36.

1.5K 158 104
                                    


Rozgrzewka skończyła się dzisiaj wyjątkowo wcześnie. Na hali było zimno, bo dyrektor Bang oszczędzał na czym się tylko dało, a lekcje oficjalnie dobiegły końca. Drużyna piłkarska mogła sobie chorować. Przecież zawody piłkarskie nie były tak ważne i opłacalne dla szkoły, jak przykładowo kółko szachowe, które namiętnie sponsorował. Bang miał dziwne upodobania. 

Choć i tak mrozy zaczęły odpuszczać, a śniegu z dnia na dzień było coraz mniej, to z pewnością pogoda nie pozwalała na rezygnację z  ogrzewania.

Jungkook nie zdążył dziś na trening, bo tata musiał zostać dłużej na służbie, a autobusy miały opóźnienia przez rozkopane głównej alei w centrum. Ostatnio spędzał sporo czasu z Chengiem głównie dlatego, że potrzebował towarzystwa, a jego starzy przyjaciele zdawali się o nim zapomnieć. Hobi był u niego raz, ale jakoś niespecjalnie miał ochotę mu się tłumaczyć. Chyba nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego powodu zerwania Namjoona i Jina. Unikanie oznaczało brak informacji, a to dawało mu trochę spokoju i oddechu, którego tak bardzo potrzebował. Widział ostatnio Jina hyunga w szkole, co bardzo go ucieszyło, mimo, że starszy nie odpowiedział na jego cześć i nie odpisał na żadną z wiadomości.

Był rozerwany na dwie połówki, z jednej strony miał odczucie, że zasłużył na takie traktowanie, z drugiej bolało go zachowanie przyjaciela i miał wrażenie, że to wszystko jest cholernie niesprawiedliwe. Musiał pozostać bierny dopóki jego hyungowie się nie pogodzą, bo to chyba oczywiste, że jego propozycja nie została dobrze przyjęta. Gdyby mógł cofnąć czas, nie zaproponowałby tego, wolałby wzdychać do Seokjina do końca życia i nie przyczynić się do rozpadu grupy. 

Ale czas płynął dalej, nie cofał się wstecz, co zrobił i powiedział ma swoje konsekwencje właśnie teraz. 

Przebrany wbiegł na halę. Mecz treningowy już trwał, a trener stał oparty o ścianę i przyglądał się ich marnej taktyce. Ciągle nie potrafił znaleźć na nich pomysłu, a zaczęło się psuć jeszcze przed ostatnimi zawodami. Cheng uśmiechnął się do niego, gdy na sekundę spotkali się wzrokiem. Odpowiedział, jak mu się zdawało, z grzeczności, po prawdzie to uśmiech sam cisnął mu się na usta. Potarł palcem obie wargi, chcąc go przegonić.

- Spóźnienie, Jeon - przypomniał mu, jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. 

- Przepraszam, ciężko z autobusami. 

- Wychodź wcześniej z domu. Dołącz do drużyny Kyuna.

Kook obejrzał się za siebie i widząc nadgarstku kapitana wybranej drużyny, czerwoną, szeroką przepaskę, wziął taką samą z ławki obok trenera. Wbiegł na boisko bez żadnej rozgrzewki. Zdążył rozprostować kości w czasie biegu z przystanku. Niechcący spotkał się wzrokiem z Syungwinem. Idiota uśmiechnął się ani trochę niemiło, raczej złośliwie, jak Grinch albo te małe pluszowe słodziaki, które mutowały w obślizgłe, zgniłe stwory. Z obrzydzeniem oglądał je nawet podczas ostatnich świąt. Dokładnie to samo uczucie w żołądku zaskoczyło go teraz, patrząc w zdradziecką gębę tego sukinsyna. 

Wrócili do gry zatrzymanej na moment specjalnie dla niego. Miał wrażenie, że większość chłopaków przygląda mu się intensywnie. I to wszystko dlatego, że uciekł mu autobus. Skupił się na piłce i prawie do końca treningu tylko to zajmowało jego rozbiegane myśli. Wysiłek fizyczny zawsze działał na niego jak lek. Lepiej niż antybiotyk, witaminy i ciepłe mleko z czosnkiem, które mama wlewała w niego, gdy jako dziecko leżał przeziębiony pod kołderką, zadowolony, że nie musi iść do szkoły. Aż do momentu wyczucia z kuchni zapachu mleka. Wtedy żałował zdjęcia czapki w czasie zabawy z chłopakami na podwórku. 

Teraz nie czuł się jak podczas tych beztroskich dni. Wydawało mu się nawet, że Chan szepcze coś do Kanjina , spoglądając na niego. No dobra, kurwa. Spóźnił się, to aż taka sensacja? 

Kartka papieru 2| SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz