37. Zmiany, zmiany

516 57 1
                                    

Rowan
Nadszedł ten wielki dzień, kiedy wprowadzam się do akademika. Ojciec nie chciał się zgodzić. Twierdzi, że gdy któreś z nas już tam zamieszka, to nie chce się wynieść. Czego przykładem ma być Emily, która od początku studiów nie chce słyszeć nawet o mieszkaniu. Postawiłam, jednak na swoim. Nie chciałam użyć argumentu, że niech się cieszy, że tu jestem, bo nie chciałam wywoływać awantury, ale zgodził się i bez tego. Pokoje w akademikach rozchodzą się, jak świeże bułeczki, a ja i tak zdecydowałam się późno. Nie wiem z kim będę mieszkała, ale mam nadzieję, że ten ktoś zniesie zbyt dużą ilość mojego bagażu.

Tradycją jest, że ojciec przyjeżdża z nami na studia i pomaga nam wszystko wypakować. Zawsze wynajmuje samochód przeprowadzkowy, którym potem sam wraca. To dla niego kolejna tradycja, która jest tylko jego, nie Marka. Wydaje się, że to jest dla niego ważne. Może ja też kiedyś będę to wspominać i cieszyć się tym pierwszym dniem na Cambridge, tak, jak on.

Jesteśmy tylko we dwoje, gdy wyciąga jeden z pierwszych kartonów pełnych moich rzeczy. Zabrałam ze sobą niemal wszystko, jakbym nigdy już nie zamierzała wrócić do rodzinnego domu. Może trochę tak jest. Żadne z nas nigdy tam nie wróciło, a Emily i Nicole niemal nigdy nie bywają w swoich staruch pokojach, które dalej są ich, ale są niemal puste, bo wyjeżdżając zabrały wszystko.

– Zdążyłem! – to głos Luke'a.

Wie o przeprowadzce, bo po co miałabym to ukrywać. Nie spodziewałam się tylko, że się tu zjawi, bo dlaczego do licha by miał.

Całuje mnie w głowę.

– Dzień dobry – zwraca się do ojca, gdy obok niego sięga po mój kolejny karton.

– A ty co tutaj robisz? – chyba ojciec czuje, jakby Luke psuł mu chwile sam na sam z córką.

– Przyszedłem pomóc. Po co macie męczyć się sami? – bierze karton pod pachę, a wolną ręką wymachuje w czterech kierunkach świata, szukając mojego akademika.

– Nie masz nic lepszego do roboty? – pyta go ojciec.

– A co mam mieć lepszego do roboty niż pomoc mojej dziewczynie?

Robi to, co robi zawsze, zakłada, że skoro jesteśmy razem, a ja jestem tutaj, to nie ma już żadnych więcej rzeczy, które powinny być tajemnicą.

Ojciec gapi się na mnie, jakby w ogóle się tego nie spodziewał. Ja gapię się na Luke'a, a raczej morduję go wzrokiem.

– No co? – mówi bezgłośnie.

– Jesteście parą? – niewiarygodne, że słyszę w głosie ojca tyle zdziwienia.

– Tak – proszę, powiedziałam to ojcu, a raczej przyznałam się do tego.

– Długo? – dopytuje.

– Trochę – nie chce mi się tego tłumaczyć.

– Masz wolną rękę, weź jeszcze jedno pudło, Luke – to cały komentarz ojca.

– Dobrze – słucha go.

Rzadko słucham ojca, ale wydaje się, jakbym to robiła. Cambridge, dobry chłopak, który na dodatek jest z Cambridge.

Gdy idziemy po schodach na drugie piętro, gdzie jest mój nowy pokój, ojciec w końcu pozwala sobie na większy komentarz.

– Nie mogę uwierzyć, że w końcu poszłaś po rozum do głowy – zaczyna – Zaczynasz myśleć o przyszłości? Dobrej przyszłości? Z dobrą pracą? U boku dobrego mężczyzny? Jestem w szoku, bo myślałem, że będę cię wyciągał z jakiegoś bagna, a ty mnie w końcu posłuchałaś.

Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz