3 Poza murami

940 81 5
                                    

Rok później

– No, no, ale się urządziłaś.

Jestem u Nicole pierwszy raz, odkąd wyprowadziła się z mieszkania, w którym mieszkała z Benem. Urodziła kilka miesięcy temu dziewczynkę. Tom - facet, z którym je ma, jest całkiem fajny i widać, że się kochają. Rodzice upierali się na ślub, ale Nicole nie chciała go łączyć z ciążą i chce, żeby Tom to zrobił, kiedy będzie uważał, że są gotowi. Czasem się śmieje, że sama mu się oświadczy, bo niby co miałoby ją przed tym powstrzymać. Tradycja? No już złamała kolejność, więc sądzę, że byłaby w stanie złamać i te ‚regułę'.

– I ona tak cały czas? – pytam.

Nicole rzuca mi znaczące spojrzenie. Mam się zamknąć i nie przeszkadzać.

– Bilety na te wystawę leżą na szafce w sypialni. Weź je i idź.

– A mogę wziąć coś z twojej szafy?

Ona kiwa głową. Pozwoliłaby mi chyba na wszystko, bylebym tylko już zniknęła.

Przyjechałam do Londynu, aby pójść na wystawę, na którą ani ona, ani Tom nie mogą iść. Zupełnie nie znam się na sztuce, ale mam się tam pojawić i przedstawić rodzinnym nazwiskiem, aby wszyscy wiedzieli, że tam byliśmy.

*

– Okej. Jestem gotowa!

Spędziłam kilka godzin, szykując się w innym pokoju. Wchodzę do pokoju małej, aby się z nią pożegnać. Nicole patrzy na mnie, jakby z żalem w oczach.

– No co? – pytam szeptem.

– Byłam w tej sukience na pierwszej randce z Benem.

– Trzymasz takie starocie?

Patrzę na siebie, jakbym ubrała najbardziej niemodną rzecz świata. Nicole się ze mnie śmieje. Może nawet wygląda, jakby chciała o tym porozmawiać, ale ja naprawdę nie mam ochoty słuchać, czemu zmarnowała całą młodość na te relacje.

– Idź już, bo się spóźnisz.

Ściskam ją i obiecuję, że nie wrócę za późno, ale ona mi nie wierzy.

*

Galerie sztuki to naprawdę białe ściany, idealne pieprzone białe ściany, wokół, których pojawiają się prace artystów.  Nicole jest artystycznym świrem i trzeba jej przyznać, że się na tym zna. Nie powinnam tu przychodzić, żeby nie narobić jej wstydu. Nie wiem, nawet czyja to wystawa. Na szczęście na wejściu są przedstawieni autorzy i fakt, że są to młodzi artyści i ich pierwsza prezentacja prac. Tym bardziej nie powinno mnie tu być, bo nie będę mogła dać im szczerego uznania i nadziei. Mogę uznać tylko, co jest ładne, ale nie dobre. Nie wiem, ile czasu powinno się spędzić w takim miejscu, ale jestem pewna, że mi wystarczy pół godziny. Na szczęście jest tu spora dawka darmowego alkoholu, a ja przekroczyłam już magiczną liczbę i nie muszę się z tym ukrywać.

Przyglądam się kolejnym obrazą, z kolejnym kieliszkiem szampana, aż w końcu dostrzegam coś ciekawego. Dobra, jestem ignorantką, bardziej zainteresowana mężczyznami, niż sztuką. Może uważam ich za sztukę. Proszę, pozwijcie mnie za to. Tym mężczyzną jest Luke. Widziałam go dwa razy od czasu awantury o orientację jego brata, bo nasze wspólne obiady zostały zhańbione i nasi ojcowie nie nogi tego przetrawić. W każdym razie widziałam go raz na jego imprezie z okazji przyjęcia na Cambridge. Brawo, Luke. I drugi raz, gdy Nicole urodziła i przyszedł do szpitala, zobaczyć małą.

Nie widzi mnie, bo je st zbyt zaaferowany mizianiem po włosach... faceta?

Może źle widzę, a może wyjmuje mu coś z włosów.

Przysuwa się do niego i zaczyna szeptać mu coś do ucha. Są tego samego wzrostu, więc nie ma z tym żadnego problemu. Nigdy nie widziałam dwóch facetów szepczących sobie coś na uszko. Może mało widziałam, a może nie byłam po prostu zainteresowana. Nie wiem, jak długo tak stoję, ale poza paroma uśmiechami i słówkami wyszeptanymi do uszka nic się nie dzieje. Jednak Luke wygląda inaczej, ma dłuższe włosy, niż te, w których go ostatnio widziałam, a już wtedy nie były najkrótsze. Ma na sobie te samą czarną koszulę, którą miał, na tamtej kolacji, ale tym razem zamiast jeansów ma czarne spodnie i eleganckie buty.  To zabawne, ale częściej widuję tego faceta w oficjalnym wydaniu, niż w tym w czym chodzi na codzień.

Luke mnie dostrzega, a ja odwracam wzrok, zdradzając się, że przyglądam mu się od dłuższego czasu. Nie peszy go moja obecność. W ogóle się od niego nie odsuwa.

Bo czemu by miał?

– Cześć – podskakuję, gdy słyszę jego głos.

– Cześć – odpowiadam, patrząc w ziemię zamiast na niego. Na szczęście umiem liczyć i w swoim pobliżu dostrzegam tylko jedną parę butów, czyli nie podszedł z kolegą.

– Co tutaj robisz? – pyta, a jego głos jest pełen zaskoczenia.

– Chyba lepszym pytaniem jest, co ty tutaj robisz. Studiujesz w Cambridge.

– No co ty? - kpi ze mnie.

W końcu podnoszę głowę, aby na niego spojrzeć. Nie jestem, aż tak wysoka, muszę trochę zadrzeć głowę do góry, w szczególności, ze postawiłam na płaskie obuwie.

– To co tu robisz? – pytam jeszcze raz.

– Są tu prace mojego kolegi – macha dłonią, pewnie wskazując na te prace.

– Znasz się na sztuce? – jestem nieco zaskoczona, ale jak już wspominałam, ledwo cokolwiek o nim wiem.

– Nie mam o niej pieprzonego pojęcia – śmieje się – Ale ty też nie, więc co tu robisz?

– Skąd wiesz, że nie znam się na sztuce? - dziwię się.

– Pamiętasz te wakacje, które spędzaliśmy w domu letniskowym twoich rodziców? Nicole namalowała obraz, był skończony, a ty nie miałaś o tym pojęcia i stwierdzałaś, że go dokończysz.

– Miałam jakieś osiem lat! – przypominam.

– Czy to nie za dużo, żeby niszczyć cudze prace?

Może, ale szukałam wtedy uwagi.

– Nie wierzę, że to pamiętasz.. – kręcę głową w kompletnym niedowierzaniu – W każdym razie Nicole nie mogła przyjść, bo mała cały czas płacze i nie miała sumienia ją zostawić.

– Emily nie mogła przyjechać? – więc, wie, że nie jestem pierwszym wyborem najstarszej siostry.

Krzywię się, co go rozbawia.

– Chcesz skoczyć po tym na jakiś obiad?

– Będzie za późno na obiad, Luke.

On wzrusza ramionami.

– To może być kolacja.

– Zapraszasz mnie na kolacje? – na mojej twarzy na pewno może zobaczyć zaskoczenie.

Ogląda się na boki, jakby kogoś albo czegoś szukał.

– Dawno się nie widzieliśmy – mówi.

– Nie, żebyśmy spędzali regularnie razem czas – dodaję.

– Jesteś niemożliwa.. – przeczesuje swoje przydługie włosy – Chcesz iść na te kolacje, czy nie? – nie daje mi dojść do słowa – Nie zapytam ponownie.

– Dobra – przewracam oczami.

– No to kończ podziwianie sztuki i chodźmy.

Właściwie to już jestem gotowa..

Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz