Rozdział 44

958 53 5
                                    

Wchodząc do środka, nie była pewna, czy właściwie postępuje. Stanęła w miejscu, kiedy drzwi za nią się zatrzasnęły, a wokół niej nastała okropnie głucha cisza. Odniosła wrażenie, że utknęła w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Nawet tykanie zegara nagle umilkło, a powietrze wokół niej zrobiło się dziwnie gęste. Nie wiedziała jednak, że to wszystko działo się tylko w jej głowie. Wpatrzona ślepo w przestrzeń przed sobą, poczuła stres, który powoli napływał do jej ciała i paraliż w nogach, który zabraniał jej się poruszyć.

To było dla niej zbyt wiele, choć spodziewała się, że tak będzie. Doskonale wiedziała, że jeśli tylko zacznie coś do niego czuć, jej zachowanie się zmieni. Nie sądziła tylko, że tak szybko to nastąpi. To wszystko działo się dla niej zbyt gwałtownie, a sama nie potrafiła zrozumieć swoich uczuć, którymi zaczynała darzyć chłopaka. Powoli ją to przerastało. Strach, że on nigdy nie będzie darzył jej tymi samymi uczuciami, a teraz myśl, że miałaby z nim normalnie rozmawiać, była dla niej nie do pomyślenia.

Nie dała rady.

Wybiegła z pomieszczenia, nie zważając na to, że kogoś może obudzić. Zamyślenie, w jakie padła, sprawiło, że nie zauważyła Pottera, który wciąż czekał przed wejściem, nie spodziewając się, że tak szybko ją zobaczy. Wpadła na Gryffona, o mało nie przewracając się z nim na ziemię.

– Potter? Do jasnej Anielki, co ty tu robisz? – zapytała, masując się po czole, którym uderzyła w brodę chłopaka. Była w szoku, że znów się na niego napotkała. – Myślałam, że już dawno poszedłeś.

– A ja byłem pewien, że idziesz do Malfoya – odparł, nad wyraz dumnie, jakby wręcz szczęśliwy, że tam nie dotarła. – Czemu wyszłaś?

– Byłam u niego – zapewniła, zakładając ręce na sobie. – Poza tym, co ci do tego, hę? Czasem bywasz okropnie wścibski. Musisz przystopować.

– Byłaś u niego z jakieś pięć minut, nawet nie. Coś się stało? – Wyraźnie zignorował jej słowa, wciąż drążąc ten sam temat. – Przyłapała cię Pomfrey, czy on kazał ci wyjść?

– Jakbym spotkała Pomfrey na drodze, to uwierz mi, nie byłoby tu tak spokojnie – parsknęła, wyobrażając sobie taką sytuację. – Już widzę, jak mnie wykopuje ze skrzydła i jeszcze dodatkowo zwołuje kogoś, żeby przydzielił mi szlaban. W końcu słyszałam, że mam nie odwiedzać Malfoya.

– Co? Dlaczego? – spytał zszokowany. – Aż tak z nim źle?

– Nie, chyba nie. Sama chciałbym wiedzieć, o co im wszystkim chodzi, ale widocznie się nie dowiem. Wszyscy ukrywają jakieś tajemnice, powoli się w tym wszystkim gubię.

– Masz na myśli, że Malfoy coś ukrywa? – zapytał, licząc, że wyzna mu wszystko, o nim. A wiadomo, że chciał usłyszeć tylko jedno — że Ślizgon jest śmierciożercą.

– Doskonale wiesz, że tak. Ale niczego mi nie powiedział – skłamała. – Już dawno przestałam w to brnąć, bo to tylko powodowało kłótnie między nami – mówiła dalej, tak, żeby Potter się wreszcie od niej odczepił. Nie zamierzała mu mówić prawdy, za nic w świecie.

– Ach, czyli teraz cię wyrzucił? Dlatego tak wybiegłaś?

– Nie. Po prostu... Po prostu musiałam wyjść – zawahała się, szybko myśląc na doskonałą wymówką jej nagłego wyjścia. – To dość skomplikowane – palnęła.

– Wyjaśnisz? – Zmarszczył brwi, dzięki czemu, teraz Luciana widziała je za szkiełkami od okularów.

– Merlinie, ależ ty uparty. Nie zamierzam ci się tłumaczyć – westchnęła, zdając sobie sprawę, że ciągle stoją przed skrzydłem. – I z pewnością nie będą już dłużej rozmawiać tutaj, bo zaraz ktoś nas usłyszy. A kolejnego szlabanu już z tobą nie wytrzymam.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz