zobaczyła, że Gryffon chwyta Cho za dłoń i pomaga jej ustawić różdżkę, myślała, że wyskoczy do nich z pazurami. To okropne uczucie zazdrości zaczynało ją irytować.
– Harry, idziesz? – zapytała Luciana, kiedy zajęcia dobiegły końca, a uczniowie w grupkach zaczęli wychodzić z pokoju życzeń, nie chcąc robić dużego zamieszania na korytarzach.
Gdy w pomieszczeniu została jedynie ona, Patrick i Romana oraz Harry, Ron, Hermiona i Cho, była pewna, że razem z Potterem, uda się w stronę wieży Krukonów.
– Oh, Luciano, może lepiej będzie, jak pójdziesz z tymi samymi osobami, co przyszłaś? – zaproponowała Hermiona, zerkając nerwowo na Harry'ego.
– Nie wydaje mi się, żeby była taka potrzeba. Nie widzę różnicy, w tym, w jakich grupkach udamy się do siebie – odparła, nieco zirytowana słowami Gryffonki.
– Luci, Hermiona ma rację – odezwał się nagle Harry.
Luciana spojrzała na niego z przymrużonym wzrokiem, a potem jej spojrzenie skierowało się na starszą Krukonkę, która stała pod tablicą, na której, między innymi, wywieszona była lista uczniów, uczęszczających na zajęcia.
– Cho, idziesz z nami? – zapytała się, przenikliwie patrząc na Krukonkę, która zarzucając lekko swoimi czarnymi włosami, odwróciła się w jej stronę, ze smutkiem w oczach.
– Zostanę chwilę i wyjdę na końcu sama – odparła Cho, co Luciana skomentowała jedynie krótkim "aha".
Wyszła, wraz z Romaną i Patrickiem, a przez całą drogę nie odzywała się do nich ani razu, mając złe przeczucia...
CZYTASZ
Daffodils ~ Draco Malfoy
FanfictionPrześladujący pech, emocje odczuwane z dużą dwu krotnością, a do tego nieustanne napotykanie się na blondyna, sprawiało, że Luciana nie potrafiła opanowywać swoich nerwów. Wszystko stało się jasne pewnej nocy, kiedy uświadamia sobie, co było przycz...