9.

1.5K 178 95
                                    


Całe szczęście Cheng pojawił się z konsolą i przekąskami szybciej niż jego mama wróciła z pracy. Przywitał się grzecznie tatą Kooka i zaprowadzony do jego pokoju, położył ostrożnie plecak z konsolą na łóżku.

- Tęskniłem.

Cheng spiął się delikatnie, a w jego piersi serce załomotało za szybko. Nie wiedział co ma powiedzieć, czy jak zareagować. Takie wyznania nie pasowały do Jungkooka, nawet, gdy byli już sami i bezpieczni od podszeptów znajomych.

- Dopiero co się widzieliśmy na treningu...

- Za konsolą, pizdo - ściągnął brwi i chwycił w ramiona plecak, żeby przytulić go do własnej piersi.

Cheng z przerażeniem obejrzał się za swoim ukochanym sprzętem. Szanował go bardziej niż podręczniki szkolne, które po pół roku nauki przypominały postrzępione skrawki papieru. Niewiadomo czemu, zamiast jak normalny uczeń mazać po marginesach, lubił wycinać w nich wzorki.

- Nie tarmoś tak!

- Przecież jestem ostrożny!

- Ta jasne. Miałeś być delikatny, obiecałeś na treningu.

- Zawsze jestem, tylko ty jesteś jakiś przewrażliwiony.

- Bo to mój czuły punkt, chyba jak każdego faceta.

- Dobra, już się tak nie spinaj.

- Możecie sobie obciągać w ciszy!? - w drzwiach pojawiła się czupryna młodszego brata Jungkooka - w pierwszym tygodniu po feriach mam trzy sprawdziany i próbuję się skupić na nauce, pedałki.

- Jakie obciągać? Wypierdalaj w podskokach! Co ty tu w ogóle robisz?

- No nie wiem, mieszkam?

- Byłeś na nartach.

- Ale wróciłem, myślałeś, że zamieszkam na stoku?

Cheng zaśmiał się pod nosem, ostrożnie wyciągając plecak z rąk Kooka, żeby wreszcie podłączyć konsolę do telewizora.

- Nie miałbym nic przeciwko. Może przejechał by cię skuter śnieżny, albo zasypała lawina.

- Wygrzebałbym się gołymi rękami, żeby wrócić i zatruwać ci życie - odgryzł się Junghyun i pokazał bratu środkowy palec. Potem musiał już tylko szybko uciekać przed rzuconym w jego stronę adidasem.

- Gdzie masz wejście na końcówkę? - zapytał Cheng.

- Skończ już - przewróć oczami Kook, po raz pierwszy wyłapując dwuznaczność i odebrał od kolegi kabel, od razu go podłączając.

Grali przez kilka dobrych godzin w Red dead redemption, bo Kook chciał sprawdzić, czy jaja konia rzeczywiście kurczą się na mrozie, tak jak zachwalał naturalizm świata przedstawionego Cheng, a skończyło się na wciągnięciu w fabułę gry i trzy godzinnym zmienianiu w rękach pada. Okazało się, że drugi był na wykończeniu, a geniusz Cheng zapomniał o kablu do ładowania i skończyli z jednym kontrolerem, co chwilę kłócąc się, kto ma wykonać dane zadanie.

- Może teraz Detroit become humans? - zapytał Cheng, przecierając oczy. Było grubo po 23.

- Nie lubię, za dużo myślenia.

- No tak, musiałbyś się poświęcić i wyjść ze swojej strefy komfortu niemyślenia.

Koreańczyk wyciągnął się na dywanie, rozciągając spięte po treningu mięśnie. Czarna koszulka podwinęła mu się nad pępek, odsłaniając wyraźne mięśnie. Cheng zawiesił tam wzrok tylko na ułamek sekundy, ale Kook i tak zdążył to zauważyć. Nie wypomniał mu tego, w końcu mógł to być tylko odruch. Sam czasem musiał na siłę uciekać wzrokiem od szerokich ramion Jina hyunga. Zawsze je podziwiał i miał nadzieję, że z wiekiem i jego staną się właśnie takie. Jak na razie jeszcze się nie udało, był odrobinę drobniejszy w tej okolicy nie dało się z tym nic zrobić.

Kartka papieru 2| SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz