39. Co można robić na złość staremu?

554 54 0
                                    


Nie rozmawialiśmy za wiele o sytuacji, która wydarzyła się u niego na kolacji. Wiem tylko tyle, że w końcu powiedział ojcu, a ja nie zapytałam, co takiego, tylko polowałam głową. Jestem zmęczona tym, jak wiele w moim życiu kręci się wokół rodzinnych dramatów. Jest niedziela i życie na kampusie jest zaskakująco znikome. Siedzę na schodach jednego z budynków pomiędzy jego nogami i cieszymy się ciepłym jesiennym wieczorem. Luke ma przerzucone ramiona przez moje, a ja opieram plecy o jego pierś.

– Zgodziłem się, żeby Jack zapłacił za moje studia, jeśli ojciec tego nie zrobi.

To każe mi sądzić, że na tym obiedzie wydarzyło się więcej niż do tej pory zrozumiałam.

– Myślisz, że tego nie zrobi? – próbuję dowiedzieć się czegoś więcej.

– Chyba nie chce mieć nic wspólnego z synem, który jest w połowie pedałem – wyrzuca to z siebie wkurzony, może nawet brzmi, jakby utożsamiał się z tym, co ten pojeb mu powiedział – Co gorsze, uważa, że nie jesteś dla mnie dobrą partią i czym prędzej powinniśmy się rozstać.

– Co? – to nieco mnie przytłacza.

– Nie mam pojęcia. Powiedział coś o Szkocji i o tym, że nie ma mowy, że cię tam zabiorę, że twoja noga tam nie postanie..

Nie chcę wiedzieć, jak wygląda teraz moja twarz, bo nie mam pojęcia, o co tu w ogóle chodzi. Nie szukaliśmy więcej odpowiedzi na temat naszych rodziców, bo pochłonęliśmy się sobą nawzajem.

– Co jest takiego w Szkocji, że moje nazwisko z hańbiłoby jego szkocki ród? – kpię.

Wiem, że powinnam skupić się na jego studiach, ale to doprowadza mnie do szału.

– Przecież to jakaś kpina! – oburzam się – Teraz muszę tam pojechać i zrobić mu na złość!

Luke wybucha śmiechem.

– Czy mu da zrobić się na złość? Zawsze wygrywa.

– Konkurs bycia bucem – podsumowuję.

Obydwoje milkniemy na chwile.  

– Myślałeś, kiedyś o tym, żeby mieć normalną rodzinę? – obracam się przez ramię, aby zobaczyć jego reakcje na to pytanie.

– Co to znaczy normalną? - może chce z tego zażartować.

– Moja współlokatorka przyjaźni się z własną mamą, a jej ojciec jest profesorem na uczelni i nigdy nie powiedział jej, że ma wybrać jej uniwerek.

– To dla ciebie norma? – jego pytanie jest nieco lekceważące.

– Brzmi miło – wzrusza ramionami, jakby chciała podkreślić, że to nic takiego.

– Nie wiem, czy chcę mieć rodzinę – przyznaję po raz pierwszy na głos – Nie wiem, czy byłbym w tym dobry, bo ledwo wychodzi mi bycie z tobą.

– Ledwo? – dziwię się.

– A co, jest nieźle? – widzę jego uśmiech, co wywołuje mój.

– Jestem szczęśliwa, a chyba o to chodzi, żeby uszczęśliwiać drugą osobę i samemu być szczęśliwym. Jesteś szczęśliwy?

– Ogólnie czy z tobą? – co raz trudniejsze te pytania..

– A to są dwa różne szczęścia? – dopytuję.

– Uważasz, że nie można być szczęśliwym tylko przy jakieś osobie? W jakiejś części? – zagłębia się w to, jakby często o tym myślał.

– Nie wiem, a można?

– Jestem szczęśliwy tu z tobą, ale czasem, gdy ciebie nie ma, wcale taki nie jestem.

– Chyba nie powinno tak być – mówi niepewnie.

– Wolę to niż wieczne bycie nie nieszczęśliwym, ale też nie bycie szczęśliwym.

– Wiem, że nie można cały czas być szczęśliwym, ale... – cały czas kieruje to do mnie, o mnie, ale teraz chyba przestaje – Chciałabym taka być częściej, chciałabym nie gasnąć, gdy wracam do domu lub gdy myślę o domu i gdy słyszę o twoim domu..

– Mój dom, mój problem.

– Wiesz, że tak nie jest.. – obracam sygnet jego rodzinnego herbu na palcu.

Luke dostrzega, że to robię.

– Nie wierzę, że to nosisz cały czas – brzmi, jakby robił mi wyrzuty – Chcesz być częścią tego syfu z własnej woli.

– I tak trochę jestem – uśmiecham się, chociaż średnio jest tu do śmiechu – Hej! – podnoszę się ze schodów i staję przed nim – Powinniśmy się pobrać!

Nawet nie udaje, że traktuje mnie poważnie. Wybucha śmiechem i rozsiada się na schodach, podpierając łokciami o stopień wyżej.

Staję wyprostowana z poważną miną, bo mówię całkiem poważnie. Nie wiem, czy dostrzega moją minę, że salwy jego śmiechu ustają, czy już uznał, że mówię poważnie.

– Zróbmy to – podskakuję w miejscu – Czemu mielibyśmy nie?

– Ty mówisz poważnie.. – może właściwie chodzi o to, że go przeraziłam, że zrobiło się zbyt poważnie.

– Kocham cię, czemu mielibyśmy tego nie zrobić? Kto nam, kurwa, zabroni? – nie wiem, czy złość na rodziców jest dobrym motywatorem, ale mam to gdzieś. Podoba mi się ten pomysł.

– To takie wariactwo – wstaje, abyśmy na podobnej wysokości, chociaż on stoi kilka stopni wyżej, a na dodatek jest ode mnie wyższy.

– Lubię wariactwo – uśmiecham się od ucha do ucha.

Luke idzie moim śladem. Kręci głową z niedowierzaniem, ale już nie protestuje.

– Będę mogła zapłacić za twoje studia. Kasa Jacka to, jak kasa Marka. Będziemy mieli nową rodzinę i własne wartości..

– Nie chcę brać ślubu dla kasy, Rowan – oburza się, wręcz wścieka – Kocham cię, ale póki będę częścią tego syfu, nie powinniśmy się pobierać, żeby robić mu na złość.

Może coś w tym jest. Może ma racje. Wierzę, że chodzi tylko o to, a nie o coś więcej.

– Jedźmy do Szkocji, Rowan. Czuję, że tam są odpowiedzi, których potrzebuję.

Więc, możemy robić na złość jego ojcu małymi rzeczami.

Kiedy relacje z rodzicami przestaną utrudniać nam życia?

Cambridge vs Oxford {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz