Rozdział 38

1K 59 5
                                    

Miał wrażenie, że wszystko stało się, jakby trudniejsze. Nie potrafił przestać myśleć, a im dłużej się nad tym zastanawiał, tym większy strach odczuwał. Wyobrażenie, że najgorsze było tuż za jego plecami, sprawiło, że nie umiał funkcjonować normalnie. Czuł się inaczej, jakby coś ciężkiego utknęło wewnątrz niego. Miał poczucie, że dawny on już zniknął, a wszystkie pozytywne emocje, wyparowały razem z nim.

Był przerażony.

Dnie i noce przesiadywał w pokoju życzeń, łudząc się, że to wszystko jest tylko chorym snem, z którego wkrótce się obudzi. Okłamywał samego siebie, że zaraz wszystko się zakończy, a on będzie mógł w spokoju wrócić do normalnego życia. O ile takie jeszcze istniało.

Rozejrzał się wokół siebie, stojąc między stertami starych, nieużywanych rzeczy. Szafka zniknięć, już prawie, była na tyle gotowa, żeby przenieść tutaj ludzi. Był tak bliski końca, że utknął w wirze pracy, z którego nie potrafił się uwolnić. Odkąd pokłócił się z Lucianą, jego życie opierało się jedynie na tym kawale drewna i zadaniu, które zostało mu powierzone.

– Chyba już słyszałeś, co? – zapytał go Blaise Zabini, kiedy szedł z nim w stronę sali lekcyjnej, tylko dlatego, że chłopak się do niego, jakoś wyjątkowo dzisiaj, przyczepił.

– Co niby miałem słyszeć? – spytał z niechęcią, nawet na niego nie patrząc. Jaką miał wielką ochotę uciec od niego i spędzić kolejny dzień w pokoju życzeń. W końcu teraz tylko na tym mu zależało.

– Wieczorem, bo w końcu jest piątek – dodał – Ślizgoni urządzają imprezę w pokoju wspólnym – powiedział, podekscytowany na tyle, że prawie nie było po nim tego widać. – Wszyscy liczą, że będziesz.

– To możesz im powiedzieć, że nie idę.

Blaise na początku osłupiał, a potem niespodziewanie się uśmiechnął, kierując podejrzliwy, a zarazem ciekawski wzrok na Malfoya.

– Jeśli jesteś umówiony z tą Krukonką, to mogłeś tak od razu. Każdy woli spędzić wieczór z dziewczyną, zwłaszcza gdy może liczyć na...

– Błagam, nie dokańczaj tego zdania – przerwał mu natychmiast, czując powracającą wściekłość, która pojawiała się zawsze, gdy sobie o niej przypominał. Och, jak on miał czasem dość Blaise'a i jego głupiego gadania. – Po prostu powiedz, że mnie nie będzie. Mam lepsze plany.

– Takie, jak co wieczór, gdy znikasz na całą noc i wracasz dopiero nad ranem. Serio gościu, powiedz, co ty robisz w nocy?

– Nic, co powinno cię interesować, Zabini. 

Zbliżali się do sali eliksirów, gdy nagle, nogi Malfoya, jakby odmówili posłuszeństwa. Kilka metrów przed stanął jak wryty i za nic, nie chciał ruszyć się dalej. Zobaczył Luciane przed wejściem, która wyjątkowo uśmiechnięta, rozmawiała z Romaną, jakby to, co jej zrobiła, nigdy nie miało miejsca (Tak, on nadal uważał, że Romana była wszystkiemu winna i nadal jej nie ufał).

Powoli zmierzał w ich stronę, trzymając się jednak bezpiecznej odległości, jakby w obawie, że ta się na niego rzuci. Zobaczył ją z bliska i zatęsknił, choć doskonale się przed tym bronił. Przyznanie się do uczuć, było niezgodne z jego dziwną naturą, więc wolał to ukrywać, przed wszystkimi i przed samym sobą, nie wiedząc nawet, że Krukonka robiła to samo.

– Moi drodzy, moi drodzy – mówił Slughorn, na lekcji eliksirów, kiedy już wszyscy siedzieli w sali i nie byli zbyt chętni, żeby go słuchać. – Eliksir, który dziś uwarzycie, sprawia, że nie potraficie przestać się śmiać – dodał, podekscytowany. – Możecie dobrać się w pary, myślę, że tak będzie wam wygodniej się pracowało. Chyba że ktoś koniecznie zechce sam, to nie widzę przeciwskazań.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz