Blask księżyca, wpadający przez niewielkie okna, w ciemnym korytarzu, oświetlił twarz Krukonki. Jej blada cera, wydawała się dużo jaśniejsza, a niebieskie oczy, jakby wyraźniejsze. Rude loki, które swobodnie opadały jej na ramiona, doznały intensywniejszej barwy, powodując, że dziewczyna wyglądała fenomenalnie w srebrno-białym świetle.
Jednak niekorzystna sytuacja, w jakiej się znajdowała, prędko zepsuła urok tego wszystkiego.
Draco wpatrywał się w nią z bólem serca. Wściekły do tego stopnia, że ledwo panował nad dłońmi, które trzęsły i pociły się, jakby dostawał ataku paniki. Pragnął uciec od niej, ale kiedy ta stała przed z nim zaszklonymi oczami, był, jakby przyszyty do podłoża. Buzowało w nim kilka emocji naraz, nad którymi nie potrafił zapanować.
– Jak mi przykro, że straciłeś czas na mnie – odparła z ironią Luciana, ledwo powstrzymując się od zalania łzami.
Czas, jakby stanął w miejscu, kiedy oboje nie odrywali od siebie wzroku. Niewygodna cisza, w jakiej się znajdowali, sprawiła, że Ślizgon szukał idealnej drogi do ucieczki. Założył ręce na sobie, żeby Krukonka nie widziała, jak się denerwuje.
– A uwierz mi, że straciłem. Całą noc spędziłem nad tym zjebanym naszyjnikiem. – O mało nie zerwał go z jej szyi, kiedy chwycił go nagle w dłoń i próbował przyciągnąć do siebie.
Luciana poczuła, jak łańcuszek rani jej skórę na karku. Szybko się od niego odsunęła, zacinając sobie niechcący skórę.
– Wiem, że jestem czasem wredny, ale nigdy, nie myślałem tylko o sobie – mówił dalej, wycofując się trochę, kiedy zobaczył jej reakcję.
– Łżesz jak zawsze. Ty myślisz tylko o sobie. Od samego początku twojej pomocy – tu zrobiła cudzysłów palcami, aby dodać akcentu wypowiedzi – miałeś jakiś konkretny powód tego wszystkiego. Odkąd pamiętam, byłeś fałszywy.
– To ciekawe, dlaczego się ze mną zadawałaś. Romana chyba miała rację, może to ty miałaś powód?
– Nie wierzę! – wybuchła. – Oczywiście, obróć wszystko tak, żebyś był niewinny. Mam dość tej rozmowy, mam dość ciebie. Co ja sobie myślałam? – dodała bardziej do siebie. – A mówił mi, że powinnam na ciebie uważać – odparła, odwracając się od niego.
Miała zamiar iść, kiedy Draco krzyknął w jej stronę, nawet się nie hamując.
– Pewnie Potter ci coś na mnie nagadał, co?! – prychnął wściekły. – Daj mi już spokój i nie szukaj mnie po nocach, po zamku.
Luciana, jakby go nie słuchała. Zaczęła iść w głąb korytarza, powoli znikając w ciemnej plamie, gdzie nie docierało światło zza okna. Ślizgon patrzył się chwilę w jej stronę, czując, jak serce bije mu wściekle, a oddech przyspiesza, kiedy tylko o niej znów pomyślał. Prędko odwrócił się w drugą stronę, znikając za zakrętem. Szedł bardzo szybko, jakby ktoś za nim biegł. O mało się nie przewrócił, kiedy napotkał się na schody, które prowadziły go na siódme piętro.
Jedyne, o czym chciał wtedy myśleć to, o szafce, ale jego myśli wciąż wędrowały do Krukonki i kłótni, której nigdy nie chciał doświadczyć. Szedł szybciej i szybciej, aż zatrzymał się nagle, biorąc głęboki wdech.
– Postradałeś zmysły, prawda?! – krzyknęła Hermiona następnego dnia, kiedy z Harrym byli w pokoju wspólnym Gryffonów. Stali niedaleko kominka, jakby chcieli usiąść na fotelach, ale wciąż się nad tym zastanawiali. – Co ty sobie wyobrażałeś, mówiąc coś takiego?! – krzyczała dalej, bijąc go zwiniętym pergaminem po ramieniu. – Zwariowałeś?
– Uspokój się – powiedział, próbując chwycić jej nadgarstek. Właśnie wtedy Gryffonka opuściła dłoń, łypiąc na niego wściekłym wzrokiem. – Powiedziałem jej prawdę, okej? Chyba dobrze, żeby wiedziała.
– Kiedy ty wreszcie przestaniesz wtrącać się w czyjeś życie? Albo lepiej, kiedy dasz jej spokój? – fuknęła, siadając ciężko na fotelu. Harry stał za nią, przewracając oczami. – Źle postąpiłeś, mówiąc jej to.
– Ach, ty ostatnio uważasz, że wszystko źle robię – burknął, twardo siadając obok niej. Założył ręce na sobie, zmarszczył brwi i spojrzał na Hermionę, jak obrażone dziecko. – Przyznaj mi rację, że istnieje szansa, że Malfoy jest śmierciożercą i, że te wszystkie dziwne sytuacje mogą być przez niego.
– Oczywiście, że istnieje taka szansa. I jest też możliwe, że wszystko jej powiedział. Nie pomyślałeś, o tym. Teraz ona wie, że ty wiesz, będą ostrożniejsi i szczególnie będą cię unikać. Zdajesz sobie sprawę, że będzie ciężko ci cokolwiek się dowiedzieć? – spytała, kierując na niego wzrok.
– Eee... Nie. Niemożliwe. – Machnął niedbale dłonią, nie będąc jednak, do końca pewnym.
– Może właśnie straciłeś szanse i niczego się już nie dowiesz.
– Nie myślałem, o tym wtedy. Byłem wściekły, gdy ją zobaczyłem. Poza tym chciałem zobaczyć, co mi odpowie.
– I co ci powiedziała? – zapytała, jakby będąc z siebie dumna, czego Harry nie rozumiał.
– Że nie wie, o czym mówię.
Hermiona parsknęła cicho.
– I pewnie mówiła prawdę. Jestem pewna, że Malfoy nie wyznałby jej czegoś takiego. Jest skryty i nieufny. Poza tym, znacznie, by mu to utrudniało, gdyby wiedziała.
– Pewnie ich skłóciłem – odparł niewzruszony.
– Być może, nie wiem. Ale wątpię, żeby Luciana tak to zostawiła. Jeśli naprawdę nic nie wiedziała, to na pewno się pokłócili.
– No i dobrze. Po co jej ktoś taki jak Malfoy.
Gryffonka westchnęła, powoli podnosząc się z fotela. Czasem nie potrafiła zrozumieć zachowania Harry'ego.
– Chyba powinieneś się zastanowić, czy na pewno nic do niej nie czujesz – odparła, przywołując różdżką swoją torbę z dormitorium. – Zostawię cię z tym samego, teraz idę do Rona. Zobaczę, jak się czuje.
– Przecież wiesz, że nic do niej nie czuję – znów burknął, wstając zaraz po niej, wściekły, choć próbował to ukryć. – Idę z tobą, nie będę tutaj sam siedział. Też chcę zobaczyć, co u niego.
– Niech będzie.
Kiedy Hermiona szła w stronę skrzydła szpitalnego, w obecności marudzącego Harry'ego, Malfoy siedział w pokoju życzeń, wściekły, co moment rzucając jakimiś przypadkowymi przedmiotami. Spędził tam całą noc, nie wychodząc na śniadanie ani na obiad. Nie chciał się widzieć z Lucianą, nie chciał o niej myśleć i robił wszystko, by tego uniknąć.
Walnął pięścią w szafkę zniknięć, jakby to miało ją magicznie naprawić. Walnął drugi raz, na wypadek, gdyby ten pierwszy był niepoprawny, ale nawet to nie podziałało. Zrozpaczony opadł na kolanach, dłońmi opierając się o drewniane drzwiczki, które zostawił otwarte, a w środku jabłko, które miało zniknąć.
Miał ochotę krzyczeć, ale tego nie zrobił, bo kiedy zamknął szafkę, a po chwili usłyszał ciche stuknięcie, na chwilę zamarł.
Jabłko znikło.
– Niemożliwe – powiedział sam do siebie, nie dowierzając, w to, co zobaczył, a raczej nie zobaczył.
Za chwilę kolejne pyknięcie, a jabłko wróciło, tym razem nadgryzione.
Draco poczuł dziwny dreszcz na plecach. Szafka powoli działała, prawie ją naprawił, a to oznaczało...
Tego bał się najbardziej.
Na chwilę zapomniał o Lucianie i, o tym, że szafka prawie działała, a skupił się na zadaniu, którego nie chciał wypełniać. Serce zabiło mu mocniej z nerwów, a ręce zaczęły pocić, gdy chwycił jabłko w dłoń.
CZYTASZ
Daffodils ~ Draco Malfoy
FanfictionPrześladujący pech, emocje odczuwane z dużą dwu krotnością, a do tego nieustanne napotykanie się na blondyna, sprawiało, że Luciana nie potrafiła opanowywać swoich nerwów. Wszystko stało się jasne pewnej nocy, kiedy uświadamia sobie, co było przycz...