– Nie widziałem nigdzie mojej mamy. Myślisz, że przyjechał sam?
Nie wynieśliśmy się ze Szkocji, a zabukowaliśmy pokój w hotelu. Do tej pory nie rozmawialiśmy, ale to chyba on bardziej potrzebował tej ciszy niż ja. Teraz sam zaczyna rozmowę, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Myślałam, że porozmawiamy o tym, co się tam wydarzyło, a on pyta o mamę.
– Gdy tak o tym pomyślę wszystko zawsze robili samodzielnie. Ojciec miał nad nami twardą rękę, a mama zawsze była słodka i grała z nami w piłkę, uczyła się. Była zupełnie innym rodzicem niż ojciec. Czemu z nim jest? Czemu mu na to pozwala?
Nie wiem, dlaczego nagle zaczął rozważać wszystkie te rzeczy o swojej mamie.
– Chciałbym, żeby ktoś go powstrzymał – mówi cicho, jakby się tego wstydził – Żeby ktoś mu przypomniał, że przecież jestem jego synem, a on pieprzy mi życie, bo jest z nim samym coś nie tak.
– Luke... – kładę dłoń na jego ramieniu i próbuję coś powiedzieć, ale nie wiem, co.
– Co to znaczy, że nie powinniśmy być razem?
– Czy cokolwiek co się dziś wydarzyło ma sens? – odpowiadam pytaniem – Nie wiem, o co im wszystkim chodzi. Mają chorą obsesję na punkcie kontrolowania naszych żyć.
Chcę się przebrać w coś bardziej luźnego. Wystroiłam się do tego śniadania, a teraz jest mi niewygodnie. Chcę się zakopać pod pościelą albo pójść na jakieś dobre śniadanie. Otwieram walizę, a z niej wylatuje księga.
– Co to... – nie zabierałam żadnej księgi, na pewno to nie moje.
– Co do chuja – Luke podnosi ją z podłogi i otwiera.
Niepewnie wyglądam przez jego ramię, aby zobaczyć, co tam jest.
– Chyba znalazłem zdjęcia ze strychu twojej babci.
Czuję, jak zaczynam się trząść, jakbyśmy patrzyli na coś złego.
– Oni... – nawet nie wie, co powiedzieć po tym na co patrzy – Oni naprawdę...
– Byli razem – kończę łamiącym się głosem – Mark i moja mama – łapię się kurczowo jego ramienia, ratując się przed upadkiem – Nie chcę na to patrzeć, Luke! – denerwuję się – Zamknij to.
Całujący.
Przytulający.
Moja matka z jego ojcem z młodości.
Wyglądający jak my teraz.
Są tak do nas podobni, a raczej my do nich, że można by nas pomylić.
Luke mnie jednak nie słucha, jest tak zapatrzony, że obraca jeszcze jedną stronę, a tam...
Nie wytrzymuję tego, co widzę. Biegnę do ubikacji i po prostu rzygam. Nie spodziewałam się, że cokolwiek może mnie tak przerazić, zdruzgotać.
– Rowan – w jego głosie słyszę coś czego nigdy nie słyszałam – Rowan – powtarza moje imię, jakby potrzebował jakiegoś punktu zaczepienia – To nie...
Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać.
– Rowan, nie ma szans, że to ty – stara się mnie uspokoić.
Przestaję wymiotować, ale nie mam odwagi spojrzeć w jego kierunku.
– Skąd masz te pewność? – pytam ocierając łzy, a on chce mi w tym pomóc, tylko, że ja odpycham jego dłoń.
– Popatrz tu jest data.
– Nie chcę na to patrzeć! – oburzam się i odpycham dłonią ten głupi album.
Służba musiała go nam podłożyć!
– Rowan, to nie ty – powtarza jeszcze raz – Patrząc po dacie nie ma szans, żeby to była nawet Nicole – to też byłoby obrzydliwe.
Odsuwam się od ubikacji aż udaje mi się podnieść do zlewu, aby przepłukać twarz zimną wodą.
– Nasi cholerni rodzice zrobili sobie dziecko – mówię to na glos – Gdzie jest to dziecko?
Na zdjęciu mama jest w ciąży. Nie mam pojęcia, w którym może być miesiącu, bo zawsze była szczupła i mogła po prostu szybko mieć duży brzuch ciążowy.
– Do chuja, nasi starzy, Mark i Josie – są dla mnie, jak kompletni nieznajomi. Moja własna mama stała się dla mnie obcą osobą.
– Co zrobili z dzieckiem? – pyta Luke – Co oni... – jest tak samo załamany, jak ja, to nie ma żadnego sensu.
Nasi rodzice byli razem i spodziewali się dziecka. Facet, który nas odprowadzał musiał myśleć, że to któreś z nas było wtedy w brzuchu mojej mamy. Myśleli, że jesteśmy w kazirodczym związku. A co, jeśli tak jest? Co, jeśli Josie i Mark robili to jeszcze później? Jeśli któraś z nas jest tego pojeba? O boże, znowu będę wymiotować.
Jak mogli nam to zrobić?
Czemu się rozstali?
Co się kurwa wydarzyło, gdy byli młodsi od nas i dlaczego teraz są tacy spieprzeni?
CZYTASZ
Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}
FanfictionOjcowie Luke'a I Rowan są przyjaciółmi od zawsze i równie długo ze sobą rywalizują. Żyją w przepychu i bogactwie, bo tak od pokoleń żyły ich rodziny. Każde z ich dzieci ma obowiązek iść na Cambridge, bo to tradycja, a tradycja to najważniejsza z rze...