Rozdział 7

1.4K 88 4
                                    

Stęchły, nieprzyjemny zapach wilgoci unosił się w powietrzu, drażniąc nozdrza rudowłosej, która patrzyła z obrzydzeniem na swoje blade dłonie, pokryte warstwą kurzu. Stare, drewniane półki, po których przed chwilą przejechała ręką, wyglądały, jakby miały się zaraz rozpaść, a stojące na nim słoiki i flakony, popękane i porysowane były z każdej strony. Otrzepała dłonie o swoją szatę, po czym zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, widząc po kątach mnóstwo pajęczyn, z jeszcze większą ilością czarnych pająków.

Wzdrygnęła się na sam widok.

Pomieszczenie, w którym właśnie się znajdowała i czuła się w nim, jak w klitce, było ciasne dla niej samej, więc kiedy musiała zmieścić się tam z Potterem, była pewna, że przeklnie Snape'a za to, jakie zadanie dał im w ramach szlabanu. Nie uśmiechało się jej sprzątać kantorka woźnego, który jak podejrzewała, prawdopodobnie ostanim razem tknięty został jeszcze za czasów założycieli Hogwartu. Nie miała jednak nic do gadania, gdy Snape z grobową miną poszedł, zostawiając ich samych w pomieszczeniu.

Krukonka odczuwała ogromny gniew, z myślą, że większość swojego dnia musi spędzić z Harrym Potterem, którego tak szczerze nienawidziła. Ból w klatce piersiowej nie ustępował, a wręcz narastał, za każdym razem, gdy obecność Gryffona dawała się we znaki.

Miała dość tego szlabanu, tego nadmiernego gniewu i bólu, który był ciągły, nieustępujący i wracał wraz z negatywnymi emocjami. Opadała z sił, a myśl, że tej nocy zapewne, też się nie wyśpi, dobijała ją jeszcze bardziej.

– Jeśli będziemy tak milczeć, to dłużej zajmie nam ta praca – powiedział nagle Harry, trzymał w dłoni miotełkę do kurzu.

Luciana odwróciła się w jego stronę ze sceptycznym wzrokiem. Jego głos był wisienką na torcie, do tego, by jej już i tak naruszone nerwy, wybuchły z gniewu. Westchnęła cicho, próbując się opanować. Tak bardzo nie miała ochoty na jego towarzystwo i odnosiła wrażenie, że jej prawdziwą karą, nie jest samo sprzątanie, a spędzenie kilku godzin z Potterem, sam na sam.

– Jestem innego zdania – odparła, wracając do ścierania kurzu z półek.

– Luciana, przecież nie możesz się na mnie gniewać całe życie – mówił dalej, nie zwracając uwagi na wcześniejsze słowa dziewczyny.

– Nie? – zaśmiała się sarkastycznie. – A kto mi zabroni? Pan Harry Potter, najgorsza gnida w Hogwarcie? – parsknęła. – Mam propozycję, zajmij się sobą, to szybciej uwiniemy się z tą robotą.

– Rozumiem, że jesteś na mnie zła. Masz do tego prawo, ale proszę, zapomnijmy o tym. To było prawie rok temu – drążył dalej, nie myśląc o konsekwencjach tego czynu.

Luciana czuła, że gniew narasta, a mimo to nie starała się go opanować, tak jak to robiła zazwyczaj. Pozwoliła się dać ponieść emocjom.

– Zapomnieć o tym?! – krzyknęła, zaciskając w pięści ścierkę. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak wycierpiałam po tym, co mi zrobiłeś? Niektórzy do dziś pamiętają tę plotkę.

– Przecież ci tłuma...

– Kurwa, ty myślisz, że tłumacząc mi, wszystko naprawisz?! Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko dla własnych korzyści! I ty kurwa myślisz, że powinnam ci wybaczyć?! Zapomnieć o tym!? Mylisz się Potter, oj mylisz! – wrzasnęła, rzucając w niego ścierką.

– To nie była moja wina, że podobała mi się Cho! – zawołał, łapiąc ścierkę w powietrzu, zanim zdążyła go uderzyć w twarz. – Mówiłem ci już wtedy, że nasz związek nie wypali!

– Ja pierdolę...! Ty naprawdę nie pojmujesz tego, co zrobiłeś!

– Daj już spokój – machnął niedbale dłonią, odwracając się do niej bokiem. – To nie ma sensu – dodał, ścierając kurz miotełką.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz