2

8.6K 258 23
                                    

Yvaine

- Jake, jesteś pewien, że możemy tam lecieć? Przecież nie domknąłeś spraw w pracy.

- Nie zaprzątaj swojej ślicznej główki moimi problemami, kociaku. Mam wszystko pod kontrolą. Jeśli choć raz wspomnisz o mojej pracy, gdy będziemy na Malediwach, naprawdę się na ciebie zdenerwuję.

Wsiadłam do SUV-a mojego chłopaka. Wcześniej schowałam walizkę do bagażnika. Zająwszy miejsce obok Jake'a, nasunęły mi się liczne wątpliwości. Od kilku dni mój chłopak był jeszcze bardziej podenerwowany niż podczas naszej randki w Central Parku. Na dwie noce nie wrócił nawet do domu, zostając w pracy całą dobę.

Martwiłam się o niego. Jake był zmęczony i chciałam, aby odpoczął na wyjeździe, ale z drugiej strony wiedziałam, że praca będzie dręczyła go przez nadchodzący tydzień.

Blondyn zajął miejsce za kółkiem i ruszył z podziemnego parkingu znajdującego się w wieżowcu, w którym mieszkaliśmy. Był wczesny ranek. Słońce jeszcze nawet nie wzeszło. O tej porze na nowojorskich ulicach nie było takich korków, jak zazwyczaj, ale i tak musieliśmy przez chwilę stać na światłach. Takie były uroki tego miasta, nawet o czwartej nad ranem.

Ułożyłam się wygodniej w fotelu. Odwróciłam się przodem do Jake'a. Chłopak uśmiechnął się do mnie, ale nie wyciągnął ręki. Wiedziałam, że ponad wszystko cenił sobie bezpieczeństwo podczas jazdy, ale pogłaskanie mnie po udzie chyba nie kosztowałoby go wiele.

Od czasu naszego ostatniego zbliżenia, które przerwał tajemniczy telefon, Jake nawet mnie nie pocałował. Nie, żeby robił to przesadnie często.

Nie poznałam jego rodziny, ale nasuwały mi się myśli, że być może nie został wychowany tak, aby pokazywać innym miłość poprzez dotyk. Za każdym razem, gdy wspominałam o rodzicach chłopaka, ten zamykał temat. Nie wiedziałam, co takiego się między nimi wydarzyło, ale postanowiłam go nie torturować i zawsze później milczałam.

- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - spytał, nie odwracając wzroku od ulicy.

- Jesteś przystojny. Cieszę się, że jesteś moim chłopakiem.

Powiedziałam to niewinnym tonem, ale zauważyłam, że mięsień na jego szczęce drgnął.

- Jake, powiedz mi, czy mnie kochasz?

Blondyn spojrzał na mnie na ułamek sekundy. Jego oczy wyrażały raczej zdziwienie niż głębokie uczucie.

- Kochanie, na miłość jest jeszcze za wcześnie. Nie potrafiłbym oddać komuś serca po kilku miesiącach związku. Zależy mi na tobie. Gdyby tak nie było, nie pozwoliłbym ci ze mną zamieszkać i nie dawałbym ci pieniędzy.

Westchnęłam ciężko. Odwróciłam się w fotelu w drugą stronę, aby popatrzeć na budzące się do życia miasto. Nowy Jork żył przez całą dobę.

Im dłużej byłam z Jakiem, tym większych wątpliwości nabierałam. Wchodząc w związek z nim, poprzysięgłam sobie dać z siebie wszystko. Jake podobał mi się fizycznie i lubiłam jego dobre serce. Bolało mnie, że nie poświęcał mi wystarczająco dużo uwagi. Rozumiałam, że ciężko pracował, aby nas oboje utrzymać, ale on nawet nie potrafił mnie dotknąć. Nie, żebym od razu liczyła na seks. Po prostu pragnęłam zwyczajnej, ludzkiej bliskości. Pozostało mi wierzyć, że na Malediwach się do siebie zbliżymy.

- Kochanie, gniewasz się na mnie?

- Nie, wszystko jest w porządku.

Chłopak westchnął, nieusatysfakcjonowany moją odpowiedzią.

IncapacitatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz