8 {Szansa na...}

745 75 26
                                    


Jest koniec stycznia, co oznacza, że czas na imprezę z okazji przyjęcia na Cambridge. List przyszedł w zeszłym tygodniu, ale mama planowała to przyjęcie od tygodni. Nikt nigdy nie rozważał tego, co by było, gdyby któreś z nas się nie dostało. Jednak tak się nie stało. Mama i tata chodzą dumni odkąd przyszedł list. Tata nawet nazywał mnie swoją, zdolną córeczką. Chciałam go zapytać, czy dalej nią będę, jeśli wybiorę inną uczelnie, ale zabrakło mi odwagi.

Teraz stoję w drzwiach, wpuszczając do domu zimne powierzę, no i gości. Czekam na rodzine Hemmingsów, bardziej niż na własnych przyjaciół i nie jestem nawet pewna, dlaczego. Gdy rano wstałam doszłam do wniosku, że to czas, aby zaprzyjaźnić się z całą trójką. Nie wiem, jak mi to wyjdzie, bo Ben i Jack, wydają się dla mnie całkiem niedostępni. Cóż, z Luke'm jakoś zawsze potrafiliśmy znaleźć coś wspólnego albo coś razem złączyć, na przykład nasze usta.

Jednak gdy już dostrzegam jego rodzine, go z nimi nie ma. Właściwie są tylko pozostali dwa bracia i to nie sami. Jack jest tym bratem, który ma co tydzień inną dziewczynę. Ben jest tym, co zawsze był z moją siostrą, a teraz przychodzi z chłopakiem.

– Cześć! – chyba trochę przesadnie się ekscytuję – Miło was widzieć!

– Gratulacje – mówią na raz.

– To nic takiego – wzruszam ramionami – Wszyscy tam studiowaliście.. – patrzę na chłopaka Bena.

– Mam nadzieję, że jest mile widziany, bo jak nie to możemy sobie pójść. To tylko kolejna taka sama impreza..

W pierwszej chwili jest mi przykro, że tak myśli, ale potem właściwie się z nim zgadzam. Poza tym nie jesteśmy blisko, jest tu tylko dlatego, że ja byłam na jego imprezie.

– Jasne, wchodźcie..

Krótko mnie ściskają, ale nawet ja czuję w tym obojętność.

– A gdzie wasz brat? – pytam, niby mimochodem.

– Jeździe dopiero z Londynu.

Chcę zapytać, co robi w Londynie, ale zaczekam, aż się pojawi.

Dziesięć minut później w drzwiach pojawiają się ich rodzice. Jego mama ma niebotycznie wysokie szpilki i podziwiam ją, że daje w nich radę chodzić, przy tym oblodzeniu.

– Cześć, Rowan! Gratulacje!

Uścisk jego mamy, jest o wiele cieplejszy.

– Rowan.. – mówi Mark – Johny się cieszy, co? Już trzy na trzy – nie jest złośliwy, ale i tak nie podoba mi się, że to mówi – Gratulacje.

– Dziękuję, wujku.

Mark krzywo się uśmiecha.

– Gdzie ojciec?

Niestety nie wiem.

Nie wiem, ile tracę ze swojej imprezy, czekając na Luke'a. W końcu się pojawia. Dostrzega mnie w tym samym momencie, co ściąga czapkę z głowy.

– Hej – mówię.

– Hej – uśmiecha się. Może to nawet ciepły uśmiech – Czy impreza nie jest w oranżerii?

– Trochę tam za gorąco – kłamię.

– Cieszysz się? No wiesz, że się dostałaś..

Przewracam oczami, co go rozbawia.

– Chodź.

Łapię go za nadgarstek i nie dając mu czasu nawet na zdjęcie butów i ciągnę go do góry.

Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz