『 ROZDZIAŁ 3 』

3.8K 207 17
                                    

LAVELLE

Nazajutrz stawiłam się w salonie punktualnie o ósmej rano. Razem z mężem miałam jechać do jego rodzinnego domu, a przy okazji mieliśmy załatwić parę spraw w jego lokalu, bo doszło tam do jakiegoś incydentu. Ubrałam elegancką ołówkową spódnicę i białą koszulę, a na nogi włożyłam swoje czarne baletki. Deacon zlustrował mnie jedynie wzrokiem i kiwnął głową. Rzadko z jego ust padały jakiekolwiek komplementy. Nauczyłam się jednak, że inaczej okazywał aprobatę. Zwykłe skinienie znaczyło u niego o wiele więcej, niż ktoś inny mógłby przypuszczać.

Wsiedliśmy do auta i zapięliśmy pasy. Ku mojemu zaskoczeniu kierowcą nie był Nilas, a jakiś młody mężczyzna. Mój mąż musiał dostrzec moje zdziwienie, bo natychmiast wyjaśnił:

— Nil potrzebował urlopu. Przez jakiś czas będzie go zastępował Diego.

— Czy coś się stało? — Zmartwiłam się, bo Nilas nigdy nie brał wolnego, a patrząc na jego wiek, wnioskowałam, że musiał mieć jakieś problemy zdrowotne.

Deacon jednak nic nie odpowiedział, jedynie wbił wzrok w boczną szybę, dając mi do zrozumienia, bym nie drążyła tematu. Zamilkłam zatem, nie chcąc go denerwować.

Przypadkiem dostrzegłam, że nasz kierowca zerkał na mnie we wstecznym lusterku, przez co natychmiast odwróciłam wzrok, dając mu tym samym znać, by tego nie robił. Źle mogło by się dla niego skończyć wpatrywanie we mnie. Deacon był niezwykle zaborczym mężem i nigdy nie pozwalał, by spojrzenie któregoś mężczyzny wlepione było we mnie dłużej niż przez trzy sekundy.

Dojechaliśmy do jednego z klubów i po opuszczeniu auta ruszyliśmy do bocznego wejścia, gdzie znajdowały się biura. Cieszyłam się, że oszczędzono mi wpatrywania się w półnagie kobiety, które pracowały w tym lokalu, tańcząc na rurze i w klatkach.

W gabinecie przysiadłam na sofie i zerknęłam na męża, który sprawdzał z jednym z pracowników monitoring. Najwyraźniej coś znaczącego musiało się wcześniej wydarzyć.

Wzdrygnęłam się i podniosłam lekko głowę, gdy usłyszałam głośny trzask drzwi. W progu pojawił się jakiś mężczyzna z wściekłym wyrazem twarzy.

— Peter, odprowadź moją żonę do samochodu — rozkazał Deacon.

Posłusznie wstałam i udałam się za owym mężczyzną, mijając po drodze rozjuszonego gościa. Nawet na mnie nie spojrzał, kiedy przeszłam tuż obok niego, a słysząc krzyki, ucieszyłam się, że mój mąż zawsze chronił mnie przed takimi sytuacjami.

Wyszłam na świeże powietrze i podziękowałam Peterowi za ochronę. Skinął mi głową i zniknął w środku. Podeszłam do auta, obok którego stał nasz nowy kierowca. Był dobrze zbudowany i zdecydowanie o wiele młodszy od Nilasa. Krótko przystrzyżone włosy i dobrze zarysowane kości policzkowe sprawiały, że wyglądał na takiego, z którym nie warto zadzierać.

Wypalił właśnie papierosa i rzucił go na ziemię, przydeptując końcówkę butem. Zerknął na mnie, gdy zbliżyłam się do niego na dwa metry. Pomimo dzielącej nas odległości, zdołałam wyczuć jego intensywne perfumy, tak inne od tych, używanych przez mojego męża. Skrzywiłam się. Nie powinien się tak rzucać w oczy.

— Lavelle McCoy — wypowiedział moje imię z nutką uznania.

— Diego...?

— Otero — dokończył, a na jego usta wypłynął leniwy uśmiech. — Sądziłem, że każdy mnie tutaj zna.

Uniosłam brwi zaskoczona jego śmiałością.

— Jak widać nie jestem każdy — oznajmiłam. — Jak długo będziesz dla nas pracował?

LAVELLE ✔ || RIAMARE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz