41

4.9K 121 1
                                    

Trey

siedem lat temu

- Możesz poręczyć za tego dzieciaka?

Siedziałem w biurze Harrisona, paląc cygaro. Nie przepadałem za nimi, ale musiałem sprawiać dobre wrażenie. Byłem w końcu prawą ręką tego człowieka, a co za tym idzie, musiałem się do niego upodabniać. Nie popierałem wszystkiego, co robił ten mężczyzna, ale skoro kiedyś miałem przejąć jego stanowisko, musiałem grać posłusznego pieska.

Jericho stał za mną, przy drzwiach. Rzadko nosił garnitur, ale dziś kazałem mu go założyć. Nie podobało mu się to i oponował, ale nie miał nic do gadania. Nie pozwoliłbym mu pokazać się przed szefem mafii w dresie, w którym trenował.

- Oczywiście, Harrison. Jericho przeszedł odpowiednie szkolenia. Sam go pilnowałem. Został moim ochroniarzem, a co za tym idzie chcę, aby uczestniczył ze mną w akcjach. Ufam mu w stu procentach. Jericho oddałby za mnie życie, gdyby zaszła taka potrzeba.

Harrison zmierzył wzrokiem stojącego za mną młodego chłopaka. Siedziałem nonszalancko, z nogą zarzuconą na drugą nogę, a w łokieć opierałem o podłokietnik. 

- Wiesz, że jeśli coś spieprzy, oberwie nie tylko on, ale również ty.

Pochyliłem się i oparłem o biurko szefa. Mężczyzna darzył mnie zaufaniem i sympatią, ale nie tolerował wchodzenia sobie na głowę. Nie miałem zamiaru tego robić. Musiałem mu jednak pokazać, że poważnie traktowałem swoje przestępcze życie. W końcu innego nie miałem.

- Jasna sprawa, szefie. Mogę poręczyć za Jericha. Nie musisz się o nic martwić. To jak będzie? Za godzinę muszę być na Upper East Side, aby odebrać narkotyki z klubu. Jericho pójdzie ze mną.

Starszy facet machnął ręką. Chwycił za telefon. Uznałbym ten gest za obraźliwy, ale musiałem pamiętać, że jeszcze nie byłem szefem. Harrison był coraz bliżej śmierci. Nie życzyłem mu jej. Nie byłem aż taką szują. W końcu gdyby nie on, nie miałbym szansy na odkupienie win. Nie, żeby zabijanie ludzi i handel nielegalnymi towarami mógł mnie rozgrzeszyć.

Wstałem i skinąłem głową do Jericha. Młody brunet otworzył dla mnie drzwi. Kątem oka zobaczyłem, jak kiwa z uznaniem Harrisonowi. Szef jednak był zbyt zajęty udawaną rozmową telefoniczną, która miała na celu zbycie mnie, aby się do niego odezwać. 

Wyszedłem z budynku i rzuciłem klucze Jerichowi. Chłopak otworzył mi drzwi samochodu niczym najprawdziwszy szofer. Zamknął je, aby później obejść pojazd i wejść do niego od strony pasażera. Podał mi klucz, a ja prędko ruszyłem z miejsca.

- Mam wrażenie, że twój szef za mną nie przepada.

Przejeżdżałem na czerwonych światłach, ignorując zasady ruchu drogowego. Nie mogłem jednak przez to oberwać, gdyż w Nowym Jorku byliśmy nietykalni. Policja wiedziała, że gdy wetknie nos w nasze sprawy, nieźle na tym oberwie. Dlatego trzymali się od nas z daleka, a ja korzystałem ze swoich przywilejów i jeździłem jak wariat po mieście, które mnie przeżuło i wypluło.

- Nie ufa ludziom. Nie dziw mu się, Jericho. Mafia to nie miejsce na gierki. 

Chłopak skinął głową i wbił wzrok w światła miasta.

Byłem kurewsko dumny z Jericha. Dzisiejszy silny mężczyzna w niczym nie przypominał trzęsącego się chłopaka, którego znalazłem na przedmieściach kilka lat temu. Jericho stał się silny, pewny siebie i nie wahał się, gdy miał zabić człowieka. Zdarzyło mu się to już trzy razy. Kiedy zabił po raz pierwszy, dochodził do siebie przez trzy dni. Wmawiałem mu, że nie było w tym nic złego. Ja przy swoim pierwszym zabójstwie też byłem kłębkiem nerwów. Dlatego zapewniałem mojemu ochroniarzowi wsparcie, choć raczej powinno być na odwrót.

IncapacitatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz