DIEGO
— A więc, Diego? Tak?
Kątem oka widziałem, jak ojciec Lavelle zezował na mnie, gdy dorzucałem drewna do paleniska. Podniosłem się z przysiadu, otrzepując spodnie i stanąłem przodem do niego. Miał surowy wyraz twarzy, brwi ściągnięte i na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że był wobec mnie podejrzliwy.
— Tak, Diego. Diego Otero. — Wyciągnąłem ku niemu dłoń.
Chwilę na nią patrzył z pogardą, nim podniósł wzrok i przeszył mnie lodowatym spojrzeniem.
— Michael Bennett — wycedził. — Dla znajomych Mike, ale tylko dla znajomych. — Dosadnie podkreślając słowo „tylko", uścisnął mi dłoń, a ja ledwo powstrzymałem się przed parsknięciem śmiechem.
Facet chyba nie podejrzewał, z kim miał do czynienia i te jego uwagi były dla mnie wręcz komiczne. Uspokoiłem się jednak, chcąc zachować klasę i wsadziłem ręce do kieszeni spodni, przyglądając się językom ognia. Niech ta Lavelle w końcu przyjdzie, bo czułem, że długo nie wytrzymam w towarzystwie jej ojca.
— Czym się zajmujesz? — ciągnął, a ja miałem już dość.
Wzruszyłem ramionami od niechcenia.
— Ludźmi — mruknąłem, nie mogąc ukryć delikatnego uśmiechu.
Słyszałem, jak głośno wypuścił powietrze.
— Nie powinieneś być w pracy? Dlaczego przyjechałeś tu z Lav?
— Chwilowo mam wolne. — Spojrzałem na niego, zauważając jego bojową minę. — Poza tym raczej jestem aktywny nocą, a w dzień zazwyczaj odpoczywam.
Zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów. Zaczynałem się zastanawiać, czy zaczął łączyć fakty, czy może słyszał gdzieś moje nazwisko. Nie ujawniałem się, ale byliśmy na naszym obszarze, więc było większe prawdopodobieństwo tego, iż coś obiło mu się o uszy. Georgia należała do nas, zupełnie jak Karolina Północna i Południowa. Moretti sukcesywnie powiększał swoje terytorium i wkrótce do naszych ziem miała także należeć Floryda.
Co ciekawe, byłem nielekko zaskoczony, gdy McCoy poinformował mnie o wyjeździe do ojca Lavelle. W końcu było to znaczne ryzyko i zaczynałem podejrzewać, że jego intryga była znacznie bardziej złożona niż na wstępie zakładałem. Niemniej nie zamierzałam narażać tej dziewczyny, ale jeśli nie byłbym w szeregach famiglii Morettiego, to co wtedy? Nie miałem wątpliwości, że doskonale sobie zdawał sprawę z podejmowanego ryzyka. Tylko że jeszcze nie wiedziałem, co chciał tym ugrać.
Za plecami usłyszałem trzeszczenie, więc odwróciłem się i dojrzałem zmierzającą w naszą stronę Lavelle. Liście szeleściły pod jej stopami, gdy zgrabnym krokiem do nas podeszła. Ojciec objął ją ramieniem i przytulił do siebie, wyciskając całusa na jej skroni. Uśmiechnęła się i spojrzała na ognisko.
— Głodna? — zapytał. — Skoro już przyjechałaś, to muszę zadbać, byś jak najwięcej zjadła.
Skinęła lekko głową, śmiejąc się przy tym i przeniosła wzrok na mnie. Jej oczy pałały smutkiem, ale usilnie próbowała ukryć to pod szerokim uśmiechem.
Mike, czy tam MICHAEL, podszedł to stolika, gdzie przygotował już kilka kiełbasek i zaczął nadziewać je na patyki. Wskazałem Lavelle ławkę, na której ułożyłem już dla niej koc i poduszkę.
— Dziękuję — szepnęła, gdy obok mnie przechodziła.
Rozdzwonił się mój telefon, więc przeprosiłem towarzystwo i odszedłem dalej, by nikt przypadkiem nie podsłuchał mojej rozmowy.
CZYTASZ
LAVELLE ✔ || RIAMARE #1
RomanceTOM I SERII RIAMARE Lavelle od samego początku nie miała kolorowego życia. Po tym, jak matka odeszła do kochanka, wychowywał ją jedynie ojciec. W ich domu nigdy się nie przelewało, ale dziewczyna nie narzekała na swoje dzieciństwo. Kiedy poznała Dea...