Słabe światło rozpromieniło bladą twarz Krukonki, która bez ruchu leżała na łóżku, przykryta po szyję białą, jak śnieg kołdrą. Głowę miała wygodnie ułożoną, na równie białej, poduszce, a jej rude, gęste, loki, swobodnie opadały na miękki materac pod nią. W pomieszczeniu roznosił się zapach przeróżnych eliksirów, choć Luciana wtedy nie czuła nic, prócz błogiego stanu, którego brakowało jej od bardzo długiego czasu. Chyba pierwszy raz od dawna, przespała całą noc bez żadnego wybudzenia się przez koszmary.
Mimo wszystko coś musiało ją wybudzić. W pomieszczeniu momentalnie rozległ się dźwięk stłuczonego szkła, a słońce, które tego dnia, jasno świeciło na niebie, weszło przez okno, rażąc promieniami śpiącą Lucianie w oczy. Jej brwi natychmiast się zmarszczyły, tworząc między sobą lwią zmarszczkę. Swoją chudą dłonią starała się zasłonić od nieprzyjemnego światła, które właśnie wybudzało ją z jej spokojnego snu.
W uszach jej piszczało, a wzrok był tak niewyraźny, jakby nagle musiała zacząć nosić okulary. Poczuła bolesne ukłucie w głowie, które można powiedzieć, od razu ją rozbudziło. Jej ręka momentalnie znalazła się w miejscu bólu, choć bez celu, bo dalej się utrzymywał. Uniosła lekko głowę, chcąc rozejrzeć się po pomieszczeniu, a jedyne, co zauważyła to kilka łóżek i Panią Pomfrey, która sprzątała stłuczony eliksir, wymachując różdżką.
Kiedy wszystko zdawało się wyraźniejsze, a do uszu dochodziły pojedyncze dźwięki, ostrożnie się podniosła, jednak szybko tego żałując, gdy miejscowy ból głowy, zaczął kuć mocniej w kilku miejscach naraz. Ciężko wzdychając, opadła znów na łóżku, odkrywając z siebie całą kołdrę, czując, jak się poci przez nadmiar ciepła.
– Przykryj mi się natychmiast – zażądała starsza kobieta, podchodząc do jej łóżka. – Dopiero, co cię wyleczyłam, a ty znów zamierzasz być chora – drążyła dalej, opatulając dziewczynę kołdrą, aż po szyję. – Obok na szafce postawiłam ci kilka eliksirów. Wypij wszystkie, powinny pozbyć się bólu głowy.
– Przepraszam, ale co mi się stało? – zapytała, nie umiejąc sobie przypomnieć, jak się tu znalazła. Ostatnie, co właściwie pamiętała, to jak kłóciła się z Potterem na szlabanie.
– Przeziębienie, ale wyjątkowo mocne. Plus do tego zatrucie pokarmowe, powinnaś uważać, co jesz. Masz niebywale słabą odporność, kochana. Powinnaś bardziej o siebie dbać.
Luciane bardzo zdziwiły słowa pielęgniarki, bo nigdy nie sądziłaby, że jej odporność jest słaba, nawet w najmniejszym stopniu. Bardzo rzadko chorowała, co też zasługą było to, że często spędzała czas na dworze, nawet gdy było zimno, co tylko pobudzało jej odporność. Nie zgadzała się ze słowami pielęgniarki, ale wiedziała, że z nią nie może się wykłócać.
– Rozumiem.
– Dobrze, to teraz pij. Zaraz przyjdę i sprawdzę, jak się czujesz.
Pomfrey podeszła do kolejnego pacjenta, który leżał niedaleko Luciany, jęcząc z bólu. Krukonka nie miała pojęcia, co mu się stało, ale na szczęście te przeraźliwe dźwięki szybko ucichły, kiedy kobieta podała mu eliksir przeciwbólowy.
Kiedy w pomieszczeniu znów zapanowała cisza, Luciana zrobiła, tak, jak poprosiła ją Pomfrey. Mimo bólu głowy, który jako jedyny jej wówczas doskwierał, a mdłości i ból w klatce piersiowej nie dawał o sobie znać, uniosła się do góry, podpierając się rękami i oparła się o barierkę łóżka za sobą, dając sobie poduszkę za plecy. Sięgając po pierwszy eliksir, który leżał najbliżej jej zasięgu ręki, odruchowo przeczytała naklejkę na przodzie buteleczki.
– Eliksir na przeziębienie... – powiedziała sama do siebie, otwierając jego zawartość. – Oczywiście.
Wypiła go jednym łykiem, podobnie jak resztę, uporczywie patrząc na zegarek, który wisiał dość daleko od niej, na sąsiedniej ścianie. Musiała mrużyć wzrok, by ujrzeć dokładną godzinę. Skupiając się na wskazówkach zegara, zastanawiała się, jak długo musiała spać, albo co gorsza, ile dni spędziła w skrzydle, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
– Zostaniesz jeszcze na obserwacji, wolałabym się upewnić, czy wszystko będzie w porządku, po tak dużej ilości wypitych eliksirów – oznajmiła Pomfrey, kiedy wróciła do jej łóżka, zbierając puste buteleczki z szafki obok.
– A, że tak zapytam... – zaczęła dość niepewnie Luciana. – Jaki mamy dziś dzień?
– Niedziela.
– Oh, to ile spałam? – spytała, dla pewności.
– Całą noc, byłaś wykończona, ale jak widać, sen dobrze ci zrobił. Musisz więcej spać, bo z tego, co zaobserwowałam i po moich kilku wnioskach, wychodzi na to, że głównie do twojego stanu przyczynił się brak snu.
Luciana nie miała zamiaru przyznawać się, że to przez dręczące ją koszmary, które natarczywie odwiedzały ją po nocach, nie mogła przespać jednej całej nocy.
– A wie Pani, kto mnie tu przyprowadził? – Nie mogła się powstrzymać. Musiała się zapytać. Jej ciekawość była zbyt silna, poza tym, chyba miała prawo do takich informacji. Po prostu chciała wiedzieć, bo niczego nie pamiętała.
– Oczywiście, że wiem. Pan Potter i Malfoy. Podnieśli mi wczoraj ciśnienie. – Kobieta pokiwała głową, przypominając sobie wczorajszy ciężki wieczór. – Okropnie się kłócili, który z nich ma przy tobie zostać, aż w końcu wyrzuciłam ich obu.
– Kłócili się? – Luciana o mało nie wybuchła śmiechem, wyobrażając sobie ich dwójkę, kłócących się o to, który ma z nią zostać. Po chwili wydawało jej się to, jednak dość podejrzane.
Jednak pielęgniarka nie odpowiedziała, słysząc z oddali krztuszącego się ucznia.
Luciana westchnęła, opadając z powrotem na łóżku. Patrzyła się w sufit nad sobą, potem na okna, gdzie burza śnieżna musiała się uspokoić przez noc, a zamiast spadających płatków śniegu, obserwowała słabe promienie słoneczne dochodzące do środka.
Z nudów nie wiedziała, co robić, aż w końcu zauważyła, że na szafce obok łóżka leży gazetka. Bez wahania ją chwyciła, nie mogąc wytrzymać tej bezczynności. Jednak to, co zobaczyła, gdy otwarła czasopismo, zamurowało ją. Spomiędzy stron wyleciała karteczka, na której było coś napisane, bardzo niechlujnym pismem. Ledwie się rozczytała, ale za nic w świecie nie potrafiła rozpoznać charakteru pisma. Mrużąc wzrok i analizując kartkę, doszła jedynie do wniosku, że ten ktoś musiał się, albo bardzo spieszyć, albo bardzo rzadko pisać.
Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej. Bardzo się martwiłem...
Bez podpisu, bez inicjałów. Nie miała pojęcia, kto to napisał. Nie mogła jednak kłamać, że poczuła się cieplej na sercu, wiedząc, że ktoś się o nią martwił. Tym bardziej że bardzo rzadko słyszała to słowo z czyiś ust. Uśmiech mimowolnie wkradł się na jej usta, a przyjemne uczucie ciepła, rozeszło się po całym ciele, powodując lekkie rumieńce na policzkach dziewczyny.
Błagała jedynie, żeby to nie było od Pottera...
– Przepraszam, Pani Pomfrey! – zawołała, machając gwałtownie ręką uniesioną ku górze, a wtedy kobieta podeszła do niej, wyraźnie zaniepokojona, że coś się dzieje.
– Czy był tu ktoś jeszcze, prócz Pottera i Draco? – zapytała.– Nie – odparła krótko kobieta, czekając jeszcze chwilę przy jej łóżku, z myślą, że dziewczyna będzie chciała, o coś jeszcze zapytać.
– Ou, rozumiem. Dziękuję.
Nieco zdziwiona, nie potrafiła pojąć tego, że któryś z najmniej przez nią lubianych chłopców w szkole, musiał napisać do niej taką wiadomość.

CZYTASZ
Daffodils ~ Draco Malfoy
FanfictionPrześladujący pech, emocje odczuwane z dużą dwu krotnością, a do tego nieustanne napotykanie się na blondyna, sprawiało, że Luciana nie potrafiła opanowywać swoich nerwów. Wszystko stało się jasne pewnej nocy, kiedy uświadamia sobie, co było przycz...