DIEGO
Luciano zaparkował tuż przed moim domem, a stres ścisnął mi gardło.
— To jak? Nadal obstajesz przy tym, by jej się oświadczyć? — rzucił, spoglądając na mnie. — Czy już stchórzyłeś?
Potarłem palcami skronie, bo sama myśl o tym przyprawiała mnie o ból głowy.
— Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to wieczorem będę miał już narzeczoną.
— O ile wcześniej nie zemdlejesz. — Roześmiał się głośno.
Pokręciłem głową i westchnąłem ciężko. Miał szczęście, że go lubiłem, bo w innym wypadku skróciłbym go o głowę.
— Dobra, idę, a ty tutaj czekaj — poinstruowałem i z ciężkim wdechem wysiadłem z auta.
Poprawiłem marynarkę i ruszyłem do drzwi wejściowych. Mój dobry nastrój niemal prysł, ustępując widocznemu poddenerwowaniu. Grzebałem dłonią w kieszeni, raz po raz obracając pudełko w palcach. Miałem ochotę je wyrzucić, bo paliło mnie niemiłosiernie.
Tego dnia stwierdziłem, że nadszedł ten moment, by w końcu wręczyć jej pierścionek. Może to było za szybko, ale straciłem już i tak zbyt wiele czasu. Ponadto wciąż martwiła mnie sytuacja z Vito i Cesarem. Nic nie było wiadome, a chciałem mieć pewność, że zdążę jeszcze poprosić ją o rękę. Gdy jutro nie było pewne, nie warto było zwlekać.
Wszedłem do środka, napotykając od razu wzrokiem siedzącego w salonie Hero. Malował właśnie jakieś obrazki, a gdy mnie dostrzegł, od razu się uśmiechnął.
— Dzień dobry, tato!
— Dzień dobry, Hero. — Podszedłem do niego, ucałowałem go w czubek głowy i zmierzwiłem jego włosy. — Mama już gotowa?
— Chyba nie.
Pokiwałem głową i usiadłem naprzeciwko niego na podłodze, tuż obok stolika kawowego, przyglądając się jego rysunkom. W myślach bezwiednie począłem powtarzać formułkę, którą przygotowywałem już od kilku dni. Może nie była jakaś wybitna, wysoce romantyczna, ale wydawało mi się, że brzmiała w porządku i sprawi, że Lavelle się zgodzi.
Odmowy nawet nie brałem pod uwagę. Chyba bym się wtedy sam zastrzelił.
Czułem się jak idiota, strasznie się stresowałem jej reakcją, a była to wręcz błaha rzecz w porównaniu do tego, co dotychczas robiłem. A jednak żadna odpowiedź nigdy nie liczyła się dla mnie jak ta, udzielona przez nią. Nigdy nic nie było dla mnie tak ważne jak Lavelle.
Bezwiednie zacząłem powtarzać swoją przemowę pod nosem:
— Kiedy myślę o tym wszystkim, przez co razem przeszliśmy, wręcz nie mogę w to uwierzyć. Nie sądziłem, że ktoś tak inny ode mnie mógłby mnie zainteresować i wzbudzić we mnie jakiekolwiek uczucia. Żyłem, jak chciałem, ostatnią rzeczą jakiej pragnąłem, było wiązanie się z kimś na dłużej, gdyż nigdy nie odczuwałem do nikogo więzi, która potrafiłaby mnie utrzymać przy kimś na wieczność. Byłem oddany swojej famiglii, swoim zasadom i obowiązkom. Miałem plan na każdy dzień i każdą sytuację, którą napotkałem po drodze, a jednak nigdy nie udało mi się zaplanować tego, co do ciebie poczułem. Sądziłem, że nie zdołam nikogo pokochać, to nawet nie tak, że tego nie chciałem, po prostu... moje serce nie było stworzone do miłości. Nie potrafiłem odnaleźć w ludziach tego czegoś, co sprawiłoby, że zmieniłbym postrzeganie ich, że dojrzałbym w nich coś więcej niż zwykłą istotę. I spotkałem ciebie. Już na początku uzmysłowiłem sobie, że staniesz się kimś więcej niż przeszkodą na swojej drodze do zwycięstwa. Byłaś moim słodkim zmartwieniem, istotą, której zapragnąłem chronić już w pierwszej sekundzie naszego pierwszego spotkania. I nagle ta troska przeistoczyła się w coś więcej, coś pięknego i niezwykłego. Od tamtej chwili żyłem miłością do ciebie, karmiłem się nią i oddychałem nią, tylko ona mi wystarczała. I wierzę, że wystarczy mi na resztę życia. Zdaję sobie sprawę z tego, że oficjalnie wciąż jesteś mężatką, jednak zrobię wszystko, byś mogła stać się moją...
CZYTASZ
LAVELLE ✔ || RIAMARE #1
RomanceTOM I SERII RIAMARE Lavelle od samego początku nie miała kolorowego życia. Po tym, jak matka odeszła do kochanka, wychowywał ją jedynie ojciec. W ich domu nigdy się nie przelewało, ale dziewczyna nie narzekała na swoje dzieciństwo. Kiedy poznała Dea...