Rozdział 21

1.2K 71 1
                                    

Zabić Dumbledore'a...

Cichy głosik w jego głowie nie pozwalał mu zaznać spokoju. Dłońmi chwytał się za swoje jasne włosy, jakby miał zamiar wyrwać je wraz z cebulkami. Ból, jaki odczuwał, był nie do opisania słowami. Coś nieprzyjemnego kuło go w ciele, a nogi miał miękkie, jak z waty, kiedy ostrożnie zmierzał schodami na górę. Nie wiedział, gdzie się znajduje, jak i nie miał pojęcia, gdzie właśnie idzie.

Głośne uderzenia dudniły mu w uszach, jakiegoś, ciężkiego, nieznanego mu obiektu. Kroki stawiał bardzo szybko, jakby przed czymś lub kimś uciekał. Oddychał ciężko i szybko, mając wrażenie, że męczy się dużo szybciej niż zazwyczaj. Chwycił się dłonią za klatkę piersiową, czując, jak jego serce bije nienaturalnie szybko.

Kiedy wreszcie stanął na środku ciemnego korytarza, szukając jakiegokolwiek źródła światła, ujrzał nieruchomą, dobrze znaną mu sylwetkę, starszego mężczyzny. Jego długie siwe włosy leżały w nieładzie, a oczy miał ślepo wpatrzone w sufit, zupełnie pozbawione życia.

Draco wydał z siebie zduszony okrzyk. Przerażony wlepił wzrok w starca, czując nagle, jak coś wyrasta mu w dłoni. Różdżka, która nawet nie była jego różdżką, pojawiła się w jego ręce, sprawiając, że przestraszył się jeszcze bardziej.

– Dlaczego to zrobiłeś...?

Czyjś delikatny i cichy głos, odezwał się za jego plecami. Draco wzdrygnął się, starając się obrócić, jednak z całych swoich sił, jakie w to wkładał, nie potrafił tego zrobić.

– To nie byłem ja – powiedział, łamiącym się głosem z braku jakichkolwiek chęci do dalszych prób.

I miał rację. To rzeczywiście nie był on.

– Dlaczego to zrobiłeś, Draco?

Kobiecy głos, który znów przeszył jego ciało, powtórzył się.

– Dlaczego to zrobiłeś, Draco? Dlaczego to zrobiłeś, Draco?

Jak włączona płyta powtarzał się, co kilka sekund to samo mówiąc, a sam Malfoy nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.

– To nie byłem ja, przysięgam – łkał, rozpaczliwie klękając nad ciałem profesora. – To nie byłem ja... – wyjąkał, chcąc wyrzucić różdżkę z dłoni, ale ta była, jakby do niego przymocowana.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Przysięgam, to nie ja. Zostaw mnie, zostaw mnie w spokoju, słyszysz?! To nie byłem ja!

Płakał. Pierwszy raz od bardzo dawna rozpłakał się, zasłaniając twarz w dłoniach. Różdżka wciąż przymocowana do jego prawej dłoni, nieco dźgała go w oko, lecz on nie zważając na ból, mocno zaciskał powieki. Słone łzy leciały mu po policzkach, aż nagła ciemność pojawiła mu się przed oczami. Zdawało mu się to niepokojące, gdy dziwny głos nadal dręczył jego umysł, a ból w jego głowie był tak przeszywający, że ledwo wytrzymywał. Do tego ciągle przed oczami pojawiała mu się dobrze znana mu siwa postać...

Nagle dźwięk pędzącego pociągu zaszumiał mu w uszach, a oślepiające światło z żarówki w wagonie poraziło go po oczach.

– Już myślałem, że będę musiał cię budzić.

Niewyraźny głos Blaise'a doszedł do jego uszu, kiedy poczuł na policzku coś potwornie zimnego, co po chwili, gdy otworzył lekko oczy, okazało się po prostu szybą. Ciemnoskóry chłopak przyglądał mu się ze zdziwieniem, z rękami założonymi na klatce piersiowej. Widocznie czekał, aż sam się wybudzi.

– Miotałeś się na tym siedzeniu – zaśmiał się cicho Blaise, przesuwając nagle wzrok na okno. – Wszystko w porządku? – spytał, choć nie brzmiało to, jak z troski.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz