Zamkowe komnaty sprzyjają romantyczności. Potrzebowaliśmy czegoś, aby oderwać się od rzeczywistości, a raczej tych wszystkich nierzeczywistych rzeczy, które mogą okazać się prawdą. Wzięliśmy wspólny prysznic, a potem poszliśmy do łóżka. Nigdy nad tym nie filozofowałam, pójście do łóżka było dla mnie zawsze kolejnym etapem relacji, w której pojawiało się pożądanie. Wszyscy mówią o seksie od bardzo wczesnych nastoletnich lat i nie mnie oceniać, czy oni go rozumieją, ale jestem pewna, że ja nie do końca go rozumiałam. Nie nazwę mojego chodzenia do łózka z kolesiami, jako czegoś mechanicznego, ale zawsze wydawało się to pewnego rodzaju koniecznością, niezbędnością, aby ta relacja przetrwała, bo skoro „tego" nie robimy, to nie ma to przyszłości. Mówię o tym teraz w tym kontekście z tego względu, że seks z Luke'm nie wydaje się kolejnym etapem relacji, a jej dopełnieniem. Nie jest koniecznością czy niezbędnością i to nie dlatego, że nie potrzebujemy, czy nie chcemy fizyczności, tylko jest czymś, czego po prostu chcemy, na co po prostu mamy ochotę. Nie jest etapem relacji, po której rozróżniamy nasz związek. Nie chciałabym nazywać seksu miłością, ale w tej relacji seks jest jednym z jej czynników, więc chyba po prostu cały czas mówię o miłości, która nie objawia się dla nas jako konieczność, niezbędność, a po prostu coś, co czujemy. Trochę zawsze tak było, że coś czuliśmy, tak po prostu coś nas do siebie ciągnęło i w końcu znaleźliśmy się w miejscu, w którym z tego czegoś powstała z tego miłość. Znamy się od zawsze, a nie zawsze byliśmy w sytuacji, w okolicznościach, które pozwalały nam się do siebie zbliżyć. Niektórzy powiedzą, że po prostu samemu trzeba stworzyć sobie okoliczności, miejsce, możliwości, ale ja nie sądzę, że na miłość jest jakaś metoda. W szczególności, gdy znasz kogoś całe życie i nagle zaczynasz czuć coś więcej, coś innego i to nie dlatego, że nie ma innych ludzi wokół, a może dlatego właśnie, że są, a ty dostrzegasz, że to ktoś inny. Wierzę, że trzeba mieć trochę szczęścia, żeby poczuć motylki w brzuchu i czuć się z kimś w pełni sobą. Nie ma to odpowiedzi ani jakieś skutecznej metody. Wiem, nie mogłabym udzielać porad miłosnych, może dlatego zajmuję się finansami, bo są łatwiejsze w wytłumaczeniu. Luke śpi sobie smacznie obok mnie, a mi od tych rozmyślań zachciało się pić. Nie do końca odnajduję się w tych wszystkich komnatach i nie byłam jeszcze w kuchni, ale odnajduję ją za jadalnią.
Myślałam, że wszyscy śpią, ale w kuchni dostrzegam babcię Luke'a. Zdecydowanie nie jest to miejsce, w którym bym się jej spodziewała.
– Dobry wieczór – witam się z nią.
Przy stole rozmawialiśmy o głupotach, o studiach, o Cambridge, o Colchester, nie poruszaliśmy ani temu podobieństwa, ani naszych rodzin, czy naszego związku.
– Co tutaj robisz? – zamyka książkę i patrzy prosto na mnie.
– Zachciało mi się pić.
– Dobrze, zaraz poproszę kogoś kto... – rozgląda się w poszukiwaniu służby, no ale nie sądzę, żeby tu z nimi siedziała, cóż może szuka czegoś innego, jest zbyt trudna w zrozumieniu.
– Mogę sama sobie zrobić coś do picia, na co dzień to robię – staram się do niej uśmiechnąć.
– Nie mogę pojąć, jak możesz mieszkać w akademiku – stwierdza jego babcia – Nie wierzę, że był to pomysł któregokolwiek z twoich rodziców.
– Bardzo dobrze ich pani zna – to oczywiste, a ja w kółko o tym mówię.
– Twoja mama była u mnie w domu każdego dnia przez całe swoje nastoletnie życie.
Nie wiedziałam, że byli tak blisko z tatą Luke'a.
– Może i minęło dwadzieścia lat albo i więcej, ale patrząc na was nie za wiele się zmieniło.
CZYTASZ
Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}
FanfictionOjcowie Luke'a I Rowan są przyjaciółmi od zawsze i równie długo ze sobą rywalizują. Żyją w przepychu i bogactwie, bo tak od pokoleń żyły ich rodziny. Każde z ich dzieci ma obowiązek iść na Cambridge, bo to tradycja, a tradycja to najważniejsza z rze...