Rozdział 31

1.1K 60 14
                                    

Wpatrywał się w drewniane drzwiczki, z nadzieją, że kiedy je otworzy, nie ujrzy tego, co krążyło mu nieustannie po głowie. Przejeżdżał dłonią po wypukłych wzorach, czując, jak serce bije mu coraz szybciej. Wiedział, że był już bliski wykończenia tej szafki i wiedział, że zbliżał się do końca zadania. Strach w nim rósł z każdym dniem, a lęk, że wreszcie będzie musiał stanąć przed najgorszym, utrudniał mu funkcjonowanie.

Był tak zatracony w swoich myślach, że wyrwał go dopiero donośny huk grzmotu z zewnątrz. Zamrugał kilka razy, przywracając się do rzeczywistości. Otrzepał swoją szatę z kurzu, po czym upewniając się, że szafka stoi bezpiecznie i nieruchomo, wyszedł z pokoju życzeń, kierując się w stronę lochów.

Korytarze, co chwilę oświetlane były przez blask piorunów za oknem, a grzmoty słyszalne nawet w podziemiach zamku. Kroki chłopaka zagłuszał donośny deszcz, dudniący w szyby, więc bez najmniejszego stresu, zmierzał do dormitorium.

Właśnie wtedy, gdy mijał miejsce, w którym jeszcze kilka tygodni temu, napotkał się na Krukonkę, przypomniał sobie, o jej istnieniu. Zaczął się zastanawiać, dlaczego nie widuje jej w nocy na korytarzach i, choć nie chciał się sobie przyznawać, brakowało mu przypadkowych spotkań z nią. Coś ścisnęło mu serce, kiedy sobie ją wyobraził.

Stanął na środku korytarza i złapał się za głowę. Nie mógł teraz myśleć, o takich sprawach, nie kiedy był tak bliski wykonania zadania. Szybko się otrząsnął, wracając myślami do szafki w pokoju życzeń i wzbraniając się przed Krukonką, próbującą mu wejść do głowy, powoli tak zmierzał w stronę lochów.

Kilka dni później, owa Krukonka siedziała w Wielkiej Sali, obserwowana przez uczniów przy stołach. Nie była tym zdziwiona, ale kiedy podszedł do niej Patrick, o mało nie wypluła ziemniaka, którego dopiero co wsadziła do ust. Chłopak stanął przed nią, jak pies z podkulonym ogonem i zachowywał się, jakby miał zaraz dostać od niej jakimś zaklęciem.

– Słuchaj, Luciana... – zaczął, nie zamierzając nawet usiąść. – Słyszałem... o tym, co Potter powiedział. Chciałbym cię przeprosić. Naprawdę. Zachowałem się, jak palant i... nawet nie wiem, co mógłbym jeszcze powiedzieć.

Krukonka przyglądała mu się z rozdziawionymi ustami, głównie dlatego, że jedzenie w jej buzi było gorące, a sama nie była wstanie go wtedy połknąć.

– Żałosna sprawa, serio. Nie liczę na twoje przebaczenie, ale chociaż zrozumienie – mówił dalej. – Nie wiem, jak mogłem być taki... Jak mogłem ci nie wierzyć.

– Dobra, ale zaczekaj, Panie przepraszam za moje czyny – powiedziała z ironią, kiedy przełknęła to, co miała w buzi. Była pewna, że to jakaś udawana szopka i trochę się bała, że zaraz znów wyląduje cała w jakimś soku lub nawet w czymś gorszym. – O czym ty do mnie mówisz, do jasnej Anielki? Co Potter znów gadał?

– To nic nie wiesz? – spytał, niedowierzając. – Powiedział, że kłamał. Że nie było żadnej amortencji, że nic złego nie zrobiłaś. I wasz związek został zakończony przez niego, nie przez ciebie. Do wszystkiego się przyznał.

– A do tego, że zdradził mnie z Cho też? – parsknęła. Nie mogła uwierzyć, że Gryffon wszystko wyznał. Nie pasowało jej to do niego.

– Nie, tego akurat nie. Ale ludzie i tak już znają prawdę, Luci. Znaczy się, że nie jesteś wariatką i, że nic złego nie zrobiłaś.

– Ha! – fuknęła zirytowana. – Teraz wierzą, bo powiedział to wybraniec. Ale kiedy ja usiłowałam to wszystkim wytłumaczyć, to ni chuja, nikt nie wierzył. Powiem prosto. Jebać was wszystkich.

Odłożyła sztućce i odeszła od stołu. Patrick przyglądał się jej, jak odchodzi, ledwo rozumiejąc, co się właśnie stało, a Luciana nie zamierzała się odwrócić, by zobaczyć jego reakcję. Wyszła na błonia, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem i kiedy zbliżała się do jeziora, kątem oka zobaczyła Ślizgona, zmierzającego w jej stronę.

Daffodils ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz