『 ROZDZIAŁ 27 』

2K 177 36
                                    

DIEGO

Opuściłem mieszkanie cały zestresowany. Nie chciałem przelewać tych emocji na Lavelle i starałem się utrzymać nerwy na wodzy, ale w chwili, gdy ponownie wskoczyłem do swojego auta, zalała mnie wściekłość. Było źle. Było popieprzenie źle.

Kiedy wszedłem do gabinetu McCoya i podszedłem do biurka, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wytapetowana ściana tuż obok drzwi. Sparaliżowało mnie nieco na ten widok, ale szybko odzyskałem rozum i podszedłem do niej. Dwie ogromne tablice korkowe przyozdobione były wizerunkami wielu osób, które połączone były ze sobą w jakiś pokręcony sposób, tworząc mapkę. Kilku mężczyzn było przekreślonych czerwonymi iksami i byli opatrzeni kolejnymi cyframi. Ten wężyk ciągnął się do samego środka, a po drodze znalazło się również zdjęcie Lavelle. Miała swój numer, ale jej fotografia nie została zamazana, za to człowieka obok niej już tak. Kurwa.

Śledziłem dalej wizerunki, docierając do swojego zdjęcia. Zdjęcia, na którym rozmawiałem przez telefon. Pod nim widniała kartka z podpisem „kret".

— Pieprzony popapraniec — syknąłem, zrywając z tablicy swoją fotkę.

Prześledziłem palcem dalszy ciąg jego pierdolonego planu, docierając do zdjęcia Morettiego i daty. Dzisiejszej daty.

— Skurwysyn.

Rzuciłem się pospiesznie do biurka, zgarniając z niego laptop, przetrząsnąłem na oślep otwarte szuflady, wyciągając z nich wszystkie papiery i wypadłem z gabinetu, niemal wpadając na Lavelle. Już wtedy wiedziałem, że McCoy zdawał sobie sprawę z tego, co zamierzałem zrobić i co zamierzał zrobić Angelo. Przejrzał nas, nim w ogóle wzięliśmy się do roboty i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim byłem, nim w ogóle mnie do siebie przyjął. Cholera, wiedziałem, że był większym szajbusem niż ja.

Zaparkowałem znacznie spóźniony pod budynkiem, gdzie umówiliśmy się z Angelo. Dojrzałem tam jedno auto, przy którym stał Tito. Wkurwiłem się na jego widok, ale przynajmniej miałem pewność, że zdołam z kimś pogadać i przekazać mu informacje przed ucieczką z Lavelle.

Obrzucił mnie wzrokiem, gdy kierowałem się w jego stronę. Wyprostował się przede mną, a ja mocniej ścisnąłem w ręku trzymany przeze mnie laptop. Tito ostentacyjnie zerknął na zegarek na nadgarstku i postukał w niego.

Spóźniony.

Wciągnąłem głośno powietrze, zatrzymując się przed nim.

— Lepiej przekaż to informatykom, by jak najszybciej złamali zabezpieczenie — rzuciłem oschle. — McCoy jest pierdolonym mózgiem.

Ściągnął brwi i odebrał ode mnie urządzenie.

— Gdzie Angelo?

— Napierdala Antinorich — rzucił od niechcenia, skupiając się na otwieraniu laptopa.

— Niech lepiej się odsunie. — Tito spojrzał na mnie z powagą. — Powinien to zostawić żołnierzom, bo nie jestem pewien, jak ciężkie działa wyprowadzi McCoy, by pozostać na tym terytorium.

— Co ty mówisz?

— Ma plecy. I nie sądzę, by Antinori o tym wiedział. W jego pieprzonym planie działania na drodze do ścięcia znajdował się zarówno Gaspare, jak i jego synowie. O nas też wie zbyt wiele, by móc narażać przy tym szefa. Przekaż mu, by się wycofał.

Tito od razu zareagował. Otworzył drzwi auta, wrzucił do niego wszystkie przekazane przeze mnie rzeczy i wskoczył do środka. Chwilę później odjechał, zostawiając mnie samego. Świetnie. Przynajmniej nie będę musiał się nikomu tłumaczyć. Jednak kiedy skierowałem się do swojego samochodu, mój świetny plan niemal legł w gruzach. Pocisk cudem przeleciał tuż obok mnie, a ja natychmiast skoczyłem za ścianę.

LAVELLE ✔ || RIAMARE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz