Aby dojechać na naszą ulice w rodzinnym mieście, trzeba przejechać przez centrum miasta. Colchester nie należy do największych miast, ale nie jest też małą wiochą, na której wszyscy sir znają. Mieszkamy w bogatej dzielnicy, gdzie właściciele mają niepisany konkurs na największy dom. Jest sobota, trochę po jedenastej, a my właśnie znajdujemy się w naszym uroczym centrum. Nie wiem, czy będę za tym tęsknić. Nikt z mojej rodziny tego nie robi, ale chyba chodzi o to, że to wcale nie jest tak duża odległość i jak widać można odwozić, zagubione dziewczyny do domu.
– Chcesz się zatrzymać na lody? – pytam, wskazując palcem na najlepszą lodziarnie w mieście.
– Więc, tak leczysz złamane serce?
– No w sumie, nie wiem, czy mam złamane serce – przyznaję w końcu – Przespałam to na tej niewygodnej kanapie. Naprawdę mógłbyś kupić inną.
– Nie planuje na niej spać – oznajmia.
– No nie spałam za dobrze i tak sobie myślałam..
– Już się boję – śmieje się.
– Skoro nie chce ze mną być, to nie. Nie zaszliśmy, jakoś super daleko, więc.. było miło, robił dobrą herbatę.
– Co ty masz z tą herbatą? – dziwi się.
– Była bardzo dobra. Nigdy takiej dobrej nie piłam, a mieszkamy na litość boską w Anglii!
– Nowy wymóg na faceta? – kpi.
– Może – wzruszam ramionami – Teraz mam ochotę na lody i jako fakt, że jestem porzucona, masz obowiązek mnie na nie zabrać. Byłam miła i najpierw zapytałam, ale teraz...
– Dobra, dobra, już się zatrzymuję.
Wysiadamy z samochodu. W sobotni poranek więcej ludzi spotka się na tutejszym targu, niż w centrum. Gdy zamykam drzwi, dostrzegam bardzo znajomą twarz po drugiej stronie ulicy.
– Hej, czy to nie twój ojciec?
– Mój ojciec w sobotę o dziesiątej gra w tenisa, to nie może być on..
Cóż, są całkiem podobni, więc sądzę, że mimo wszystko się nie mylę.
Obraca się i gdy tylko to robi, po jego spiętych ramionach wiem, że to on.
– Co on tu robi? – pyta chyba samego siebie, bo ja na pewno nie znam na to odpowiedzi.
– No nie mieszkasz już w domu, może ma inne zwyczaje.. – próbuję znaleźć na to odpowiedź.
Nie mija nawet chwila, gdy to mówię, a jego ojciec podchodzi do swojej wypasionej fury i otwiera drzwi po stronie pasażera. Nie wiem, czemu czuję niepokój związany z tą sytuacją, jakby zaraz miało wydarzyć się coś złego..
No i można powiedzieć, że tak się dzieje, bo z samochodu wysiada moja mama. Luke patrzy na mnie, jakbym coś wiedziała na ten temat albo miałoby to dla mnie sens. Nasi rodzice zaczynaja intensywnie ze sobą rozmawiać, a my stoimy i się im przyglądamy. Jeśli największa dwuznacznością w tym spotkaniu jest to, że wysiada z jego samochodu, to czy to w ogóle dwuznaczność? Zamieniają się miejscami. Moja mama wsiada za kierownice jego samochodu.
– Nigdy nie widziałem, żeby pozwolił mamie prowadzić – mówi – A w szczególności nowy samochód.
Czy teraz brzmi to, jak większa dwuznaczność?
Obraca się do mnie, opierając łokcie o dach samochodu.
– Co to do licha było? – pyta widocznie zaniepokojony.
Zastanawiam się, czy to ten moment, gdy mówię mu o podejrzeniach Nicole i czy w ogóle one mają sens. Skoro nasi ojcowie się przyjaźnią, to czemu niby moja matka i jego ojciec nie? Nigdy nie widziałam, pomiędzy nimi żadnych zażyłości.
– Twoja mama go spoliczkowała, a potem mu przygadała. Myślałem, że się nie lubią..
To też było dziwne.
– Luke...
– Więc, jednak coś wiesz, tak? Wiedziałem, że coś wiesz, ty zawsze wszystko wiesz, ale w ogóle o tym nie mówisz.. – nigdy nie widziałam go takiego zdezorientowanego. Raczej okazuje złość w kierunku ojca i swoją irytację miejscem, które w tym zajmuje.
Chyba jednak nie zjem tych lodów. Wsiadam z powrotem do samochodu, a on idzie moim śladem. Opowiadam mu o tym, co powiedziała mi Nicole, ale to na tyle. To pierwsza taka sytuacja od tego czasu, której nie wszyscy poinformowani są światkami.
– Nie uwierzę w to – mówi, uderzając dłońmi w kierownice – To by było, zbyt chore! – krzyczy – Może jest ograniczony, ale nie jest zdradzającym sukinsynem, a twoja mama..
– Hej! Nic nie wiemy, nie widzieliśmy nic nieodpowiedniego – przypominam.
– To było cholernie dziwne, Rowan. Tak, jak mam prawie dwadzieścia lat, tak nie widziałem, czegoś tak dziwnego. Mówię ci, mama nigdy nie wsiadła..
– Uspokój się... – kładę dłoń na jego ramieniu – Nie zrobiliby tego twojej mamie i mojemu ojcu. Przyjaźnią się od stu lat..
Nie wiem, czemu ich bronię. Może dlatego nie chcę, aby moja mama okazała się taką osobą. Nie chcę być w ogóle częścią czegoś takiego.
– Może robią niespodziankę mojemu ojcu – wymyślam.
Luke patrzy na mnie, jak na idiotkę.
– A sama w to wierzysz? Mój ojciec i niespodzianka? - no zna go lepiej, niż ja – Chyba też potrzebuję tych lodów.
– Możemy pójść i ich zapytać. Wiesz, kawa na ławę.
Obraca się w moją stronę i wybucha śmiechem.
– Czy nie narobilibyśmy tym więcej problemów? Jakie mielibyśmy argumenty? Ojciec by nas wyśmiał.
– Chcesz, więc szukać dowodów na ich zdradę? – pytam.
– Chyba wolę nie wiedzieć, Rowan – opiera czoło o kierownice – Jestem, jak on. Wolę nie znać prawdy, tak jest łatwiej. On i tak nie jest już idealny, więc...
Nie wprost, ale jednak przyznaje się, że nie myśli o ojcu w stu procentach źle. To zarazem przykre, ale i zrozumiałe. Czasem relacje z rodzicami są, jak syndrom sztokholmski. To nie mój ojciec wyparł się dziecka. Mój tylko zabrał Nicole pieniądze w ramach kary, ale nie powiedział, że nie jest już jego córką. Nie uważam ojca za autorytet. Nie zgadzam się z nim z prawie niczym w życiu, ale to dalej mój ojciec i nie wiem, czy to przykre, czy może wręcz żałosne. A może po prostu czyni mnie to córką tego faceta, pomimo wszystko i to dopiero jest godne przemyślenia.
CZYTASZ
Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}
FanfictionOjcowie Luke'a I Rowan są przyjaciółmi od zawsze i równie długo ze sobą rywalizują. Żyją w przepychu i bogactwie, bo tak od pokoleń żyły ich rodziny. Każde z ich dzieci ma obowiązek iść na Cambridge, bo to tradycja, a tradycja to najważniejsza z rze...