60.

1.4K 100 143
                                    

Luty, 2027

Yoongi dobudzał się powoli. W ustach czuł gorzki posmak nocy i resztki wczorajszego wina. Normalnie nie pił sam, ale poprzedniego dnia (i nocy) miał poważny powód. Właśnie minął czternasty lutego, który spędził jak zmarnowany życiem singiel, choć od kilku lat był w związku. Tak się składa, że jego narzeczony oddał ten "szczególny dzień" swoje nowej kochance - pracy. Co prawda to prawda - nie była to jego wina, że dostał prawie dwunastogodzinny dyżur, a potem jeszcze dwa wezwania, z którego jedno okazało się żartem. Ludzie są głupsi niż przez całe życie zdawało się Yoongiemu.

No cóż, przynajmniej wypił swoje ulubione wino i obejrzał z Holly i Mickym dwie dziesięcioodcinkowe dramy, specjalnie omijając szerokim łukiem wszystkie romanse. Nie umiał się nie złościć na Hoseoka, nawet wiedząc, że nie miał innego wyjścia, jak pojawić się w pracy i wypełniać należycie swoje obowiązki. Jeszcze większą irytację czuł, czytając na grupowym czacie relacje zdawane z poszczególnych randek swoich kumpli. Oni jakoś umieli wygospodarować trochę czasu na swoje śmieszne aktywności w ten przereklamowany do porzygu, przyozdobiony oczojebnymi serduszkami i przyklejonymi do siebie osobnikami w każdej reklamie między odcinkami dram, dzień.

Ostatnio (od mniej więcej roku) ich życie zrobiło się jednak tak pozbawione osławionego romantyzmu, że czasami Yoongi miał wrażenie, jakby był przynajmniej dziesięć lat po ślubie i miał na wychowaniu dwóch nastoletnich synów, choć Holly zbliżał się powoli do wieku emerytalnego, a Mickey równie dobrze mógłby iść do pracy i zarabiać na swoje niekończące się zapasy karmy, którego kawałki walały się wszędzie i wyciągał je podczas sprzątania nawet z własnej lodówki. Praca pochłaniała dużo czasu, bo kariera Hoseoka właściwie nabierała powoli tempa i pozwolili odejść mu od biurka więcej niż raz w tygodniu, co nie raz wprawiało go w stan niemal euforyczny. Opowiadał o aresztowaniu złodziei długopisów, jak akcji ujęcia Pablo Escobara. A oczy świeciły mu się tym mocniej, im więcej zainteresowania i aprobaty okazał Yoongi - jak za małym dzieckiem. Yoongi nie musiał być rodzicem, by doświadczyć tego uczucia sprawienia prostej radości komuś samym zainteresowaniem.

Problem w tym, że praca zajmowała zdecydowanie za dużo uwagi Hoseoka, szczególnie jak na standardy Yoongiego, który starał się zostawiać swoje rozterki zawodowe za drzwiami ich mieszkania. Jednak co innego kłopoty w pracy, a co innego sukcesy. Lubił o nich słuchać, ale nie chciał być zaniedbywany, a spędzanie walentynek z psami uznał za poważne zaniedbanie. Przynajmniej ich pupile nie zdawały sobie wczoraj sprawy, jak nieszczęśliwy był jeden z panów. W sumie to nawet, gdyby zdawały sobie sprawę z emocji, to prawdopodobnie nie zauważyłyby różnicy w jego zachowaniu, bo Yoongi był osobnikiem, który nie pała energią z byle powodu. Oszczędzał ją na ważniejsze okazje niż wstanie rano z łóżka, zdecydowanie czasami wolałby tam zostać na cały dzień.

Zaspany, z zaklejonymi ropą oczami i burzą potarganych włosów na głowie, przewrócił się na bok, żeby "całkiem przypadkowo" przydzwonić Hobiemu w nos za wczorajszą nieobecność. Nic takiego się jednak nie stało, bo zewnętrza strona jego dłoni uderzyła w zimną poduszkę.

- No chyba sobie ze mnie jaja robisz... - wymruczał pod nosem i ziewnął mocno, po części, by pozbyć się frustracji, która obudziła go z rana. Minęło jeszcze kilka długich minut i myśli pełnych przekleństw na narzeczonego, kiedy otworzył w końcu zmęczony oczy, po czym przetarł, uciekając przed mocnym światłem późnego poranka - mam nadzieję, że robisz śniadanie, albo się myjesz, łajzo - powiedział sam do siebie, domyślnie kierując słowa do wielkiego nieobecnego.

Podniósł się na łokciach i potarł na piersi koszulkę nocną. Dlaczego człowiek zaraz po przebudzeniu musi być tak zmęczony? Przecież dopiero co przespał kilka długich godzin. Powinien być rześki, wyspany i pełen... nie, wtedy musiałby nie nazywać się Min Yoongi. Nie czuł z kuchni żadnych podejrzanych zapachów, zarówno kierujących podejrzenia na spaleniznę, ani pyszne gofry, nie słyszał szumu wody pod prysznicem, właściwie mieszkanie wydawało się tak puste jak wczoraj, jeśli nie liczyć jego i psów. Od niechcenia przewrócił się ociężale na pustą i zimną połowę łóżka, uderzając głową idealnie w coś, co materiałem poduszki nie było.

Kartka papieru 2| SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz