46. Matko, ojcze czy cała rodzino?

376 35 0
                                    



Nie chciałam rozmawiać z nikim. Właściwie nikt z nas nie miał ochoty na rozmowy. Każda z nas milczała, a przecież było tyle do omówienia. Musiałyśmy podjąć decyzje czy powiemy ojcu oraz jak powiemy o tym naszemu bratu, którego czekało jeszcze kilka lat w domu. Emily wydawała się tak poruszona, że ledwo stała na nogach. Gdy dogoniłyśmy ją z Nicole była w trakcie kolejnej fali wyrzygiwania z siebie tego, co przed chwilą usłyszałyśmy.

– Myślicie, że jak poszło chłopakom? - Nicole martwiła się o nich, bo była z nim najbliżej od właściwie zawsze.

– To twoja wina, że w ogóle jesteśmy z nimi blisko! – niesamowite było to o, co oskarżała ją Emily.

Nie spodziewałam się, że to wywoła kłótnie pomiędzy nami. To my zostaliśmy okłamani, a nie my okłamywaliśmy.

– Co za pojebane gówno! – wrzeszczy – Gdyby nie ty miałabym w dupie, że mama kogoś ma!

Chyba usłyszała samą siebie, bo zamiera. My z Nicole także. Łzy zaczynają lecieć po twarzy mojej starzej siostry na potęgę.

– Co jest z nami nie tak, że nas ciągnie do Hemmingsów? – zadaje to pytanie i tak naprawdę i ja i Nicole możemy na nie odpowiedzieć. Nie sądziłam tylko, że ona także.

Próbuje otrzeć swoje łzy, ale już lecą jej kolejne.

– Mamy to w pieprzonym DNA?!

Mogę tylko spojrzeć na Nicole i zastanawiać się czy wie o co jej chodzi. Ta jednak wydaje się kompletnie zaskoczona i jako ta najstarsza postanawia pomóc Emily uściskiem.

– Nie jesteśmy z nimi spokrewnione, tego się trzymajmy – jest to argument, który trzyma mnie przy życiu i braku kompletnego szaleństwa.

– Nie rozumiesz! Ona była moją przyjaciółką! – wrzeszczy przez łzy – Zabierała mnie wszędzie! Rozmawiała ze mną o wszystkim! Tam gdzie ona i ja, tam Jack i Mark! Nie rozumiałam, jakim cudem wiecznie byliśmy w tych samych miejscach, a teraz...

– Nie jesteś temu winna...

– Zawsze czułam się bliżej mamy niż wy. Robiłyśmy razem wszystko – powtarza jeszcze raz.

To prawda. Nicole zawsze była bliżej Bena niż kogokolwiek z naszej rodziny. Mama rekompensując sobie brak relacji z pierworodną córką wzięła pod swoje skrzydła Nicole, która kochała spędzać czas z mamą. Ja zawsze chodziłam własnymi ścieżkami i się tego nie wstydziłam, ale byłam też przez to odizolowana od rodziny, gdyby nie Luke prawdopodobnie nie przeżywałabym tego tak bardzo jak teraz.

– A ona traktowała mnie jako przykrywkę, żeby móc pierdolić się z Markiem! – nie przebierała w słowach.

Znów rzyga. Rozumiem jej rozgoryczenie. Nie znamy ani mamy, ani taty. Są w tej chwili dla nas, jak obcy ludzie.

– Kazała mi wyjechać do Nowego Jorku, abym żyła najlepszym życiem i nigdy się nie zatrzymywała. Nie powiedziała mi tylko, że jadąc tam skończę w łóżku ostatniego brata! W domu, w którym oni z Markiem też się pieprzyli!

O cholera, czyli jednak nie chodzi tylko o mamę.

– Jesteś zakochana w Jacku? – pyta Nicole.

– Czy wy nie rozumiecie, że oni praktycznie nie dali nam wyboru? Że bracia Hemmings są najbliższymi dla nas ludźmi, bo oni zrobili wszystko, żeby tak było?

Chciałam powiedzieć, że Mark mówi zupełnie, co innego, ale gdyby spojrzeć na wszystkie te wydarzenia to faktycznie ich zachowania zbliżały nas do siebie zamiast oddalać.

Czułam, że sama zacznę rzygać, gdy myślałam o tych wszystkich rzeczach, które wydarzyły się w moim życiu przez rodzinę Hemmingsów, dla niej, pomimo niej...

Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz